Szopy wyprały Polskę
Przeniknęły z amerykańskich baz wojskowych w Niemczech i zajęły już połowę Polski. Szopy pracze zaczynają sprawiać kłopoty.
11.12.2008 | aktual.: 11.12.2008 09:44
– Z naszego punktu widzenia to obcy drapieżnik, a my jesteśmy zwolennikami rodzimych gatunków – mówi Konrad Wypychowski, dyrektor Parku Narodowego „Ujście Warty”. – Ostatnio szopy wpadły do kolonii czapli, gdzie narobiły wiele szkód. Wcześniej musieliśmy zrezygnować z budek lęgowych dla ptaków, bo szopy tam się wprowadziły i rozmnażały. Szopy pracze pochodzą z Ameryki Północnej, ale do Polski przyszły z Niemiec. 80 lat temu kilka sztuk zostało tam wypuszczonych na wolność, by uatrakcyjnić polowania. Po wojnie przyłączyły się do nich osobniki, które miały być maskotkami żołnierzy amerykańskich stacjonujących w Niemczech, lecz uciekły z koszar. 10 lat temu przekroczyły Odrę, teraz dochodzą do Wisły. Obecnie szacuje się, że w Polsce jest ponad 10 tysięcy szopów. Mogą mieszkać na wsi i w mieście, na polu i w lesie. Jedzą płazy, ryby, raki, ślimaki, owady, ptaki, jaja, owoce, padlinę i odpadki żywnościowe. Gdy w zasięgu łapy mają wodę, myją w niej posiłek, stąd ich nazwa „pracz”.
– Szop przyniósł ze sobą także niebezpiecznego pasożyta, glistę Baylisascaris procyonis, której larwa atakuje układ nerwowy, a po dostaniu się do oka powoduje ślepotę. W Europie stwierdzono już 10 śmiertelnych przypadków wywołanych przez tego pasożyta – mówi doktor Andrzej Zalewski z Zakładu Badania Ssaków PAN. Ze względu na to oraz na szkody czynione wśród zwierząt w 2004 roku szopy wciągnięto na listę gatunków łownych. Ale w mijającym sezonie członkowie Polskiego Związku Łowieckiego upolowali tylko 36 szopów. – Chodzą po drzewach, świetnie pływają, myśliwi nie wiedzą, jak na nie polować. Dlatego szop jest cennym trofeum – wyjaśnia Bartłomiej Popczyk z Działu Hodowli PZŁ.
– Jeśli zobaczymy gdzieś śmieci porozrzucane wokół pojemników, to zrobił to prawdopodobnie szop – dodaje doktor Zalewski. – Można się spodziewać, że zaczną wygryzać dziury, by wejść do domów. Nie będą czekać na nasze zaproszenie.
Ewa Koszowska