Sytuacja na froncie przed szczytem na Alasce. "Przypomina boks w 12. rundzie"
W przededniu spotkania Donalda Trumpa i Władimira Putina na Alasce, na froncie w rejonie Pokrowska doszło do znaczących postępów armii rosyjskiej. Udało się przerwać ukraińską linię obrony. - Nie jest to jeszcze moment krytyczny dla Ukrainy, ale widać, że jej armia jest mocno osłabiona - mówi WP ppłk. rez. Maciej Korowaj.
Jak informuje Ośrodek Studiów Wschodnich (OSW), w rejonie pokrowskim Rosjanie przerwali ukraińską linię obrony na północny wschód od aglomeracji Pokrowsk–Myrnohrad, wbijając się klinem na północ i podchodząc pod wieś Hruźke. W ciągu trzech dni przebyli dystans ok. 10 km, zajmując miejscowości Kuczeriw Jar i Zołotyj Kołodiaź, położone na wschód od kluczowego dla ukraińskiej logistyki Dobropola.
"Nagły postęp agresora to rezultat skoncentrowania znacznego zgrupowania wojsk ok. 100 tys. żołnierzy walczących na tym kierunku. Oraz taktyki stałego nękania obrońców szturmami kilkuosobowych zgrupowań bojowych. Ich celem było znalezienie słabych punktów obrony i dokonanie wyłomu. Najeźdźcy udał się ten manewr dzięki brakom kadrowym w ukraińskiej obronie" - czytamy w analizie OSW.
A to nie koniec. Armia rosyjska uzyskała postępy również na kierunku łymańskim i nie zaprzestaje też prób poszerzenia swoich zdobyczy na północ od Kupiańska, gdzie udało jej się poszerzyć klin w kierunku wsi Hołubiwka i Radkiwka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Silna eksplozja na froncie. Broń Rosjan wyleciała w powietrze
Przełomowe spotkanie?
To wszystko dzieje się w przededniu zaplanowanego na 15 sierpnia spotkania Donalda Trumpa i Władimira Putina na Alasce. Celem bezpośrednich rozmów ma być wypracowanie porozumienia pokojowego lub przynajmniej zawieszenia walk w Ukrainie.
29 lipca prezydent USA Donald Trump postawił przywódcy Rosji ultimatum: albo Putin zakończy zabijanie w Ukrainie, albo USA w piątek nałożą na Rosję sankcje dotykające nabywców jej głównych produktów eksportowych: ropy naftowej i gazu ziemnego. Choć termin minął w piątek 8 sierpnia, a wojna w Ukrainie trwa, zamiast nałożenia sankcji amerykański prezydent ogłosił, że spotka się z Putinem na Alasce. Będzie to pierwsza wizyta rosyjskiego przywódcy w USA od 10 lat.
Silna eksplozja na froncie. Broń Rosjan wyleciała w powietrze
Czy zbliżające się spotkanie odmieni losy wojny lub czy już sprawiło, że coś na froncie się zmieniło? Zdaniem ppłk. rez. Macieja Korowaja sytuacja dla Ukraińców jest trudna, ale to jeszcze nie jest moment przełomowy.
- Według ukraińskiego wywiadu panuje przekonanie o nieuchronnym upadku Pokrowska. Może to oznaczać, że faktycznie nie mają już tam nic istotnego do zaoferowania, albo że "mgła wojny" i wojna informacyjna zaciemniają obraz sytuacji do tego stopnia, że trudno ustalić prawdę - mówi Wirtualnej Polsce ppłk. rez. Maciej Korowaj, analityk specjalizujący w zagadnieniach bezpieczeństwa oraz taktyce, operacji, strategii Białorusi, Rosji, Ukrainy.
I jak ocenia, po raz pierwszy Rosjanie uderzyli tak głęboko, jednak jak dotąd są to działania głównie piechoty.
- A piechota sama się nie utrzyma, jeśli nie będzie miała ciężkiego sprzętu oraz wsparcia lotnictwa i dronów. Co ciekawe, Rosjanie nie prowadzą równie aktywnych działań na innych odcinkach frontu. Wręcz przeciwnie - pod Sumami ponieśli wyraźną porażkę, próbując w trzech wioskach utworzyć strefę ochronną przy granicy, co zakończyło się niepowodzeniem - przypomina rozmówca Wirtualnej Polski.
W jego ocenie obecne działania na froncie mają w dużej mierze podłoże polityczne.
- Są mocno związane z rozmowami na Alasce między Donaldem Trumpem a Władimirem Putinem. Wydaje się, że zarówno Ukraina, jak i Rosja nie są pewne ich rezultatów, dlatego dwie strony trzymają największe rezerwy na dalszy rozwój wydarzeń. Część z nich walczy już na froncie, ale sytuacja przypomina boks w 12. rundzie – strony rzucają się na siebie, żeby zrobić wrażenie. Jednak żadna nie ma siły zadać ostatecznego ciosu – komentuje ppłk. rez. Maciej Korowaj.
Inny analityk Artur Micek na platformie X (dawnym Twitterze) oceniał, że jest to największy ukraiński kryzys na froncie od czasu walk pod Rubiżne (wiosną 2022 r. – przyp. red.) oraz Oczeretyne (wiosną 2024 r.).
"Tak fatalnej sytuacji jeszcze nie widziałem od tamtego czasu. Wiele wskazuję na to, że Rosjanie wchodzą w przestrzeń operacyjną praktycznie wolną od wojsk ukraińskich. Kijów w ostatnich dniach rzucił tutaj do walki siły specjalnie, kilka jednostek szturmowych i lotnictwo co oznacza, że sytuacja musiała być naprawdę ciężka, skoro zdecydowano się na taki krok" - napisał Artur Micek, politolog, historyk wojskowości i analityk wojny rosyjsko-ukraińskiej.
I jak twierdzi Rosjanie odnoszą sukcesy dlatego, że szereg ukraińskich fortyfikacji i pól minowych nie było obsadzonych przez piechotę. "Prawdopodobnie niedługo czekają nas pierwsze od dawna walki manewrowe na froncie ukraińskim. Ukraińcy muszą zlikwidować ten wyłom - inaczej czeka nas być możne nawet bitwa o podejścia do Kramatorska szybciej niż się wszystkim wydawało" - uważa Artur Micek.
- Ukraina jednocześnie przechodzi reformę i zmienia system dowodzenia. To ryzykowny krok, ale konieczny - zaniedbania w strukturach dowodzenia coraz częściej ujawniały się w boju. Z kolei Rosjanie stracili tyle sprzętu, że szczególnie w wojnie dronowej nie mają dziś takiej przewagi, jak mogłoby się wydawać - mówi Korowaj.
I jak przypomina, rosyjska operacja w kierunku Pokrowska trwa już około dwóch tygodni.
- W przypadku nowoczesnych armii zaciężnych efekty ofensywy liczylibyśmy w godzinach - tutaj wszystko odbywa się w "slow motion", na piechotę, pod ciągłym zagrożeniem ze strony dronów. To, co ważne, sytuacja pod Pokrowskiem nie zmienia globalnego obrazu frontu. Armia rosyjska nie osiąga w ten sposób strategicznych ani politycznych celów, jedynie efekt wizualny. Z kolei Ukraina w tej chwili nie demonstruje zdolności do przeprowadzania skutecznych kontrataków, a tym bardziej odzyskiwania utraconych terenów. Jej wpływ ogranicza się głównie do sfery informacyjnej – ocenia ppłk. rez. Maciej Korowaj.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Spotkanie Putin-Trump. Gen. Polko o "najczarniejszym scenariuszu"
Jak zauważa portal Defence24, Pokrowsk nie jest zwykłym miastem na mapie - to centralny punkt systemu zaopatrzenia w tej części frontu.
"Przed wojną liczył około 60 tysięcy mieszkańców, dziś pozostała w nim głównie infrastruktura wojskowa i logistyczna. Przez miasto przebiega ważny węzeł drogowy i kolejowy, kluczowy dla dostaw w kierunku Czasiw Jaru, Kostantyniwki czy Kramatorska" - czytamy w Defence 24.
Zdaniem analityka portalu Bartłomieja Wypartowicza, opanowanie miasta miałoby silny wymiar propagandowy - w Moskwie przedstawiono by to jako dowód trwałego postępu, wzmacniający pozycję Kremla w ewentualnych negocjacjach w sprawie pokoju bądź zawieszenia broni.
"W Rosji każdy zdobyty kilometr w Donbasie jest eksponowany jako dowód skuteczności 'operacji specjalnej', a zdobycie większego miasta jak Pokrowsk byłoby prezentowane jako przełom. Na płaszczyźnie psychologicznej utrata takiego ośrodka przez Ukrainę miałaby wpływ na morale zarówno żołnierzy, jak i społeczeństwa, dodatkowo komplikując mobilizację i proces rekrutacyjny" - twierdzi Wypartowicz.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski