Szczyt UE nie zdołał uzgodnić pierwszej unijnej konstytucji
Szczyt Unii Europejskiej, który miał
przyjąć pierwszą w historii konstytucję dla UE, zakończył się w
sobotę brakiem porozumienia. Jedną z głównych ról w sporze
odegrała delegacja polska.
Tym samym przywódcy 25 obecnych i przyszłych państw Unii, w tym Polski, raczej nie dotrzymają obietnicy złożonej na czerwcowym szczycie w Salonikach, że przedstawią tekst konstytucji swoim społeczeństwom przed wyborami do Parlamentu Europejskiego w czerwcu 2004 roku.
Polska winna
Przedstawiciele Francji i Niemiec obwiniali za fiasko Polskę i Hiszpanię, które sprzeciwiły się wpisaniu do konstytucji zapisu o odejściu w 2009 roku od korzystnego dla obu krajów nicejskiego systemu głosowania w Radzie UE.
Ale przewodniczący obradom premier Włoch Silvio Berlusconi odmówił obarczania winą Polski i Hiszpanii i wskazał na sztywne stanowiska Francji, Niemiec i Belgii. Te trzy kraje upierały się bowiem przy zaproponowanym przez Konwent Europejski systemie uzależniającym siłę głosu każdego państwa od liczby ludności.
Według kanclerza Niemiec Gerharda Schroedera, dwa - nie wymienione przez niego z nazwy - kraje "nie potrafiły zmienić sposobu myślenia i działania". Jego zdaniem, kraje te "przekładają interes narodowy nad europejski".
Prezydent Francji Jacques Chirac ocenił, że "zabrakło elastyczności ze strony Polski i Hiszpanii", i sugerował, że między nowymi a starymi państwami członkowskimi Unii jest "pewna różnica kultur", te ostatnie mają bowiem "długie doświadczenie w integracji europejskiej".
Najostrzej zgodnie krytykowali Polskę dwaj oficjalni obserwatorzy szczytu z ramienia Parlamentu Europejskiego, eurodeputowani niemieckiej socjaldemokracji Klaus Haensch i chadecji Elmar Brok.
Purrysowe zwycięstwo
"Było to pyrrusowe zwycięstwo" - powiedział Brok. "Jest to sytuacja bez precedensu w historii europejskiej integracji, że kraj, który dopiero wstępuje do Unii, nie będąc jeszcze jej członkiem doprowadza do upadku całego projektu" - dodał.
Zdaniem Haenscha, byłego przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, "za fiasko odpowiedzialna jest Polska, która deklarowała, że nie może zrobić kroku ani na milimetr i że Miller nie może wrócić do siebie bez Nicei".
Premier Leszek Miller podkreślił na końcowej konferencji prasowej, że konferencja międzyrządowa w sprawie konstytucji UE trwa i że "zdecydowana większość propozycji zawartych w projekcie Traktatu Konstytucyjnego jest uzgodniona".
Pałeczkę przejmie teraz Irlandia, które obejmie przewodnictwo Unii i konferencji 1 stycznia. Premier tego kraju Bertie Ahern obiecał, że przygotuje raport w sprawie dalszych losów konstytucji na marcowy szczyt UE.
Minister spraw zagranicznych Włodzimierz Cimoszewicz wyraził nawet przekonanie, że będą "dość dobre szanse" pomyślnego zakończenia konferencji międzyrządowej w "kwietniu, maju czerwcu", ale tego optymizmu nie podzielił Ahern.
"W nadchodzących miesiącach nie będzie kolejnej konferencji międzyrządowej" - powiedział dziennikarzom. Jego zdaniem, z porażki szczytu przywódcy wyciągnęli wniosek, że "w sprawie konstytucji starali się zrobić zbyt wiele i zbyt szybko" oraz że "trzeba było przemyśleć wszystko w sposób bardziej pogłębiony".
Poczekamy do 2005 roku?
Rozmowy na temat konstytucji UE prawdopodobnie zostaną "na poważnie" wznowione dopiero na początku 2005 roku - przewiduje premier Szwecji Goeran Persson. Niektórzy dyplomaci liczą na zmianę stanowiska Hiszpanii po zapowiedzianych na marzec wyborach w tym kraju.
Wielu dyplomatów ostrzegało w kuluarach szczytu, że Niemcy zajmą teraz niezwykle twardą postawę w zbliżających się targach o plany budżetowe Unii na lata 2007-2013. Aluzje tego rodzaju mieli podobno robić na zamkniętym spotkaniu z niemieckimi dziennikarzami kanclerz Schroeder i szef dyplomacji Joschka Fischer.
Inni zapowiadali dalsze zacieśnienie więzi między państwami założycielskimi UE, zwłaszcza Francją, Niemcami i Belgią, ale na razie nie powiodły się im nawet plany ogłoszenia wspólnej deklaracji o ambitnych planach integracyjnych założycielskiej szóstki (należą do niej także Holandia, Włochy i Luksemburg).
Powrót do "pionierskiej grupy"
Prezydent Chirac nawiązał do swojego pomysłu sprzed kilku lat, żeby "pionierskie grupy" państw członkowskich zacieśniały integrację w takich dziedzinach jak obrona, polityka gospodarcza czy wymiar sprawiedliwości.
Ale, pytany o to przez polskiego dziennikarza, nie wykluczył udziału Polski na przykład w takiej ścisłej współpracy obronnej. W piątek tuż przed szczytem doszło zresztą do uzgodnienia podstaw takiej współpracy przez przywódców Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii na wspólnym śniadaniu w Brukseli.
Świadectwem współdziałania "wielkiej trójki" było także spotkanie trzech przywódców z Berlusconim tuż przed końcowym obiadem w sobotę. Dyplomaci podejrzewali, że przywódcy "wielkiej trójki" powiedzieli mu, żeby nie szukał dalej kompromisu, skoro nie ma zgody na żaden z sugerowanych przez niego kompromisów.
Kuszenie Berlusconiego
Dyplomaci unijni twierdzili, że wcześniej Berlusconi kusił uczestników szczytu 3-4 wariantami. Jeden stanowiła "poprawiona Nicea" (przez dołożenie Niemcom kilku głosów). Inny - skorygowana propozycja konwentu z podniesionymi progami większości w stosunku do pierwotnej propozycji, żeby do decyzji potrzeba było ponad 50% państw reprezentujących 60% ludności UE.
Wreszcie były sugestie, żeby przejść na nowy system później niż w 2009 roku, chyba że przedtem sprzeciwiłaby się temu kwalifikowana większość w Radzie UE, liczona jeszcze według systemu nicejskiego.
Według unijnych dyplomatów, różne warianty były odrzucane a to przez Niemcy, a to Francję, a to Hiszpanię, Polska zaś odrzucała wszystko poza tzw. klauzulą rendez-vous. Przewidywałaby ona odłożenie decyzji o ewentualnym poprawianiu Nicei na kilka lat. Miller przyznał, że nie znalazło to szerszego poparcia.