Szef BOR: przy prezydencie nie było polskiej ochrony
- Dostałem telefon od szefa prezydenckiej ochrony. Byłem zszokowany. Inne były ustalenia - mówił w telewizji TVN24 szef Biura Ochrony Rządu gen. Marian Janicki. Ujawnia, że w momencie ataku "strona polska miała ograniczony dostęp do prezydenta". Gdy strzelano, przy Lechu Kaczyńskim byli tylko ochroniarze gruzińscy. Samochód z BOR-owcami był 300 metrów za samochodem, w którym jechał prezydent.
24.11.2008 | aktual.: 17.12.2008 11:49
- Żałuję, że pewne sprawy podczas tej wizyty nie były z nami konsultowane - mówił gen. Janicki. Dodał, że zlecił wyjaśnienie okoliczności niedzielnego zdarzenia.
Gen. Janicki to, co się stało w Gruzji skomentował krótko: - To niedopuszczalne z punktu widzenia polskich procedur - powiedział. Jego zdaniem błędem było już samo przepuszczenie samochodu z dziennikarzami na czoło kolumny, co spowodowało, że w pewnym momencie pojazd ten jechał razem z samochodem prezydenckim. - Niedopuszczalne, żeby jakikolwiek pojazd jechał wzdłuż kolumny - mówił Janicki.
Jak zaznaczył Janicki, "za wizytę pana prezydenta w Gruzji odpowiada strona gruzińska".
Janicki powiedział również, że do dzisiaj nie wiemy, kto strzelał w kierunku prezydenta. - Rozmawiałem dzisiaj z szefem ochrony, czytałem meldunki funkcjonariuszy. Tam nie ma żadnych wzmianek, że to zrobili Rosjanie czy Gruzini. Tam są same suche fakty - wyjaśniał.
Wcześniej rzecznik Biura Ochrony Rządu Dariusz Aleksandrowicz mówił, że wizyta Lecha Kaczyńskiego w Gruzji od strony bezpieczeństwa była bardzo starannie przygotowana i konsultowana. Zaznaczył, że o wyjeździe w kierunku Osetii Południowej ochrona Lecha Kaczyńskiego dowiedziała się pięć minut przed faktem.
Wszczęte przez BOR postępowanie ma wyjaśnić między innymi, kto podjął decyzję o zmianie programu i jak przygotowała się do tego strona gruzińska.