"Szczyt UE to dla Francji drugie Waterloo"
Unia Europejska pozostanie bez konstytucji, bez budżetu i bez nowych członków - tak prasa moskiewska podsumowuje zakończony w nocy z piątku na sobotę w Brukseli szczyt UE. Rządowa "Rossijskaja Gazieta" podkreśla, że dokładnie po 190 latach Francja przeżyła drugie Waterloo.
20.06.2005 | aktual.: 20.06.2005 11:09
"18 czerwca 1815 roku Wellington z sojusznikami rozgromił Napoleona w Belgii. 18 czerwca 2005 roku to samo z Jacquesem Chirakiem uczynił brytyjski premier Tony Blair" - zauważa gazeta.
Jej zdaniem, szczyt UE w Brukseli zakończył się triumfem angielskiego premiera i kolejną porażką europejskiej integracji. "W czasie minionego weekendu w Brukseli starły się dwie koncepcje przyszłości Unii Europejskiej. Za tymi koncepcjami stoją dwa, na razie nieprzejednane, ugrupowania wewnątrz UE, prowadzące walkę o wpływy na Starym Kontynencie" - komentuje "Rossijskaja Gazieta".
"Wszystko wskazuje na to, że jeśli Francja w najbliższym czasie nie zmieni swojego podejścia do problemów Europy, to zakończy się jej dominacja w UE. Londyn ustami Blaira obwieścił, że pretenduje do roli lidera we wspólnocie. Koncepcje szefa rządu Wielkiej Brytanii otwarcie poparła przywódczyni niemieckiej opozycji Angela Merkel. Jeżeli w najbliższych wyborach w Niemczech zwyciężą chrześcijańscy demokraci, a jest to wielce prawdopodobne, to nowa oś Londyn-Berlin zepchnie Paryż na peryferie europejskiej polityki. I wówczas Francuzi na pewno będą musieli rozstać się z hojnym korytem, w które przekształcili budżet UE " - pisze dziennik.
Z kolei zdaniem "Izwiestii", kryzys europejski, wywołany francuskim i holenderskim "nie" dla konstytucji Unii Europejskiej, osiągnął apogeum podczas szczytu w Brukseli. "Takich wstrząsów Stary Kontynent nie przeżywał od momentu krachu systemu komunistycznego" - ocenia moskiewski dziennik.
"Krach ustawy zasadniczej, oczywiście, nie doprowadzi UE do paraliżu. Jednak oznacza rezygnację z zapisanych w tekście nieodzownych reform, które pozwoliłyby wspólnocie efektywnie funkcjonować w jej nowym, rozszerzonym formacie" - piszą "Izwiestija". Dziennik dodaje, iż "wygląda na to, że brukselski szczyt postawił kropkę w procesie rozszerzenia UE - Bałkany, Turcja, Ukraina i Zakaukazie na długo pozostaną za jej burtą".
Natomiast "Niezawisimaja Gazieta" uważa, że "szczyt Unii Europejskiej w Brukseli odsłonił dwa ważne aspekty kryzysu w UE - podwójny kryzys zaufania". "Z jednej strony, chodzi o odrzucenie przez mieszkańców Unii wielu stron jej polityki i działalności, poczynając od obaw o wzrost bezrobocia, a kończąc na planach dalszego rozszerzenia. Z drugiej - o brak zaufania między krajami UE i ich rządami" - wyjaśnia gazeta.
"Bruksela ujawniła powstanie w UE nowych bloków i linii podziału. Francja i Niemcy wciąż trzymają się razem, jednak ich wpływy w "25" nie są już takie, jak dawniej. Obok brytyjskiej kości niezgody w Brukseli stanęła Holandii, a wraz z nią proponowane kompromisy odrzuciły Szwecja, Finlandia i Hiszpania. Wyłonił się też "blok biednych", w którym do przywództwa pretenduje Polska" - zauważa "Niezawisimaja Gazieta".
W jej opinii, fiasko brukselskiego szczytu nie oznacza jednak pogrzebu UE. "Kryzysy już były, a wspólnota się nie rozpadła. Drogi odwrotu nie ma" - podkreśla dziennik.
Tymczasem "Gazieta" prognozuje, że "1 lipca, z chwilą objęcia przez Wielką Brytanię przywództwa w Unii Europejskiej, rozpocznie się nowa faza konfrontacji między Paryżem i Londynem". Według moskiewskiego dziennika, "Chrirac będzie torpedować wszystkie brytyjskie inicjatywy i sabotować wszelkie polityczne kroki Blaira".
"Niewykluczone, że pierwsza, pokazowa salwa, która w konsekwencji może utrudnić prace szczytu G-8 (siedmiu najbardziej uprzemysłowionych państw świata i Rosji) w Szkocji, nastąpi w dniu jego otwarcia, 6 lipca. Prezydent Francji może po prostu nie zjawić się na otwarciu i zamiast tego pojechać do Singapuru, gdzie w tym samym dniu Międzynarodowy Komitet Olimpijski ogłosi, w którym mieście odbędą się Igrzyska Olimpijskie 2012 roku" - pisze "Gazieta".
"Głównymi pretendentami są Paryż i Londyn. Bez względu na to, jaka będzie decyzja MKOl, nieuchronnie jeszcze bardziej skomplikuje ona stosunki między największymi krajami UE" - konkluduje dziennik.
Jerzy Malczyk