Szefowie Google'a i Facebooka zeznają ws. Rosji
Szefowie firm takich jak Facebook, Google i Twitter zeznali we wtorek przed Kongresem USA, że zdają sobie sprawę z obecności rosyjskiej propagandy w kampaniach reklamowych, jakie umieszczano w ich serwisach.
Treści propagandowe koncentrowały się na tematyce kampanii wyborczej przed wyborami prezydenckimi w USA, a także na problemach związanych z imigracją, dostępem do broni, prawami mniejszości etnicznych i seksualnych - zeznały firmy.
Żadna z firm nie wyraziła publicznie wsparcia dla dyskutowanego w USA prawa, które ma zobowiązywać do ujawniania danych organizacji politycznych, które wykupują reklamy u internetowych gigantów, zdeklarowały one jednak, że wprowadzą więcej przejrzystości w swoje działania w zakresie zezwalania na obecność reklamy politycznej.
Wysłuchanie przed Kongresem zbiegło się w czasie z ujawnieniem przez Facebooka, że na reklamy zawierające rosyjskie treści propagandowe narażonych było 126 mln użytkowników, co stanowi połowę populacji USA mającej uprawnienia do głosowania.
Senator Lindsey Graham podczas wysłuchania w Kongresie powiedział, że sektor technologiczny musi zwracać szczególną uwagę na tego typu problemy. "To wyzwanie dla bezpieczeństwa narodowego w XXI wieku" - oświadczył. Senator John Kelly, również obecny na wysłuchaniu, zwracając się do przedstawicieli Facebooka, Twittera i Google powiedział: "wasza władza czasami mnie przeraża".
Według przedstawiciela Facebooka Colina Stretcha wpływ Rosji za pośrednictwem Facebooka "stworzył nowe wyzwanie dla firmy, całego przemysłu technologicznego i społeczeństwa". Jego zdaniem Facebook został "nadużyty" przez siły rosyjskie w celu "siania niezgody i podziałów społecznych, a także wywarcia wpływu na nasze procesy demokratyczne". "To zamach na demokrację, który narusza wszystkie nasze wartości" - mówił.
Google poinformowało o ponad tysiącu materiałów wideo, które znalazły się w serwisie YouTube i miały charakter propagandowy. Ich łączny czas trwania sumuje się do ponad 43 godzin. Materiały wideo miały być anglojęzyczne, pozornie niezwiązane z tematami politycznymi. Wątki propagandowe według Google pojawiały się jako elementy wplecione pomiędzy inną tematykę, taką jak na przykład vlogi podróżnicze. Pomiędzy czerwcem 2016 i listopadem 2016 odnotowały ponad 309 tys. odsłon.
"Filmy wideo nie były targetowane na żadną określoną grupę, ale zauważyliśmy, że były również udostępniane w innych sieciach społecznościowych" - powiedział przedstawiciel Google Richard Salgado.
Twitter z kolei przyznał, że rosyjski wydawca RT wykupił w serwisie reklamy za łączną kwotę 1,9 mln dolarów, z czego 274,1 tys. obejmowało komunikaty nadawane podczas kampanii prezydenckiej do wybranych grup docelowych. Podczas wysłuchania wyszło na jaw, że nawet szef Twittera Jack Dorsey nie wykrył oddziaływania rosyjskiej propagandy w serwisie i sam podawał dalej tweety ją zawierające.
Na pytania związane z poparciem dla powstającego właśnie w USA nowego prawa, które ma regulować reklamę polityczną w internecie, firmy zgodnie odpowiedziały, że "wspierają jego główne założenia", nie zadeklarowały jednak współpracy z administracją.