Syed Kamall dla WP: to nie ludzie Zachodu są największym wrogiem dla fanatyków islamskich
Dla ekstremistów islamskich największym wrogiem nie są chrześcijanie, ale umiarkowani muzułmanie, postrzegani przez nich jako zdrajcy i heretycy - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Syed Kamall, przewodniczący frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów w Parlamencie Europejskim. - Najwięcej muzułmanów zamordowali w Afganistanie, Iraku, Libii, a teraz w Syrii, nie ludzie Zachodu, ale fanatycy muzułmańscy, tacy jak ci z ISIS - podkreśla polityk.
06.10.2015 | aktual.: 06.10.2015 11:39
WP: Dominika Ćosić: Jest Pan pierwszym muzułmaninem, który z ramienia konserwatystów ubiegał się o nominację na kandydata na burmistrza Londynu.
- Tak, ale tym razem także partia socjalistyczna zdecydowała się na kandydata będącego muzułmaninem. Tak więc dwie największe partie wystawiły muzułmanów. Nie dlatego, że wyznajemy taką wiarę, ale także i wiara nie była przeszkodą dla nas. Obaj jesteśmy dziećmi imigrantów. To pokazuje jak niesamowitym miastem jest Londyn, zróżnicowanym, tolerancyjnym i dającym każdemu równe szanse. Nie musisz być od pokoleń londyńczykiem, by móc ubiegać się o fotel burmistrza. To fenomen Londynu, miasta wielu kultur, religii, poglądów.
WP: W tym sensie Londyn jest bardziej "amerykański" niż na przykład "francuski". Francja jest jednak bardziej zamknięta i elitarna.
- Tak. Od 10 lat jestem eurodeputowanym i mam okazję porównywać Wielką Brytanią z innymi krajami unijnymi. Jest bardziej otwarta. A na pewno taki jest właśnie Londyn. W Brukseli od marokańskich taksówkarzy słyszę "masz szczęście, że urodziłeś się w Londynie". Faktycznie, jest różnica między Londynem a Paryżem, Brukselą czy Strasburgiem.
WP: W Wielkiej Brytanii 3,5 mln ludzi deklaruje się jako muzułmanie. W Londynie stanowią jeszcze większy odsetek?
- Według oficjalnych statystyk muzułmanie to około 12 proc. mieszkańców Londynu.
WP: Ale nie wszyscy są tak zintegrowani jak Pan. Z czego wynika Pana udana integracja?
- Myślę, że kwestia integracji lub jej braku nie dotyczy tylko muzułmanów, ale wszystkich mniejszości i społeczności etnicznych. Wszędzie się spotka ludzi, którzy uważają, że tylko mieszkają w Wielkiej Brytanii, ale wciąż czują się obywatelami kraju, z którego przyjechali i ludzi, którzy naprawdę się czują obywatelami brytyjskimi. Moi rodzice od dziecka mi powtarzali "to jest twój kraj". Wiedzieli, że nie wrócą do państwa, z którego przyjechali i to Wielka Brytania stała się ich krajem docelowym. Zresztą w Gujanie, gdzie się urodzili, oboje chodzili do brytyjskich szkół. Tak mnie wychowywali. Kiedy spotykałem się z jakimś przejawem rasizmu, dyskryminacji mówili mi, żebym się nie przejmował i ignorował to, bo to także mój kraj. W takim samym stopniu mój, jak osób, które mnie jakoś atakowały.
WP: A nie było konfliktu tożsamości między tożsamością brytyjską a muzułmańską?
- Nie. Moi rodzice wychodząc z założenia, że Wielka Brytania jest przecież państwem historycznie chrześcijańskim chcieli, żebym przynajmniej trochę poznał wartości chrześcijańskie i miał podstawową wiedzę o tej religii. Po to, bym mógł się swobodnie czuć w tym kraju, społeczeństwie. Od zawsze wiedziałem, że jestem i muzułmaninem, i Brytyjczykiem. I jedno nie wyklucza drugiego.
WP: A co sprawia, że młodzi muzułmanie się radykalizują? Przecież ci ludzie, którzy zorganizowali zamachy bombowe w Londynie, byli też drugą generacją imigrantów, w dodatku byli wykształceni, zdawałoby się zintegrowani? To nie byli biedni, niewykształceni, bezrobotni frustraci.
- Nie ma jednego wytłumaczenia. To na pewno konflikt między tożsamościami - brytyjską a tą kraju przodków. Często tacy ludzie mają zachwianą tożsamość: w Wielkiej Brytanii są odbierani jako np. Pakistańczycy, a jak jadą do Pakistanu, to tam są odbierani jako Brytyjczycy. I wtedy często albo wstępują do gangów albo się radykalizują. W meczetach w Londynie są imamowie, którzy nie mówią po angielsku. I dla muzułmanów anglojęzycznych to nie jest oferta. Za to obok meczetu czekają ludzie z ulotkami po angielsku, które właśnie nawołują do radykalnego islamu. Pokazują tym młodym ludziom filmy z muzułmanami zabijanymi przez żołnierzy amerykańskich czy brytyjskich w Afganistanie albo Iraku. I mówią: popatrz co Zachód robi Twoim braciom, Zachód jest antyislamski i musimy się zemścić. Źle interpretują Koran, który przecież nawołuje do bycia dobrym człowiekiem.
Demagodzy islamscy wytykają palcami kulturę zachodnią, nazywając ją dekadencką, upadłą. Alkohol, eutanazja, narkotyki - to zło. Nie możesz żyć w takim świecie, bo jest brudny. Do raju dostaniesz się wtedy, gdy zniszczysz ten świat - mówią. Ale są też na szczęście projekty rządowe skierowane do młodych muzułmanów, zachęcające ich do integracji i umiarkowanej wersji islamu.
WP: Ale dla muzułmanów - wiem, bo rozmawiam z nimi w różnych krajach - liberalna oferta Zachodu faktycznie jest trudna do zaakceptowania. Mówią, że więcej mają wspólnego ze światem wartości chrześcijańskich niż liberalno-laickich.
- Ma Pani w dużej mierze rację. Bo faktycznie wiele jest wspólnych wartości. Ale niektórzy mówiąc tak, szukają pretekstu, wymówki i idą na łatwiznę. Bo przecież prawdziwa wiara polega na tym, że praktykuje się ją niezależnie od okoliczności zewnętrznych. Wcale nie musimy przyjmować całej oferty Zachodu i realizować jej we własnym życiu, ale możemy po prostu żyć obok niej, nie walcząc z nią.
WP: W wielu przypadkach radykalizacja dokonuje się po wyjeździe do Afganistanu...
- To też jest wykorzystywane przez ekstremistów, to powtarzanie o złym Zachodzie, krzywdzącym Afgańczyków. To ulubiona opowieść ekstremistów. Pokazują tym młodym ludziom zniszczenia wojenne, biedę, sieroty, wywołują w nich żal, ale i chęć odwetu. Ale to, czego nie mówią, to fakt, że przecież najwięcej muzułmanów zamordowali w Afganistanie, Iraku, Libii, a teraz w Syrii, nie ludzie Zachodu, ale fanatycy muzułmańscy, tacy jak ci z ISIS. To oni wyrządzili innym muzułmanom najwięcej zła. To druga strona opowieści o np. Afganistanie.
WP: A to prawda że dla fanatyków islamskich największym wrogiem nie są chrześcijanie, czy nawet ateiści, ale umiarkowani muzułmanie postrzegani jako zdrajcy?
- Tak właśnie jest, radykałowie wyzywają nas od niewiernych, heretyków. I jesteśmy dla nich kimś gorszym od ludzi Zachodu.
WP: Pana zdaniem Europa powinna teraz otworzyć szeroko drzwi na falę uchodźców i imigrantów z Syrii i innych krajów? Rozwiązania Komisji Europejskiej są słuszne?
- Myślę, że w kwietniu udało nam się osiągnąć dobre porozumienie, kiedy KE proponowała wzajemną i dobrowolną współpracę między krajami. Ale sama KE i Jean-Claude Juncker złamali to porozumienie, proponując obowiązkowy system kwot. Kanclerz Merkel, która tyle mówi o solidarności europejskiej, jako pierwsza złamała zasadę solidarności. Najpierw zaprosiła do Niemiec imigrantów, a później kazała innym krajom ich przyjmować. To, co my proponujemy, to przede wszystkim pomoc dla obozów dla uchodźców znajdujących się blisko krajów, z których uciekli i następnie oddzielanie prawdziwych uchodźców wojennych od zwykłych imigrantów ekonomicznych. W przypadku imigrantów ekonomicznych - trudno, ale nie powinni być forowani i korzystać z przywilejów, powinni przejść normalne procedury. Uchodźcom, owszem, należy się pomoc. Ale trzeba się dobrze zastanowić nad tym, jakiego typu pomoc jest im najbardziej potrzebna. Najlepiej na miejscu. Wielka Brytania przeznaczyła miliony funtów na pomoc dla tego regionu. Jedne kraje unijne
chcą przyjąć tych ludzi, inne pomóc im finansowo bez przyjmowania ich. I to powinno być respektowane. Narzucanie krajom imigrantów lub nawet uchodźców jest złym rozwiązaniem.
WP: Kanclerz Merkel mówiąc o tym, że Niemcy spodziewają się 800 tys. uchodźców, wystosowała jakby zaproszenie otwarte dla kolejnych milionów. Pewnie chcąc sobie zapewnić głosy niemieckich Turków.
- Tak też to odbieram ja i tak też odebrali to przemytnicy. Przecież po tej deklaracji polityków niemieckich ruszyły kolejne fale. Mamy we frakcji niemieckich europosłów i oni także uważają, że pani Merkel popełniła olbrzymi błąd, który bardzo negatywnie odbije się na Niemczech i całej Europie.
WP: Uchodźcy trafią także do Polski i budzi to niepokój dużej części społeczeństwa. Jaka jest recepta na udaną integrację?
- Teraz trzeba być bardzo ostrożnym. Także w przyjmowaniu ludzi. Podstawowym kryterium powinna być znajomość języka kraju, do którego się przyjeżdża. Kursy językowe. Bez znajomości języka nie ma mowy o integracji czy podjęciu pracy albo edukacji - to absolutna podstawa. Dostępność nabożeństw w meczetach w tym języku.
WP: A propos meczetów. To prawda, że osoba, która buduje, sponsoruje meczet decyduje o tym, kto będzie imamem? W Bośni meczety buduje Arabia Saudyjska i pracują w nich potem radykalni, wręcz fanatyczni imamowie.
- Nie tylko w Bośni. Byłem niedawno w Macedonii i połowa meczetów została tam wybudowana niedawno, także za saudyjskie pieniądze. I to wysyłani przez nich imamowie uczą macedońskie i albańskie dzieci w duchu radykalnym. To także rada na przyszłość dla Polski. Jeśli będą u was budowane meczety, najpierw sprawdźcie, kto je finansuje. Jeśli w Polsce będą żyli muzułmanie, to powinni być od początku uczeni tego - i tego ma się od nich wymagać - by byli muzułmanami i obywatelami Polski.
WP: Jak polscy Tatarzy?
- Tak, właśnie. I tak jak ja jestem Brytyjczykiem i muzułmaninem. Czyli wyznaję moją wiarę, ale też utożsamiam się z krajem, w którym mieszkam, szanuję jego zasady i mieszkańców.