Szczyrk. Nowe doniesienia. Rodziny miało nie być w domu
Tragedia w Szczyrku wstrząsnęła całą Polską. W wybuchu gazu zginęło 8 osób, w tym czworo dzieci. Byli rodziną. Okazuje się, że większości z nich miało w tym momencie nie być w domu. Los zadecydował inaczej.
Szczyrk. W środę wieczorem zawalił się tam trzykondygnacyjny budynek przy ul. Leszczynowej. Powodem był wybuch gazu. Ratownicy pracowali kilkanaście godzin w poszukiwaniu uwięzionych pod gruzami osób. W domu, gdzie doszło do eksplozji, mieszkały dwie rodziny. Z budynku po wybuchu nie zostało dosłownie nic.
W tragedii zginęło 8 osób. To 60-letni Józef Kaim, jego żona - 60-letnia Jolanta, 39-letni siostrzeniec Wojciech Kaim z żoną Anną i trójką dzieci: 10-letnią Michalinką, 6-letnią Marcelinką i 3-letnim Stasiem oraz wnuk Józefa – 10-letni Szymonek. Ocalała jedynie pani Katarzyna. W dniu tragedii pojechała do pracy.
Jak czytamy w "Fakcie", większości z nich miało w tym momencie nie być w domu. Osoba, która była blisko związana z rodziną, powiedziała, że Wojciech miał być w tym czasie na basenie na nauce pływania z Marcelinką. Zajęcia się jednak przesunęły i zostali w domu.
- Podobnie Szymonek, syn Kasi, która była wtedy w pracy. Od południa był u koleżanki - mówił rozmówca "Faktu". Wrócił 20 minut przed wybuchem. Chłopiec usiadł w pokoju pograć na konsoli.
Szczyrk. Przed tragedią doszło do kłótni z robotnikami
Wszystko wskazuje na to, że gaz przedostał się instalacjami i kanałami do budynku po uszkodzeniu pobliskiego gazociągu. Zdaniem Polskiej Spółki Gazownictwa pracownicy zewnętrznej firmy mieli wwiercić się w rurę urządzeniem do wykonywania przecisków podziemnych. Śledztwo ws. katastrofy wszczęła Prokuratura w Bielsku-Białej.
Jak czytamy w "Fakcie", firma, która wykonywała prace na ulicy Leszczynowej, na zlecenie powstających nieopodal apartamentowców miała zasilić nową inwestycję w energię elektryczną.
Jak wynika z ustaleń dziennika, kilka minut przed wybuchem pan Józef razem ze swoim bratem Tadeuszem, który mieszka obok, wyszli do pracowników firmy budowlanej i prosili, aby wreszcie zakończyli prace. Pokłócili się z nimi, gdyż chcieli mieć już spokój, a robotnicy pracowali do późna.
Szczyrk. Co wiadomo o rodzinie?
Jak czytamy w "Fakcie", Wojciech Kaim z żoną remontowali dom po dziadkach, do którego planowali się przeprowadzić. Sąsiedzi opowiadają, że byli zgodną i kochającą rodziną. Małżeństwo prowadziło lokalny biznes w ramach którego wynajmowali pokoje turystom. Oboje byli także instruktorami narciarstwa. Pan Wojciech miał w czwartek wyjechać do Austrii jako trener. Tuż obok ich domu mieszka mama i wujek Wojciecha.
60-letni Józef Kaim w latach 70. i 80. był odnoszącym sukcesy narciarzem alpejskim. Od lat w domu, w którym mieszkał, prowadził serwis narciarski, jeden z pierwszych w mieście - informuje "Gazeta Wyborcza". Od nazwiska rodziny pochodzi nazwa ośrodka narciarskiego "Kaimówka".
Tragedia w Szczyrku. Burmistrz komentuje ze łzami w oczach
Masz newsa, zdjęcie lub film? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl