Szczyt na Alasce. "Najniebezpieczniejszy moment" wojny w Ukrainie
Brytyjski dziennik "The Telegraph" ostrzega, że nadchodzący szczyt Donalda Trumpa z Władimirem Putinem na Alasce może być najgroźniejszym momentem wojny w Ukrainie.
"To być może najgroźniejszy moment wojny – taki, w którym los jego kraju może zostać przesądzony na spotkaniu, na które nie został zaproszony" – pisze gazeta, odnosząc się do sytuacji prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego.
Media: Putin i tak już wygrał
Według "The Telegraph", już samo uzyskanie przez Putina "szczytu w formule jeden na jeden z prezydentem USA" jest dla niego symbolicznym zwycięstwem, które "zyskuje mu legitymizację, podsyca jego pretensje do statusu mocarstwa i stanowi propagandowy triumf w kraju" – zdobyty bez realnych ustępstw.
Gazeta przypomina historyczne analogie – Jałtę w 1945 roku i Monachium w 1938 roku – gdy mocarstwa dzieliły terytoria bez udziału zainteresowanych krajów. Aby uniknąć powtórki, Zełenski i europejscy sojusznicy prowadzili intensywną dyplomację po tym, jak wysłannik Trumpa Steve Witkoff wrócił z Moskwy, ogłaszając "niespodziewany przełom".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Szczyt na Alasce. "Putinowi zaczyna palić się grunt pod nogami"
Jak ustalił "The Telegraph", Witkoff twierdził, że Putin jest gotów wstrzymać wojnę w zamian za wymianę terytoriów.
Putin żąda całego Ługańska i Doniecka
- Z czasem stało się jasne, że rosyjska oferta była znacznie mniej istotna, niż początkowo rozumiano - mówi cytowany urzędnik europejski. W rzeczywistości Putin zażądał całego Ługańska i Doniecka w zamian za zamrożenie frontu w Zaporożu i Chersoniu – próbując przy stole negocjacyjnym uzyskać to, czego nie zdobył na polu bitwy.
Reakcja w Europie była pełna "szoku i niepokoju", że Trump w ogóle rozważa taki pomysł. Silna presja europejskich liderów spowodowała, że były prezydent zaczął tonować oczekiwania, nazywając spotkanie w Anchorage "sesją rozpoznawczą" i zapewniając: "Nie będę zawierał umowy".
Jednak – jak przypomina gazeta – Trump jest "często podatny na wpływ ostatniej osoby, z którą rozmawia – a ryzyko jest tym większe, gdy tą osobą jest Putin".
"The Telegraph" odwołuje się do przykładu z 2018 roku, gdy po spotkaniu w Helsinkach Trump publicznie przyjął rosyjskie zaprzeczenia w sprawie ingerencji w wybory, odrzucając ustalenia własnych służb wywiadowczych. Teraz stawka jest większa, a USA mają jeszcze mniej ekspertów ds. Rosji – brak ambasadorów w Moskwie i Kijowie, a wielu specjalistów usunięto z administracji.
- Pytanie brzmi, kto będzie w pokoju, by pomóc Trumpowi przejrzeć Putina, gdy ten będzie wciskał bzdury. I obawiam się, że odpowiedź brzmi: nikt - mówi w rozmowie z dziennikiem zachodni dyplomata.
Zełenski stanie przed dramatycznym wyborem?
Gazeta przewiduje, że Putin "będzie schlebiał i przekonywał", może odświeżyć narrację, że Ukraina sama sprowokowała inwazję, a nawet "przywołać zakup Alaski w 1867 roku jako dowód na płynność granic" czy poprzeć roszczenia Trumpa do Grenlandii.
Jeżeli mu się powiedzie, "szczyt może zakończyć się tym, że Trump powtórzy kremlowskie tezy i poprze podział Ukrainy – wbijając klin w zachodnie sojusze". Wówczas Zełenski stanie przed dramatycznym wyborem – zaakceptować niekorzystną umowę lub ją odrzucić, ryzykując utratę kluczowego wsparcia USA i zostanie przedstawiony przez Waszyngton jako agresor.