PolskaSzok w szpitalu - z ran staruszki wychodziły robaki

Szok w szpitalu - z ran staruszki wychodziły robaki

W legnickim szpitalu o życie walczy staruszka, którą zajmowała się opiekunka. Jestem chirurgiem od 22 lat i jeszcze czegoś takiego nie widziałem - mówi Jacek Mikołajków, kierownik izby przyjęć w legnickim Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym. Kobieta, którą przyjęliśmy, miała potworne odleżyny na plecach. Z otwartych ran wychodziły robaki. Widać było endoprotezę. Była skrajnie wycieńczona i odwodniona.

22.08.2008 | aktual.: 22.08.2008 11:02

77-letnią legniczankę w ciężkim stanie karetka przywiozła do szpitala trzy dni temu. Gdy ujrzała ją Grażyna Sokołowska, rzeczniczka praw pacjenta, o mało nie zemdlała. Staruszka wyglądała, jakby wyszła z obozu koncentracyjnego - nie może dojść do siebie Sokołowska. Sama skóra i kości. I te otwarte rany. Kobieta musi bardzo cierpieć.

Rzeczniczka praw pacjenta ustaliła, że chorą kobietą zajmowała się opiekunka z firmy Gwarant. Jak oni mogli dopuścić do takiego stanu? - złości się Grażyna Sokołowska. Wydaje się, że wcale się nie zajmowali tą kobietą. Dlatego złożyliśmy doniesienie do prokuratury.

Pacjentka leży na oddziale ortopedii. Lekarze walczą o jej życie. Rokowania są jednak marne. Rodzina się nią nie zajmowała - mówi Barbara Idczak, kierowniczka legnickiego biura firmy Gwarant. Miesiąc temu została wypisana ze szpitala. Musieliśmy się opiekować tą kobietą, bo nikt inny nie chciał.

Nasza opiekunka zajmowała się chorą przez całą dobę, choć miała ona wykupione sześć godzin opieki dziennie - zapewnia Irena Dończyk, kontrolerka środowiskowa w "Gwarancie". Kąpała ją w ziołach i oklepywała. Ale w warunkach domowych nic więcej nie można było zrobić. Robiliśmy wszystko, co w naszej mocy.

Skąd więc te odleżyny i robaki? Występują przy chorobach układu krążenia - tłumaczy Barbara Idczak. Może gdyby przyjęto ją wcześniej do szpitala, o co zabiegaliśmy, albo do zakładu opieki, nie doszłoby do tego. Ale w naszym systemie zakładów opiekuńczych jest za mało.

Także Sokołowska uważa, że takie problemy rozwiązałaby większa dostępność do tych zakładów. Bo dziś na miejsce np. w chojnowskiej placówce czeka sie 9 miesięcy. Joanna Mierzwińska, rzeczniczka wrocławskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia przyznaje, że brakuje miejsc w zakładach opiekuńczych.

Ale gdy dochodzi do takich sytuacji, należy się skontaktować z nami - przekonuje. Postaramy się znaleźć taki, w którym czeka się krótko, albo zapewnić do tego czasu specjalistyczną opiekę domową. Kto zawinił w przypadku 77-letniej legniczanki, wyjaśni prokuratura. Barbara Idczak: Może gdyby przyjęto ją wcześniej do szpitala, nie doszłoby do tego. Zbadamy tę sprawę pod kątem znęcania się nad pacjentką - zapewnia Liliana Łukasiewicz z Prokuratury Okręgowej w Legnicy. Na początek zabezpieczymy dokumentację medyczną.(kab)

Zygmunt Mułek

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)