Szmajdziński: nie mam wiedzy, by WSI rozpracowywały księży
Były minister obrony narodowej,
wicemarszałek Sejmu Jerzy Szmajdziński (SLD) oświadczył w
poniedziałek, że nie ma żadnej wiedzy, by WSI rozpracowywały księży.
20.10.2008 | aktual.: 20.10.2008 10:22
Szmajdziński odniósł się w ten sposób do publikacji poniedziałkowego "Naszego Dziennika". Według gazety funkcjonariusz Wojskowych Służb Informacyjnych ppłk. Leszek Tobiasz - świadek w sprawie przeciwko dziennikarzowi Wojciechowi Sumlińskiemu - prowadził ściśle tajną operację, której celem była próba podważenia autorytetu Kościoła katolickiego.
Teczka Nadzoru Szczegółowego Kryptonim "Anioł" - podał "Nasz Dziennik" - zawiera m.in. meldunek o sprawie przygotowany dla ministra obrony Jerzego Szmajdzińskiego; nie wiadomo jednak, czy meldunek został mu kiedykolwiek przekazany.
Według "Naszego Dziennika" z materiałów zgromadzonych w założonej w 2002 roku Teczce Nadzoru Szczególnego Kryptonim "Anioł" wynika, że Tobiasz był odpowiedzialny za przygotowanie i pozyskanie materiałów, które udostępnione w ramach gry operacyjnej wyselekcjonowanym dziennikarzom, miały na celu skompromitowanie ówczesnego metropolity poznańskiego abp. Juliusza Paetza.
Nic nie pamiętam, żebyśmy prowadzili jakąś operację przeciwko arcybiskupowi. Jeśli się zdarzyła jakaś jednoźródłowa notatka, a mogła się zdarzyć, to było wszystko, co mogło by być w tej sprawie. W związku z tym opisywanie czegoś, co było operacją jest kompletnie bez sensu - podkreślił Szmajdziński w poniedziałek w Radiu ZET.
Nie mam żadnej wiedzy. Mogła być jednoźródłowa informacja, ale nic, co by znaczyło, że WSI prowadzi operację pod kryptonimem "Anioł" - dodał wicemarszałek.
Pytany, czy dopuszcza możliwość, że WSI zajmowały się duchownymi, Szmajdziński odparł, że nie. Podkreślił, że do WSI w efekcie prowadzonych działań operacyjnych "mogły dotrzeć jakieś informacje o jednym, drugim, czy trzecim biskupie, księdzu", ale jeśli tak się działo, to były "natychmiast przekazywane właściwym służbom, jeśli tam były znamiona przestępstwa".
Tego typu historie, ponieważ nie były związane z żołnierzami, były natychmiast przekazywane do stosownych służb, jak Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, czy wcześniej UOP - zaznaczył wicemarszałek.