"Szary" współpracownik
Kierownik Katedry Prawa Konstytucyjnego UJ był kontaktem operacyjnym służb specjalnych PRL. Prof. Pawła Sarneckiego udało się zwerbować, gdy pojawiła się przed nim wizja wyjazdu na stypendium do Szwajcarii. Dziś prawnik potwierdza, że zobowiązał się do współpracy z bezpieką. Uważa, że mimo to może zabierać głos w sprawie lustracji. Nie angażowałem się czynnie – mówi "GP".
01.04.2008 10:05
Według materiałów IPN, bezpieka po raz pierwszy zainteresowała się Sarneckim w związku z wydarzeniami Marca '68. Tajny współpracownik o pseud. "Las" pisze, że rola Sarneckiego była wówczas "dwuznaczna, raczej antyustrojowa" oraz że Sarnecki, który ma pochodzenie żydowskie, utrzymywał w tym czasie kontakty z pracownikami naukowymi UJ reprezentującymi poglądy rewizjonistyczne.
Z kolei w notatce z 1970 r. TW "Las" donosi, że na konferencji problemowej Instytutu Nauk Politycznych UJ Sarnecki postulował utworzenie w ustroju socjalistycznym dwóch partii marksistowskich – rządzącej i opozycyjnej.
Dotychczasową obserwację pracownika naukowego przez służby reasumuje w opracowaniu ppłk T. Kaliński, stwierdzając, że informacje zebrane przez TW "Las" nie potwierdzają działalności, o którą Sarnecki był podejrzewany.
Do Szwajcarii z zadaniami
W 1975 r. przed Sarneckim pojawia się możliwość rocznego wyjazdu na stypendium rządu szwajcarskiego. Pisze wówczas rozprawę habilitacyjną poświęconą ustrojowi politycznemu Szwajcarii. Wtedy dochodzi do pierwszych jego kontaktów z funkcjonariuszem wywiadu PRL Zbigniewem Sobczakiem. W trakcie jednego ze spotkań oficer informuje Sarneckiego, że w MSW nie tylko zaakceptowano jego wyjazd stypendialny, ale ze względu na dobrą opinię, jaką tam ma, zadbano również, by uzyskał paszport wielokrotny. Według informacji uzyskanych z inspektoratu krakowskiej KWMO, Sarnecki "bardzo życzliwie podchodzi do studentów będących funkcjonariuszami MO i Służby Bezpieczeństwa". Podstawą dobrej opinii SB o kandydacie na współpracownika były też jego marksistowsko-leninowskie poglądy.
Oficer zaproponował więc Sarneckiemu współpracę. "Ten zadeklarował, że chęć pracy dla nas traktuje nie tylko jako chęć pomocy ale wręcz obywatelski obowiązek" – napisał Sobczak. Dodał, że w rozmowie z nim doktor UJ był bardzo życzliwy i wykazywał pełne zrozumienie dla pracy służb. Jednak gdy Sarnecki dowiedział się, jakie zadania powinien wykonać, usiłował się wycofać. Tłumaczył to obawą, że nie uda mu się ich zrealizować. Kiedy Sobczak oświadczył, że w takim razie służby zawiodły się na nim, Sarnecki zaczął przepraszać. Wyjazd do Berna miał nastąpić wkrótce, więc do następnego kontaktu z oficerem miało dojść za trzy miesiące, podczas planowanego przez Sarneckiego przyjazdu do Polski. Jednak już po czterech dniach, gdy miał otrzymać wizę, sam zadzwonił do ppłk. Sobczaka i poprosił o rozmowę. Podczas spotkania, do którego doszło kilka godzin później, znów przeprosił za swoje wcześniejsze stanowisko i przyznał, że pragnie zmienić swą "niewłaściwą decyzję". "Tym bardziej, że od początku był przekonany o
konieczności pomagania nam" – zapisał później w notatce ze spotkania oficer SB.
"Ja, niżej podpisany – zobowiązuję się dobrowolnie do udzielenia pomocy wywiadowi PRL zgodnie z instrukcją wyjazdową. Zachowam tę sprawę w tajemnicy nawet przed najbliższą rodziną" – napisał Sarnecki. Miesiąc później, na kolejnym spotkaniu z oficerem bezpieki, otrzymał szczegółowe wytyczne dotyczące informacji, jakich ma dostarczać. "'Szary' wskazał na osoby, które mogą nas zainteresować i zaproponował, że przyjrzy się im bliżej" – głosi raport ze spotkania. Wśród wskazanych osób znalazł się dr Andrzej Kubas – asystent w Zakładzie Prawa Cywilnego. "Szary" charakteryzował go jako bardzo pozytywnie nastawionego do ustroju PRL. Poinformował także o planach Andrzeja Gaberlego, asystenta w Zakładzie Postępowania Karnego, zamierzającego wyjechać na stypendium do Salzburga.
"Szary" podzielił się również informacjami o swoich studentach: Andrzeju Jeshke, Janie Lidzu i Marku Gurgulu. "Określił ich jako zdolnych i pozytywnie do nas nastawionych" – napisał w raporcie Sobczak, który zlecił innemu funkcjonariuszowi zająć się tymi osobami. Po dwóch latach od pozyskania "Szarego" mł. inspektor SB Z. Cybulski sporządza notatkę, w której pisze, że "Szary" przebywając w Bernie ponad rok nie przygotował żadnej informacji i nie nawiązał kontaktów, mimo iż zadanie opracowywania charakterystyk poznawanych osób przekazał mu szwajcarski rezydent "Walski". W SB uznano, że "Szary" nie ma możliwości realizowania zadań, które były w kręgu jej zainteresowań. "Bardziej celowe wydaje się wykorzystanie go do zadań kontrwywiadowczych" – napisano we wniosku końcowym. Teczka tego kontaktu operacyjnego została złożona w archiwum MSW w lipcu 1977 r. Po latach
W lutym 2006 r. wspólnie z innymi prawnikami UJ profesor Sarnecki wystosował apel, w którym wyrażał protest przeciwko reformom i metodom działania ministra Zbigniewa Ziobry. Sygnatariusze tego dokumentu wyrazili szczególne zaniepokojenie faktem i formą odwołania przewodniczącego Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego, prof. Stanisława Waltosia. "Język i sposób działania obecnych władz przypominają łudząco czasy PRL" – napisano w apelu.
Gdy w 2005 r. komisja ds. Orlenu podjęła uchwałę, w której zwróciła się do IPN o udostępnienie teczek 32 osób zeznających w sprawie, Sarnecki wydał opinię kwestionującą taką możliwość. Pozostałe dwie ekspertyzy, zamówione przez Kancelarię Sejmu, były pozytywne. Posłowie komisji chcieli uzyskać dostęp m.in. do teczek Aleksandra Kwaśniewskiego, Leszka Millera, Marka Dochnala i Jana Kulczyka. Sarnecki stwierdzał, że IPN nie może legalnie dostarczyć żądanych akt, ponieważ nie można wykluczyć, iż wśród tych dokumentów mogłyby znaleźć się takie, do których dostęp jest zakazany, i już podanie do publicznej wiadomości, których osób to dotyczy, naruszałoby ich dobra osobiste, a nawet mogłoby stanowić zagrożenie ich życia. Profesor nie uważa, by podpisanie przez niego zobowiązania wobec peerelowskich służb przeszkadzało w zabieraniu głosu w sprawach teczek. To są inne płaszczyzny funkcjonowania państwa – mówi "GP". Stwierdził też, że nie pamięta dokładnie, czy wydał ekspertyzę dla komisji orlenowskiej. Możliwe, bo
opracowałem wiele takich orzeczeń – dodaje.
Maciej Marosz