Szczury pożerają stolicę Dolnego Śląska
Są ich tysiące. Zalewają miasto. Tylko
patrzeć, jak rozniosą jakąś zarazę. Widzą to wszyscy, oprócz władz
miasta, które czekają na... oficjalne zawiadomienie w tej sprawie!
- pisze "Super Express".
"Miasto jest zagrożone" - alarmuje Andrzej Kaczmarek (55 lat), zajmujący się likwidacją szczurów. "Te gryzonie łażą w kanałach pod szpitalami, pod przychodniami. Roznoszą choróbska" - podkreśla.
"Może dojść do nieszczęścia. Wszystko jest OK, dopóki nie pojawi się jakaś choroba zakaźna. Wtedy epidemia murowana, bo w mieście nad szczurami nikt nie panuje" - alarmuje dr Zdzisław Jopek (60 lat), toksykolog z Akademii Rolniczej. Dodaje, że na ich pismo do władz miasta, sugerujące monitoring szczurów, by wiedzieć, gdzie ich jest najwięcej i przeprowadzić skuteczną deratyzację, nie dostali odpowiedzi.
Sanepid wnioskował o przeprowadzenie powszechnej akcji likwidacji szczurów, ale nie zgodzili się na to radni - ujawnia "Super Express". Dodaje jednocześnie, że wrocławskie szczury są olbrzymie i jest ich bardzo dużo.