Szczęśniak: "To będzie koniec in vitro w Polsce". W Sejmie forsują skandaliczny projekt
Posłowie chcą zaproponować parom ruletkę. Według pomysłu posłów Kukiz'15, w tym Jana Klawitera, w in vitro zapłodniona mogłaby być tylko jedna komórka, a nie sześć jak dziś, nie byłoby też możliwości mrożenia komórek. Ekspertki zajmujące się in vitro nie mają wątpliwości: to byłby koniec tej metody w Polsce.
Sejm nie raz gotował nam już niespodzianki, przechodziły przez proces legislacyjny najbardziej nieprawdopodobne projekty (wolne 12 listopada — kto by się spodziewał?). Nie będę więc ryzykować wróżby, że kuriozalny projekt zakazu in vitro nigdy nie znajdzie poparcia. Cudów nie ma, a w Polsce i tak się zdarzają.
Dlaczego kuriozalny?
Autorzy chcą zaproponować parom ruletkę. Zapłodniona mogłaby być tylko jedna komórka, a nie sześć jak dziś, nie byłoby też możliwości mrożenia komórek. Ekspertki zajmujące się in vitro nie mają wątpliwości: to byłby koniec tej metody w Polsce. Szansa na zapłodnienie według zasad z ustawy byłaby mniej więcej taka jak perspektywa zgarnięcia pełnej puli w "Milionerach".
Skutki? Dla kobiet — większe koszty: fizyczne (punkcja jajników), psychiczne, finansowe. Musiałyby bowiem powtarzać procedurę wielokrotnie. Dla rodzin — poza większymi kosztami finansowymi być może rozpad, przed którym ustawa ma rzekomo chronić. Ile małżeństw wytrzyma ciągłe nieudane próby posiadania potomstwa? Dla lekarzy — utrata części dochodów, pacjentki zaczęłyby szukać pomocy zagranicą. We Włoszech podobne ograniczenia zostały uchylone w 2012 roku jako naruszenie konstytucyjnych praw rodzin do posiadania potomstwa. Oto więc kolejna sprzeczność: w imię zwiększenia praw rodzin ograniczmy ich prawa.
Skąd te nonsensowne pomysły? Z Kościoła. Za projektem stoją religijne przekonania, że zarodek to dziecko, samo in vitro to "wyrafinowana aborcja", a do takiej metody prawo powinny mieć — i to w ostateczności — tylko pary rozliczone uprzednio z poprawnego prowadzenia się.
Kto chce nam to zafundować?
Kukiz: Krok w przód, krok w tył
Projekt zgłosił Jan Klawiter. Ten sam, który współtworzył ustawę ustanawiającą 14 kwietnia świętem chrztu Polski, ten, który domaga się "obiektywnej analizy zawartości szczepionek", bo mogą być groźne. I ten sam, który już raz niemal identyczny projekt zgłaszał. A przy jego referowaniu popełniał merytoryczne błędy, jak zwróciła uwagę Anna Krawczak ze Stowarzyszenia nasz Bocian, ekspertka od polityki rodzinnej.
Ale nie Klawiter jest tu najważniejszy, tylko kilkoro posłów Kukiz’15. Jak dowiedział się portal wp.pl, wielu polityków PiS odmówiło wsparcia projektu — bo zbyt kontrowersyjny. Kukizowcy takiego problemu nie mieli. Na swojej być może ostatniej prostej przed rozpadem część klubu wpakowała się w niedorzeczny projekt. Poprzednim razem, kiedy mniej więcej ta sama grupa posłów chciała zakazywać in vitro, parlamentarzyści Kukiz’15 swoje poparcie ostatecznie wycofali i projekt upadł z powodów formalnych. Co zrobią tym razem? Krok w przód, krok w tył.
Może odzwierciedla to niezdecydowanie wyborców Kukiza w kwestiach światopoglądowych? Z jednej strony uważają, że konkordat jest niepotrzebny i państwo nie powinno szczególnie traktować jednego z kościołów, z drugiej - są raczej przeciwko związkom partnerskim. Czyli: tradycyjne małżeństwo tak, ale biskupom nic do tego. Nad władzą męża nie ma innej władzy. A wyborcy Kukiza to częściej mężczyźni.
Zawracanie zmiany kulturowej ustawą
"W przypadku przygodnych związków dziecko narażone byłoby na dyskomfort rozpadnięcia się tego związku" - mówił poseł Klawiter. Poseł wyraźnie nie wie, w jakim kraju żyje. "Dyskomfort rozpadnięcia związku" jest i w małżeństwach, i poza nimi. Polki i Polacy nie dość, że się rozwodzą (30 proc. małżeństw się rozpada), to jeszcze zaczęli unieważniać nawet małżeństwa kościelne (w 1999 roku spraw o unieważnienie było 1265, w 2016 już - 2628). W rozmowie z OKO.press poseł Klawiter sugeruje, że samodzielni rodzice — najczęściej oznacza to: samotne matki - nie stwarzają dziecku dobrych warunków do rozwoju.
Ten projekt to typowe zawracanie kijem zmian kulturowych i cywilizacyjnych. Żyjemy dłużej, a nasze związki są krótsze. Dzieci rodzą się w jednym związku, a są wychowywane w innym - często z pożytkiem dla siebie. Tylko że to, co się dzieje potem, posłów nie interesuje. Samobójstwa nastolatków, przemoc w rodzinach, dzieci w XIX-wiecznych molochach - domach dziecka? Nie, posłów rozpala tylko moment i forma poczęcia. Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o seks?
Nie pierwszy to i nie ostatni taki projekt. Czekam, aż ktoś wpadnie na to, żeby wpisać zakaz rozwodów do Konstytucji. Tylko dzieci żal.