Świetlik: "Białoruską opozycję wspieramy we własnym interesie" [OPINIA]
Czy tak mocne zaangażowanie Mateusza Morawieckiego w sprawy Białorusi i polskie poparcie dla tamtejszej opozycji ma sens? Tak, bo jest to zdecydowanie w naszym interesie. W przeciwieństwie do niezaangażowania, które realnie odebrane byłoby jako popieranie chwiejącego się reżimu.
Zwolenników otwartego popierania reżimu Łukaszenki w Polsce w gruncie rzeczy jest na tyle niewielu, że nie stanowią jakiejś frakcji, którą warto byłoby się zajmować. Sporo jest za to innych głosów. Dlaczego my się znowu na tę Białoruś pchamy? Czemu wychodzimy przed szereg, zaczekajmy na reakcję instytucji unijnych. Po co znowu zadrażniamy relacje z Moskwą? I w końcu klasyczne – zachowajmy neutralność wobec wewnętrznego konfliktu u wschodniego sąsiada. Zwolennikom tej ostatniej tezy warto przypomnieć słowa Stanisława Jerzego Leca, że nawet flądra nie jest bezstronna.
Co dopiero Polska, która jest przez władze białoruskie atakowana, której obowiązkiem jest troszczyć się o swoich rodaków za wschodnią granicą, ale też pamiętać o swoich obywatelach białoruskiego pochodzenia. W końcu, której rząd ma obowiązek zabezpieczać nas na przyszłość, geopolitycznie i gospodarczo. Niezaangażowanie, albo zaangażowanie tylko symboliczne, oznaczałoby realne poparcie Łukaszenki i tak odebrane byłoby przez zrewoltowaną część białoruskiego społeczeństwa i opozycyjne elity tego kraju, które z dnia na dzień się powiększają.
Białoruś. Ci źli Polacy
Za popieraniem opozycji przemawia prosty rachunek strat i zysków. Cóż moglibyśmy ugrać na dobrych relacjach z Łukaszenką? Nawet zakładając, że wygra, nic więcej ponad to co mamy, a z dużą dozą prawdopodobieństwa pomagając w jego zwycięstwie osłabiamy swoje bezpieczeństwo, bo dyktator z Mińska w większym stopniu z czasem będzie skazany na rosyjskie wpływy. Zresztą już wiele lat temu podkreślał, że zejście z promoskiewskiego kursu oznacza dla niego śmierć polityczną.
Na drugiej szali wagi połóżmy to co dziś się dzieje. Poparcie i stworzenie przez premiera miejsca do działalności dla Swietłany Ciechanouskiej, wspólne spotkania z polskimi Białorusinami, nagłaśnianie sprawy na forum międzynarodowym i wreszcie wysłanie do protestujących prostego komunikatu – Polska was popiera, a także idącego za nim drugiego komunikatu: Polska na was stawia.
Dziś nie da się policzyć, jak rzeczywiście rozkładają się sympatie Białorusinów. Wiadomo, że wybory zostały poważnie sfałszowane, a władza na gwałt zaciera ślady i jak ognia boi się ich powtórzenia, co wskazuje na poczucie braku społecznego poparcia. Wiadomo, że przeciwko Łukaszence jest Związek Polaków na Białorusi, organizacja przez dwadzieścia lat zwalczana przez dyktatora. Tym bardziej, w przypadku przetrwania reżimu, los tamtejszych Polaków rysuje się w ciemnych kolorach. Łukaszenka ich między innymi obarcza winą za próbę destrukcji swojego królestwa.
Białoruś. Wkurzeni introwertycy
Jakub Biernat – dziennikarz telewizji Biełsat, od lat specjalizujący się w sprawach białoruskich – zwraca uwagę na nieco odmienny charakter społeczeństwa białoruskiego niż targanego niepokojami, krewkiego narodu ukraińskiego. Białorusini – mocno uogólniając oczywiście - są introwertyczni, mają skłonność do uciekania od polityki, cenią porządek i spokój, są społeczeństwem dobrze wykształconym, a jedną z najszybciej rozwijających się branż jest obszar IT. Dobry prognostyk na przyszłość, ale zestaw cech nie do końca predestynujących do urządzania rewolucji. A jednak ją tam mamy.
Jeśli ktoś przejmie władzę na Białorusi, będzie musiał nastroje społeczne uwzględniać. A dziś świadomość polskiego poparcia dla protestów jest tam powszechna. Zresztą zapewnia nam ją i Łukaszenka – gromiąc "polskich interwentów", co przyjmowane jest często z drwiną. Równocześnie maleje tradycyjna u Białorusinów sympatia do stawiającej na dyktatora Rosji.
W końcu, ale nie najmniej ważne jest to, że Polska pokazuje podmiotowość i gotowość do inicjatywy na arenie międzynarodowej. Inicjatywy powszechnie odbieranej jako słuszna.
Białoruś. Rublem czy czołgiem?
Czy to oznacza, że obalenie Łukaszenki (jeśli nastąpi) i budowa nowej Białorusi będzie taka, jak byśmy sobie marzyli? Nie ma żadnych gwarancji. Swietłana Ciechanouska na razie sprawia wrażenie osoby mocno niedoświadczonej i niepewnej w świecie polityki, choć autentycznej, przez co zdobywającej sobie przychylność społeczeństwa.
Jeśli obecny reżim będzie upadał, pojawi się poważne niebezpieczeństwo ze strony rosyjskiej. Media ukraińskie niedawno przekazywały informacje o gotowości rosyjskich "zielonych sweterków" do "wzięcia w opiekę ludności rosyjskiej" na terenie Białorusi. Ale dużo większe wydaje się – i tak jest zresztą diagnozowane w naszym MSZ - zagrożenie kolonizacją ekonomiczną. Odchodząca ekipa Łukaszenki lepszą przyszłość może kupić za przekazanie strategicznych gałęzi przemysłu rosyjskim oligarchom. Prawnie sprzyjają temu umowy o wolnym handlu czy wręcz integracji gospodarczej obu krajów, zawierane od czasu utworzenia Związku Białorusi i Rosji. No i w końcu pozostaje kwestia planu działania na wypadek, gdyby reżim jednak przetrwał, choć wieczny przecież pewnie nie będzie.
Wyzwań jak widać nie brakuje. Rozsądek podpowiada aktywność, a strach podpowiada to, co zawsze - i dobrym doradcą nie jest.
Wiktor Świetlik dla WP Opinie