Trwa ładowanie...
d25iqvs
28-10-2009 14:10

Szpital: idź rodzić gdzie indziej!

Lekarz dyżurny z Centralnego Szpitala Klinicznego w Katowicach odesłał z kwitkiem kobietę w 26. tygodniu ciąży z rozpoczętą akcją skurczową. Ciężarna, zagrożona przedwczesnym porodem, która w przeszłości straciła już jedno dziecko, ostatecznie trafiła do kliniki w Szpitalu Specjalistycznym nr 2 w Bytomiu.

d25iqvs
d25iqvs

- Udało nam się zatrzymać skurcze. Stan matki można już uznać za dobry, a ciążę uratowano - mówi prof. Anita Olejek, kierowniczka bytomskiego oddziału i konsultantka wojewódzka w dziedzinie położnictwa i ginekologii.

To nie pierwszy skandaliczny przykład potraktowania pacjentek w CSK. Niedawno lekarze z Sosnowca prosili, by na oddział ginekologiczno-położniczy została przyjęta kobieta z problemami po skomplikowanym porodzie. Niestety, spotkała ich odmowa, a ciężko chora kobieta ostatecznie trafiła do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 5 im. św. Barbary w Sosnowcu.

- Nawet nie chcę myśleć, co by się stało, gdyby ta pacjentka zmarła - mówi jeden z ginekologów.

Dla lekarzy ze szpitali miejskich z całego regionu Centralny Szpital Kliniczny to ostatnia deska ratunku, bo to placówka o najwyższym, czyli III stopniu referencyjności, co oznacza, że właśnie tu można oczekiwać najlepszej opieki z wykorzystaniem najnowocześniejszego sprzętu. Właśnie do takich klinik powinny trafiać najtrudniejsze przypadki, a więc np. pacjentki z powikłaniami ciążowymi, bo lekarze mają dostęp do specjalistycznych urządzeń diagnostycznych i możliwość leczenia na wielu oddziałach.

d25iqvs

Problem też w tym, że w województwie nie mamy specjalistycznego ośrodka dla kobiet z zagrożoną ciążą. Zresztą jeden taki ośrodek by nie wystarczył, choćby ze względu na rozmiar województwa i liczbę zagrożonych kobiet ciężarnych.

- Jak ostatnio obliczałam, mamy obecnie w szpitalach około stu stanowisk reanimacyjnych dla noworodków, a Śląski Urząd Marszałkowski zdecydował o zakupie nowych 17 stanowisk i rozlokowaniu ich w szpitalach w Częstochowie, Bytomiu, Bielsku, Tychach i Jastrzębiu - mówi prof. Olejek.

Ponieważ sygnałów o odmowie przyjęcia do Centralnego Szpitala Klinicznego docierało do prof. Olejek więcej, poprosiła klinikę o wyjaśnienia.

Ordynator I oddziału ginekologii i położnictwa - prof. Jerzy Sikora - pisemnie wyjaśnił, że ograniczenia przyjęć są spowodowane... problemami finansowymi szpitala.

d25iqvs

Dzieje się tak, bo Narodowy Fundusz Zdrowia nie płaci za nadwykonania, a każdy dodatkowy pacjent generuje dług. Roszczenia oddziału ginekologiczno-położniczego w CSK wobec NFZ-u wynoszą teraz ok. 500 tys. złotych.

Czy jednak może to być powód bezdusznego odsyłania i nieprzyjmowania chorych? Na to pytanie nie uzyskaliśmy w CSK odpowiedzi.

Inne szpitale też są w katastrofalnej sytuacji finansowej, ale nie odważyły się na tak drastyczne i niebezpieczne w skutkach posunięcie jak dyrekcja CSK.

d25iqvs

- Nie odsyłamy pacjentek i tego robić nie będziemy. Z mojego rozeznania wynika, że podobne kłopoty mają też szpitale wojewódzkie w Bielsku-Białej i w Częstochowie. Ale tam też, mimo ogromnych problemów, nikt nie skazuje chorych na poszukiwanie szpitala - wyjaśnia prof. Olejek.

Wicedyrektor ds. lecznictwa Szpitala Wojewódzkiego w Bielsku-Białej, dr Wojciech Muchacki, przyznaje, że za leczenie pacjentek z oddziału ginekologii i położnictwa NFZ zalega im z zapłatą ok. 400 tysięcy złotych.

- Nasz dług rośnie, ale nie wyobrażam sobie sytuacji, by nie przyjąć kobiety w zagrożonej ciąży. Przesuwamy pacjentów do zabiegów planowych i czekamy na środki z NFZ - twierdzi dr Muchacki. - Zablokowanie przyjęć w takim szpitalu jak CSK jeszcze bardziej wiąże nam ręce, bo powoduje, że u nas robi się ścisk. Są przecież przypadki, których leczenie jest możliwe tylko w tak specjalistycznych ośrodkach jak katowicki - dodaje.

d25iqvs

W Bielsku dodatkowo sytuację skomplikuje fakt, że od 9 do 20 listopada nie będzie przyjęć na patologię noworodka, bo jest tam montowany nowy sprzęt reanimacyjny, co wymaga czasowego wyłączenia pracy oddziału.

- Nie chcę się licytować, ale to my jesteśmy w najgorszej sytuacji. W aglomeracji śląskiej można jeszcze pacjentki odesłać do jakichś oddziałów. My po prostu nie mamy gdzie ich odsyłać - stwierdza Magdalena Sikora, rzeczniczka Szpitala Wojewódzkiego w Częstochowie.

Ten szpital sądzi się z NFZ o zapłatę za nadwykonania. W sumie chodzi o... 8,5 mln złotych.

d25iqvs

Tymczasem rzecznik prasowy śląskiego oddziału NFZ Jacek Kopocz twierdzi stanowczo, że szpital bez względu na dług i ograniczenia kontraktowe musi przyjąć pacjenta w przypadku zagrożenia zdrowia i życia.

- Wszystkie procedury ratujące życie będą uregulowane - powtarza Kopocz.

Fundusz szuka też środków, by choć częściowo zapłacić za nadwykonania. W grę wchodzi przesunięcie niewykorzystanych środków między oddziałami w ramach szpitala lub między szpitalami. Co jeśli się nie uda?

d25iqvs

- Obawiam się, że gdy pieniądze się nie znajdą, to inne oddziały, wbrew swojej woli, też będą musiały w niedalekiej przyszłości ograniczyć przyjęcia - stwierdza tymczasem prof. Olejek.

Dlaczego umierają noworodki? Z prof. Anitą Olejek, konsultantką wojewódzką w dziedzinie ginekologii i położnictwa rozmawia Agata Pustułka

W województwie śląskim około pół tysiąca noworodków umiera w pierwszym miesiącu życia lub rodzi się martwych. W liczbach bezwzględnych pod tym względem zajmujemy niechlubne pierwsze miejsce w kraju. Dlaczego tak się dzieje?Chociaż umieralność noworodków w ciągu ostatnich lat spadła z 10 do 8,5 promila, to daleko nam do krajów Europy Zachodniej. Można nawet mówić o pewnym załamaniu się tego pozytywnego trendu. Istotnym czynnikiem, który wpływa na pogorszenie się wskaźników, jest wcześniactwo. Przedwczesne porody w naszym województwie dotyczą aż trzech tysięcy dzieci rocznie. Wady wrodzone to druga przyczyna wysokiej umieralności, ale jest ich mniej niż jeszcze kilka lat temu. Wynikają też z innych niż kiedyś czynników, gdyż ich występowanie nie jest już związane z zanieczyszczeniem środowiska, ale ze złymi nawykami żywieniowymi, masowym spożywaniem różnego rodzaju używek. Picie alkoholu przez kobiety w ciąży, i to nie tylko z patologicznych środowisk, jest ostatnio plagą.

Poza tym zmieniły się standardy postępowania.

Tak. Ratujemy dzieci 500-gramowe, a więc o skrajnie niskiej masie urodzeniowej, czyli poniżej 24. tygodnia wieku ciążowego. Utrzymanie ich przy życiu jest często niemożliwe wskutek zbyt wielu problemów zdrowotnych, niedorozwoju ośrodkowego układu nerwowego czy układów krążenia i oddechowego.

Ale przecież minister zdrowia w specjalnym rozporządzeniu precyzuje, jakie badania i w jakim okresie ciąży musi mieć wykonane kobieta ciężarna.

Podobny standard stworzyło Polskie Towarzystwo Ginekologiczne. Jednak w przypadku wielu pań to niestety, tylko teoria. Poradnie otrzymują za mało środków, by zapewnić bezpłatne badania wszystkim ciężarnym, a wielu kobiet nie stać na prywatne wizyty. Umieralność noworodków, z którą się spotykamy, jest spowodowana przede wszystkim faktem, że do szpitala trafiają kobiety z ciążą zaniedbaną, bądź po incydencie zagrażającym życiu płodu i kobiety. Gdy taka ciężarna znajdzie się na porodówce, często nic nie wiemy np. o przebytych przez nią lub istniejących chorobach, zakażeniach czy wadach rozwojowych.

Bezpłatna opieka nad ciężarną jest w naszym kraju fikcją?

Muszę się z zgodzić z tym stwierdzeniem. Dostępność do badań oferowanych w ramach NFZ jest bardzo mała. Gdy przeglądam dokumentację pacjentek, widzę, że większość pań wykonuje badania odpłatnie. Problemem są te, których na badania nie stać. Przy okazji chciałabym też zaapelować do lepiej sytuowanych pacjentek, by zamiast wykonywać trójwymiarowe USG, które w sensie diagnostycznym nie ma praktycznie wielkiej wartości, systematycznie wykonywały znacznie ważniejsze dla zdrowia dziecka badania. Wśród nich niezwykle ważne posiewy bakteriologiczne pochwy i posiewy moczu, co z pewnością ograniczyłoby liczbę porodów przedwczesnych, gdyż właśnie infekcje są niestety czynnikiem, który sprzyja wcześniactwu.

Lekarze o tych posiewach często w ogóle pacjentkom nie mówią! I popełniają błąd. O te badania trzeba się stanowczo upominać.

**400 tys. złotych winien jest NFZ bielskiemu oddziałowi ginekologii i położnictwa. 500 tys. złotych zwrotu żąda oddział ginekologiczno-położniczy CSK z kasy NFZ. 8,5 mln złotych winien jest NFZ za nadwykonania w częstochowskim szpitalu.

d25iqvs
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d25iqvs
Więcej tematów