Szczepionka poza kolejką. Krystyna Janda: jest mi bardzo przykro, przepraszam
- Myślę, że wszystko wynika z jakiegoś bałaganu organizacyjnego - stwierdziła Krystyna Janda. Tak odniosła się do zaszczepienia poza kolejką kilkunastu osób spoza grupy zero w przychodni Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
W programie "Fakty po Faktach" Krystyna Janda poinformowała, że to Warszawski Uniwersytet Medyczny zaproponował aktorom z Fundacji udział w akcji promocyjnej szczepień przeciw COVID-19. - Wielu aktorów-seniorów zgodziło się na tę promocję. Mieliśmy być szczepieni po medykach. Powiedziano nam, że prawdopodobnie gdzieś koło połowy lutego będziemy my szczepieni, seniorzy. Sama przedstawiłam prof. Gaciongowi listę, mieliśmy zostać zaszczepieni po lekarzach - zapewniła Janda.
Dodała, że z jej Fundacji miało to być 8 osób. - Ale wiem, że ta lista jest dłuższa, plany były szersze, jeśli chodzi o promocję - mówiła aktorka.
- Przyszliśmy na próbę 29 grudnia. Ktoś z przychodni zadzwonił, powiedział, że mają odmrożone szczepionki, które mogą się zmarnować. Zapytali, czy możemy przyjechać. Byli ze mną na próbie Olo Łukaszewicz, Emilka Krakowska, Grzegorz Warchoł, no i pojechaliśmy - opowiadała w programie "Fakty po Faktach" Krystyna Janda.
- Poproszono nas, żebyśmy wypełnili formularze i żebyśmy wypełnili absolutnie RODO, bo ta lista musi pójść do ministerstwa. Pytaliśmy, czy nikomu nie zabieramy szczepionki, zapewniano nas, że nie. Powiedziano nam, że jest taka sytuacja, zawirowanie, okres świąteczny - zapewnia aktorka.
Janda przekonywała, że gdy przyjechali na miejsce, na korytarzu nikogo nie było. Nikt nie czekał też na zaszczepienie, gdy razem z innymi aktorami wychodziła z przychodni.
- Jeśli okazało się, że jakiemuś medykowi zabrakło szczepionki, to jest mi bardzo przykro, przepraszam - stwierdziła Krystyna Janda. - Myśmy zrobili to bez takiej świadomości, wiedząc, że ta kampania promocyjna jest bardzo potrzebna - dodała.
Janda była także pytana o mail, do którego dotarł serwis wprost.pl, rozsyłany do aktorów przez dyrektorkę Fundacji Krystyny Jandy Na Rzecz Kultury Alicję Przerazińską. - To jest inna sprawa, ja jestem obsesyjną organizatorką - odparła aktorka. Tłumaczyła, że chciała - jako pracodawca - stworzyć listę pracowników i współpracowników, którzy chcą się zaszczepić. - Uznałam, że jeśli nadejdzie termin naszych szczepień, to powinniśmy zaszczepić się grupą. Uważam, że każdy przedsiębiorca w Polsce powinien pomóc w tej akcji i zorganizować to, bo to wcale nie jest takie łatwe - dodała.
- Ja wszystkich przepraszam, że tak się stało - mówiła Janda. Tłumaczyła jednak, że to, że się zaszczepili wynika pewnie też z tego, że są w większości stałymi pacjentami szpitala WUM przy ul. Banacha.
- Fala nienawiści i hejtu, który się wylała, przekroczyła wszelkie absolutnie granice. Ilość ludzi, którzy napisali, że życzą mi śmierci, że podpalą teatr, nasi pracownicy ciągle odbierają telefony z groźbami, zaczęliśmy już nagrywać - żaliła się Krystyna Janda. - To jest absolutnie, absolutnie niemożliwe. To jest coś tak absolutnie nieprawdopodobnego. Myślę, że o tym też powinniśmy porozmawiać. Myśmy nie zrobili nic złego, a nawet jeśli zrobiliśmy cokolwiek, co państwo uważają za złe, to bez świadomości. Poinformowano nas, że nikomu nic nie zabieramy - mówiła.
- Ja się po prostu boję. Zwyczajnie, bardzo państwa przepraszam, ale po raz pierwszy w życiu w tym kraju boję się, że spotka mnie coś złego - stwierdziła Krystyna Janda.