"Wydawało mi się, że film kręcą". Świadkowie o strzelaninie w Szczecinie
Mieszkańcy ul. Kasjopei na szczecińskim osiedlu Warszewo twierdzą, że to niezwykle spokojna okolica. Nie ukrywają, że są zaskoczeni i wstrząśnięci tym, co wydarzyło się w czwartek wieczorem na ich osiedlu. Rozmawiali z nimi reporterzy Wirtualnej Polski.
Ul. Kasjopei biegnie przez osiedle wielorodzinnych, jednopiętrowych domów. To cicha spokojna uliczka. - Tu się nigdy nic nie działo. Żadnych przestępstw, żadnych ekscesów - opowiada reporterowi jeden z mieszkańców.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W czwartek wieczorem w jednym z domów rozległy się strzały. Sąsiedzi wezwali policję. Pojawiła się straż pożarna, karetki pogotowia, a także oddział antyterrorystów.
Drzwi do mieszkania, z którego dobiegały strzały, były zamknięte. Do akcji wkroczyli antyterroryści. Sąsiedzi z przerażeniem nasłuchiwali kolejnych niepokojących odgłosów i huków.
Z ustaleń WP wynika, że w mieszkaniu znaleziono trzy ciała. Kim byli ci ludzie? Co się tam wydarzyło?
"Jestem w szoku. To spokojna okolica"
- Dopiero przyjechałem na osiedle - opowiada reporterowi WP jeden z mieszkańców. - Dzieci słyszały, że przyjechała policja, jakaś brygada antyterrorystyczna, słyszały strzały, próbę dostania się do mieszkania... To one były tego świadkami i zrelacjonowały mi to telefonicznie - opowiada.
- Jestem w szoku. To spokojna okolica, mieszkają tu przeważnie młodzi ludzie - mówi napotkana przez reportera WP kobieta.
- Wydawało mi się, że film kręcą, taki sensacyjny - wyznaje palący na balkonie papierosa mężczyzna. - Nie wiem, co się wydarzyło. Słyszeliśmy strzały, przyjechaliśmy szybko na osiedle, bo dziecko było same w domu. Nic nie wiemy - dodaje.
Kolejna rozmówczyni reportera WP mieszka w bliskim sąsiedztwie domu, w którym doszło do tragedii. Opowiada, że zorientowała się, że coś się dzieje przy wjeździe na osiedle. - Zauważyliśmy radiowozy, policję. Nagle zablokowali pół osiedla, kazali nam wracać do domu - relacjonuje.
"Dla nas to jest bardzo duże przeżycie"
- Wyszliśmy na balkon i zobaczyliśmy, że przyjechali antyterroryści i nagle huk, strzały - opowiada.
Przyznaje, że nie wie, kto mieszkał w domu, w którym doszło do tragedii. - Może z widzenia, gdzieś się widzieliśmy, ale nigdy nie rozmawialiśmy - stwierdziła.
- Dla nas jest to bardzo duże przeżycie, naprawdę. Dla dzieci też, bo jest tu sporo dzieci. Usłyszeliśmy tylko "otwierać, policja", piły, wyważanie drzwi i nagle, cisza - opowiada kobieta.