Szczepionka na COVID-19. Czy szczepimy za wolno? "To dopiero początek"
- Z pełnym przekonaniem chciałbym podkreślić: 50 tys. osób zaszczepionych to dobry wynik, jak na początek - mówi w rozmowie z WP były wiceminister zdrowia Marek Twardowski, wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego. Wyjaśnia, co składa się na ten proces i dlaczego, mimo otrzymania już 670 tys. dawek szczepionki przeciw COVID-19, jeszcze nie zaszczepiliśmy tylu osób.
Magdalena Raducha, WP: 50 tys. osób zaszczepionych przeciw COVID-19 w Polsce w tydzień po rozpoczęciu szczepień – to dużo czy mało?
Marek Twardowski, Porozumienie Zielonogórskie: Dopiero zaczynamy szczepienia i trzeba będzie to tempo na pewno zwiększyć. Jednak z pełnym przekonaniem chciałbym podkreślić: to dobry wynik, jak na początek.
A czy tych zaszczepionych osób nie powinno być już teraz więcej? W końcu do Polski dotarło łącznie 670 tys. dawek szczepionki na COVID-19.
I to są dawki przeznaczone dla 335 tys. osób. Połowa z puli 670 tys. trafia do szpitali teraz, a druga połowa pozostaje w Agencji Rezerw Materiałowych. Zostanie podana zaszczepionym za 21 dni, kiedy przyjdzie czas na przyjęcie drugiej dawki. Rząd postępuje rozsądnie robiąc taki krok i zabezpieczając tę dawkę.
150 tys. dawek trafiło dziś do szpitali, plus 50 tys. osób jest już zaszczepionych. Łącznie daje to 200 tys. zużytych dawek. Zostaje jeszcze 135 tys. z tej puli, którą mamy na teraz.
I te dawki będą systematycznie dysponowane. Pamiętajmy, że szczepionek nie można rozwozić w za dużych ilościach. One w Agencji Rezerw Materiałowych i w hurtowniach farmaceutycznych są przetrzymywane w -70 stopniach. Później są rozmrażane i trafiają do szpitali. W lodówkach, w temperaturze 2-8 stopni, mogą leżeć tylko pięć dni. A później muszą zostać zniszczone. Dlatego rozwożone są w transzach.
Tych procedur zdaje się jest więcej. Również ze strony personelu medycznego wykonującego te szczepienia.
Oczywiście. Pacjent musi wypełnić ankietę, zostać zbadany przez lekarza, zaszczepiony przez pielęgniarkę, a szczepienie musi zostać sprawozdane w specjalnym systemie. Zaszczepienie pacjenta zajmuje od 30 do 50 minut. Tylko laicy mogą sobie myśleć, że to jest taśmociąg. To tak nie działa.
I tych rąk do wykonywania szczepień nie brakuje?
W Polsce na 100 zatrudnionych w ogóle w kraju tylko 6 pracuje w ochronie zdrowia. To niezwykle mało. Personel medyczny nie może rzucić wszystkiego i zajmować się samymi szczepieniami. Nie ma takiej możliwości. Musimy trochę szczepić, więcej leczyć. Nie ma osobnej liczby osób do wykonywania szczepień. O tym też się zapomina. Ile mamy ludzi zatrudnionych, tyle zrobi się szczepień.
Jak wyglądamy na tle innych, bliskich nam krajów pod kątem zaszczepiania ludności?
Są kraje, które radzą sobie znacznie gorzej niż my. Przykładem niech będzie Francja, która zaszczepiła zaledwie 300 osób. Niemcy zaś zaszczepili kilkaset tysięcy osób. To nie jest wcale rewelacyjny wynik jak na tak duży i zorganizowany kraj, który ma ponad dwa razy więcej osób pracujących w ochronie zdrowia, a to oznacza ponad dwa razy więcej osób, które mogą te szczepienia wykonywać.
Najlepiej radzi sobie oczywiście Izrael, w którym już ponad milion osób przyjęło szczepionkę. Do tego poziomu wszystkie kraje europejskie powinny dążyć. Także my, dopingując nasz rząd, by usprawniał proces szczepień w Polsce.
Koronawirus w Polsce. MZ potwierdza: dostawę dzielimy na dwie części
Spytaliśmy ministerstwo zdrowia z czego wynika takie, a nie inne tempo szczepień. W odpowiedzi rzecznik resortu wyjaśnił WP:
"Nieco wolniejszy proces szczepień przeciwko COVID-19 wynika m.in. z tego, że każdą dostawę szczepionek do Polski dzielimy na dwie części - połowa trafia do szpitali, a drugą połowę zostawiamy w magazynach ARM w głębokim zamrożeniu, po to, aby każdy pacjent, który otrzyma pierwszą dawkę, miał 100% gwarancji, że będzie mógł otrzymać drugą dawkę. Nie chcemy ryzykować bezpieczeństwa pacjentów, przekazując wszystkie dawki do szczepienia, na wypadek gdyby producent zaczął mieć jakieś problemy, czy to z produkcją, czy logistyką w związku z dostawami do Polski".