Szczęście z probówki
Prawie dziesięć lat bezskutecznie czekali na dziecko. Teraz, gdy ich Marysia ma trzy miesiące, rodzice nadal nie kryją, że zawdzięczają jej narodziny zapłodnieniu in vitro. Ten fakt stał się powodem odmowy chrztu w jednej parafii. Ochrzczono więc w sąsiedniej.
Wioletta i Marcin Wróblewscy z Rakoniewic (woj. wielkopolskie) są dzisiaj najszczęśliwszymi rodzicami na świecie. Spełniło się ich marzenie - trzymiesięczny bobas, śliczna i zdrowa Marysia jest ich dzieckiem. Nie chcą robić tajemnicy z tego, że jej przyjście na świat było możliwe dzięki pozaustrojowemu zapłodnieniu: - Takie małżeństwa jak my, które latami walczą o dziecko, muszą wiedzieć, że nie ma w tym nic nagannego - mówi Marcin Wróblewski, tata niemowlęcia.
Monachijska pomoc
- Zjeździliśmy całą Polskę, przeszłam wiele prób i kiedy już traciłam nadzieję, że zostanę matką, niespodziewanie dla mnie trafiłam do niemieckiej kliniki w Monachium - opowiada pani Wioletta, która brak dziecka tak źle znosiła, że bliska załamania, zaczęła szukać pomocy u psychiatry. Lekarz nie miał jednak wątpliwości, że w jej przypadku nie są potrzebne leki, lecz dziecko. Przypadek sprawił, że razem z mężem pojechała na uroczystość I Komunii św. do Niemiec: - Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że kuzynka, która wyszła tam za mąż, jest po testach i czeka na wyniki po in vitro. Kiedy potem zatelefonowała do Polski i pochwaliła się, że jest w ciąży, małżonkowie z Rakoniewic wiedzieli, co mają robić. Natychmiast wybrali się w podróż, która miała się okazać tak dla nich szczęśliwa.
- Nie spodziewałam się, że zastanę tam kobiety z całego świata i wszystkich chyba religii. Były muzułmanki arabskiego pochodzenia, Azjatki, czarne Afrykanki. Kobiety w ludowych strojach, w turbanach na głowie i zakryte czadorami. To mi dodało ogromnej otuchy i wiary - opowiada mama Marysi.
Modlitwa w kościółku
Wioletta Wróblewska nie pamięta, jak przyjęła wiadomość w klinice, że będzie matką. Wcześniej odwiedziła maleńki kościółek, w którym gorąco modliła się do Matki Boskiej, opiekunki takich jak ona oczekujących macierzyństwa. Zaprowadziła ją tam kuzynka, której modlitwa została wysłuchana. Przychodziły tam także inne pacjentki monachijskiej kliniki i przyjeżdżały kobiety z całych Niemiec: - O godz. 14 miały być wyniki, zgłosiliśmy się razem z mężem... Czy skakała z radości? Z początku nie docierały do niej słowa, jeszcze nie wierzyła, była ostrożna. Dopiero po kilku minutach, już przed klinicznym budynkiem, zaczęła krzyczeć i tańczyć.
Zanim dojechali do Rakoniewic, wiedziała już cała rodzina, znajomi, sąsiedzi: - W Rakoniewicach mieszka 2,5 tys. mieszkańców i wszyscy już na początku byli poinformowani o naszym szczęśliwym wydarzeniu - mówi Marcin Wróblewski, który w przeciwieństwie do większości polskich małżeństw uszczęśliwionych przez "dziecko z probówki”, ani przez chwilę nie ukrywał tego faktu.
Mała aparatka
Marysia, „klopsik” o wadze 3400 g, przyszła na świat w poznańskiej klinice przy ul. Polnej.
- Bardzo jestem zadowolona z warunków i opieki, jaka mnie tam spotkała - ocenia dzisiaj mama, którą do samego końca wspierał i pocieszał (wszystko będzie dobrze!) dr Wiesław Markwitz.
Rodzice nie chcą dzisiaj wspominać nieprzyjemnej rozmowy z księdzem, który odradzał sam zabieg, a potem nie chciał zaakceptować istnienia Marysi. Maria Magdalena została więc ochrzczona w sąsiednim wielichowskim kościele św. Marii Magdaleny. Dlatego dla rodziców największym urodzinowym świętem jest dzień Wniebowzięcia NMP, bo to był dzień zabiegu. Udanego zabiegu.
- Jesteśmy wierzącym, katolickim i kochającym się małżeństwem, ale dopiero teraz wiemy, jak powinien wyglądać prawdziwy związek - zapewniają obydwoje, ale i bez tych zapewnień widać, jak bardzo obydwoje są zakochani w Marysi. - Mała aparatka, wszystko zaczyna ją interesować - chwali córkę tata. Dziecko wygląda jak z filmu reklamującego naturalne karmienie. Nie grymasi, kwili tylko wtedy, gdy jest głodne.
- Wszystko, co teraz chcę pamiętać, to cudowny sen, z którego się budzę i widzę obok siebie Marysię - powtarza mama, która znalazła sens macierzyństwa. - Marysia będzie miała rodzeństwo, nie chcemy, żeby była jedynaczką.
Przyjedzie z wizytą
Właściciel kliniki monachijskiej, w której Wioletta Wróblewska była pierwszą Wielkopolanką, chce odwiedzić poznańską Klinikę Niepłodności i Endokrynologii Rozrodu. Mamy zapewnienie, że poznańscy specjaliści (mieszkanka Rakoniewic nie była ich pacjentką) chętnie przyjmą niemieckiego gościa.
Nie będzie głosowania
Wszystko na to wskazuje, że na skutek protestów w mediach nie będzie głosowania nad paragrafem, który metodę in vitro wykreśliłby z polskich klinik. Na skutek protestów w mediach kongres medyków zapowiedziany na wrzesień prawdopodobnie skreśli ten punkt. Posłanka Izabela Jaruga-Nowacka zapowiada, że będzie dopominała się o uznanie in vitro za metodę leczącą bezpłodność. Wtedy zostałaby objęta ubezpieczeniem zdrowotnym
Prof. Leszek Pawelczyk, kierownik Kliniki Niepłodności i Endokrynologii Rozrodu AM w Poznaniu:
Bardzo dobrze, że są tacy rodzice, jak państwo Wróblewscy, bo dzięki nim łatwiejsza staje się walka o uznanie in vitro za metodę leczącą bezpłodność. Tylko wtedy leczenie będzie dostępne również małżeństwom mniej zamożnym, których dzisiaj na to nie stać. W wielu innych krajach ubezpieczalnie w całości, bądź w części pokrywają koszty zabiegu. U nas za wszystko płacą rodzice.
Danuta Pawlicka