"Szczepionka ważniejsza niż matka". Protest przed sądem
Małżeństwu, który nie zgodziło się na zaszczepienie córki, grozi ograniczenie praw rodzicielskich. Proces przyciągnął uwagę posła Kukiz'15 i grupy przeciwników obowiązku szczepień. W ciągu ostatnich czterech lat takich osób przybyło lawinowo - jest ich ponad 20 tys.
W Sądzie Rejonowym w Inowrocławiu w woj. kojawsko-pomorskim rozpoczął się proces o ograniczenie praw rodzicielskich w związku z niewyrażeniem przez rodziców zgody na obowiązkowe szczepienie córeczki zaraz po porodzie. Rozprawie towarzyszyła pikieta przeciwników obowiązkowych szczepień dzieci.
W Polsce od 1996 r. istnieje obowiązek szczepienia dziecka w pierwszej dobie po porodzie przeciwko gruźlicy (BCG) i wirusowemu zapaleniu wątroby typu B (WZW-B).
Przed sądem (wydział rodzinny i nieletnich) stanęli małżonkowie Iwona H.-K i Artur K. Rozprawa toczyła się przy drzwiach zamkniętych, została odroczona do 24 sierpnia. Żaden z uczestników, w tym rodzice i ich pełnomocnik ani prokurator nie chciał rozmawiać z dziennikarzami o rozprawie ze względu na ciągle toczące się postępowanie.
Według pełnomocnika rodziców, adwokata Arkadiusza Teteli, istnieje orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, iż przymusowe szczepienia są niezgodne z art. 8 Konwencji o ochronie praw człowieka. - To jest orzecznictwo, które w obecnym systemie prawnym jest niebywale istotne dla rodziców, którzy borykają się z problemami dotyczącymi powikłań poszczepiennych - powiedział.
Mecenas pytał o sens utrzymywania przymusowych szczepień, skoro, jak mówił, takiego obowiązku nie ma w wielu krajach Unii Europejskiej czy na Ukrainie, której obywatele mogą poruszać się po Polsce.
Poseł Kukiz'15: nie można grozić rodzicom
Na sali rozpraw obecny był w charakterze męża zaufania poseł Paweł Skutecki (Kukiz'15). - Nie można grozić rodzicom odebraniem czy ograniczeniem praw rodzicielskich za to, że chcą jak najlepiej dla swoich dzieci. Oni powodowani tylko troską o dobro dziecka, ze świadomością tego, że ich starsze dziecko ma bardzo poważny "niepożądany odczyn poszczepienny" robią to, co uważają za najlepsze. Samo to, że ktokolwiek grozi im odebraniem czy ograniczeniem praw rodzicielskich jest dla mnie niepojęte - powiedział poseł.
Skutecki zaznaczył, że jest wiceszefem poselskiego zespołu, który zajmuje się bezpieczeństwem programu szczepień dzieci i młodzieży. - Zespół działa od roku, spotykamy się z Głównym Inspektorem Sanitarnym, konsultantami krajowymi, ale też ze specjalistami, ekspertami. To jest płaszczyzna, gdzie strony mogą zetrzeć się na argumenty. Dla mnie wzorem są te państwa, gdzie szczepionki są refundowane, zalecane, ale nie są obowiązkowe, czyli prawie wszystkie kraje UE - dodał poseł.
Przed i w trakcie rozprawy przed sądem pikietowała kilkudziesięcioosobowa grupa przeciwników obowiązkowych szczepień, w tym działaczki Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Wiedzy o Szczepieniach "Stop - NOP". Protestujący mieli ze sobą tablice z napisami, m.in. "Szczepionka ważniejsza niż matka", "Zemsta za NOP". NOP to skrót terminu niepożądany odczyn poszczepienny.
Jak powiedziała Justyna Soloch ze stowarzyszenia "Stop - NOP", jej znanych jest 10 przypadków zajmowania się przez sądy sprawami niezaszczepienia dzieci i wszystkie sprawy kończyły się umorzeniem postępowania ze względu na niestwierdzenie działania na niekorzyść dziecka.
Iwona H.K. w mediach mówiła, że nie zgodziła się zaraz po porodzie w szpitalu na zaszczepienie urodzonej na początku lutego córki, gdyż sama była przeziębiona, a jej starsza córka Zosia po szczepieniu miała 40 stopni gorączki i problemy z oddychaniem. Podkreślała, że gdy w szpitalu chciała się dowiedzieć o działaniu szczepionki, dostała tylko zwykłą ulotkę. Informowała, że o niezaszczepieniu przez nią dziecka sąd zawiadomił dyrektor przychodni w Gniewkowie, gdzie została przekazana dokumentacja ze szpitala. Dyrektor przez położną miał też zawiadomić ją, że w związku z tym nie zgadza się na leczenie dziecka w tej przychodni.
5-krotny wzrost odmów szczepień - już 23 tys. Naukowcy ostrzegają przed skutkami
W Polsce odsetek szczepionych dzieci nadal jest wysoki, ale w ostatnich latach coraz więcej osób nie zgadza się na szczepienia swoich pociech. W ciągu ostatnich 4 lat liczba ta wzrosła blisko pięciokrotnie - od ponad 5 tys. w 2012 r. do ponad 23 tys. w 2016 r. oficjalnie odnotowanych odmów szczepień.
Gdy opiekunowie - mimo ostrzeżeń z przychodni i listu z sanepidu - uchylają się od obowiązku szczepienia, w trybie administracyjnym wszczyna się postępowanie egzekucyjne. Kara jest dotkliwa, bo wynosić może nawet 5 tysięcy zł. W praktyce, to najczęściej 400-500 zł.
Grozi nam powrót wielu chorób
Przed ryzykiem związanym z unikaniem szczepień od lat przestrzegają m.in. Naczelna Izba Lekarska, Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego - Państwowy Zakład Higieny oraz Polska Akademia Nauk. Zdaniem ekspertów unikanie szczepień może skutkować powrotem wielu groźnych chorób. "Należy z całą mocą stwierdzić, że szczepionki są najlepiej sprawdzonymi preparatami farmaceutycznymi w Europie, a rygorystyczne badania naukowe ich jakości stanowią gwarancję bezpieczeństwa przyjmowania i skuteczności działania szczepione" - oceniła PAN w wydanym przed rokiem stanowisku.
W ostatnich latach eksperci informowali o wzroście zachorowań na choroby zakaźne w niektórych regionach Europy, wskazywano m.in. na epidemię odry w Rumunii i we Włoszech, na przypadki błonicy na południu Europy oraz wzrost zachorowań na krztusiec. W połowie maja włoski rząd przyjął dekret wprowadzający obowiązkowe szczepienia jako warunek przyjęcia dzieci do żłobka, przedszkola i szkoły - mają nim być objęte dzieci do 6 lat.
- Podejmujący decyzję o niezaszczepieniu swego dziecka narażają je na niebezpieczeństwo, ale też inne dzieci – powiedział w Bydgoszczy minister zdrowia Konstanty Radziwiłł. Podkreślił, że wobec lekarzy i pielęgniarek odwodzących ludzi od szczepień należy wyciągać konsekwencje.