"Szef PiS stara się wmówić Polakom, że czarne jest białe"
Do PiS najpewniej trzeba podchodzić na kolanach, z koszykiem pełnym słów miłości. PiS-owi zaś wolno powiedzieć wszystko. Bez żadnej odpowiedzialności za słowo. I bez poczucia wstydu - pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski Wiesław Dębski. Zdaniem autora Jarosław Kaczyński niesłusznie stara się wmówić Polakom, że to nie jego partia sieje nienawiść w polskiej polityce.
A jednak! Okazuje się, że czarne może być białe, a białe może okazać się czarne. Przynajmniej w oczach prezesa Jarosława Kaczyńskiego, który od dłuższego czasu próbuje nas przekonać, że to nie jego partia sieje w polskiej polityce nienawiść, lecz konkurencja polityczna, z Platformą Obywatelską na czele. Doprawdy, nie ma pan prezes zbyt wysokiego mniemania o swoich słuchaczach, próbując wrzucić im tak nieoczywiste oczywistości.
W czwartek pan Kaczyński zjechał do Łodzi w trzecią miesięcznicę tragicznej śmierci Marka Rosiaka. Po co? - To nasze spotkanie jest spotkaniem sprzeciwu wobec nienawiści – wyjaśnił. I uściślił: "Zabójca (Marka Rosiaka) był swego czasu, przez rok, członkiem PO i jego nienawiść była skierowana w jednym kierunku, w stronę PiS. Dokładnie w tym kierunku, który jest nieustannie podtrzymywany przez PO i osobiście przez premiera".
I to wszystko w dzień po sejmowej debacie o raporcie MAK-u i w dwa dni po podobnej debacie w czasie połączonego posiedzenie trzech sejmowych komisji. Obie dyskusje były przykładem czegoś, co PiS nazywa przemysłem nienawiści. Takiego nagromadzenia negatywnych odczuć, takiej bezczelności wobec politycznych rywali, takiego obraźliwego słownictwa w stosunku rządzących dawno w polskim sejmie nie słyszałem.
Warto się więc może zastanowić, kto propaguje w Polsce nienawistny język, kto był tutaj prekursorem. By odpowiedzieć na to pytanie trzeba sięgnąć do dość dalekiej przeszłości i przypomnieć sobie "marsz na Belweder". W czasie którego urzędującego prezydenta zwolennicy Jarosława Kaczyńskiego obrzucali najmocniejszymi wyzwiskami. Oskarżając go m. in. o zdradę, nazywając Bolkiem i paląc jego kukłę.
A kto mówił o następnym urzędującym prezydencie, że jedzie do Moskwy, na obchody rocznicy zakończenia II wojny, bo tam mają na niego papiery. Kto o obecnym szefie państwa powiedział, że został prezydentem "przez przypadek"? Albo, że "ci panowie, łącznie z panem Komorowskim, powinni na zawsze zniknąć z polityki, bo są moralnie odpowiedzialni za katastrofę smoleńską”. Dziadek z Wehrmachtu, afera billboardowa, ruska trumna. My stoimy tam, gdzie kiedyś, a oni stoją tam gdzie stało ZOMO. Wykształciuchy. Łże-elity. Te wszystkie insynuacje, oskarżenia na które podobno są dowody (jak choćby wczoraj najpierw prezes powiedział, że morderca Marka Rosiaka był członkiem PO a później pytany o dowody - stwierdził: Są, ale nie mogę o nich powiedzieć).
Do PiS najpewniej trzeba podchodzić na kolanach, z koszykiem pełnym słów miłości. PiS-owi zaś wolno powiedzieć wszystko. Bez żadnej odpowiedzialności za słowo. I bez poczucia wstydu. Gdy słuchałem w czasie sejmowych debat pań Kempy i Wiśniewskiej, młodego i rozsądnego wydawało się posła Mariusza Kamińskiego to zastanawiałem się: ile trzeba mieć w sobie pychy, i jak bardzo ograniczony zasób autokrytycyzmu, jak kiepskie wreszcie wychowanie wyniesione z domu, by w tak obraźliwych słowach zwracać się do innych ludzi, nawet jeśli uważa się ich za przeciwników politycznych. Przecież te wypowiedzi nie pozostają bez znaczenia, one zwyczajnie burzą zasady funkcjonowania państwa demokratycznego. Ci, którzy je wrzucają do przestrzeni publicznej kopią między nami rowy rzeczywiście nie do zasypania.
Pan Prezes Jarosław Kaczyński powiedział o ekspertach zabierających głos w sprawie katastrofy i mających inne zdanie niż PiS, że gdyby on był premierem to zajęłyby się nimi "służby specjalne, bo mamy grupę ludzi, którzy mówią jakby byli na usługach pani Anodiny". Brr, ciarki po plecach przechodzą…
Wiesław Dębski specjalnie dla Wirtualnej Polski
PS A teraz, drodzy internauci - sympatycy pana prezesa, oddaję się do Waszej dyspozycji. Plujcie na mnie. Lżyjcie mnie, nazywajcie komuchem i ruskim uśpionym agentem. Pokażcie na czym polega język miłości w Waszym wykonaniu.