Świecili telefonami podczas operacji
W szpitalu zabrakło prądu. Bronisław Zub z Piławy Górnej umarł na stole operacyjnym. – Zespół operacyjny świecił telefonem komórkowym, żeby coś zobaczyć. Reanimowali go. Robili, co w ich mocy. Nie mam do nich pretensji, że im się nie udało – płacze Maria Zub, żona zmarłego.
21.07.2006 | aktual.: 21.07.2006 11:05
Rodzina ma za to pretensje do lekarzy z wałbrzyskiego szpitala. – Że nie zajęli się mężem, tylko w krytycznym stanie odesłali go z powrotem do Dzierżoniowa – opowiada pani Maria.
Przyszedł do domu zakrwawiony Dokładnie nie wiadomo, co stało się panu Bronisławowi feralnego dnia. – Przyszedł do domu z zakrwawioną głową. Mówił, że ktoś go pobił. Wtedy upadł i stracił przytomność – wspomina żona. – W domu czuł się bardzo źle. Wezwaliśmy karetkę pogotowia. Ambulans zawiózł go do szpitala w Dzierżoniowie. – Miał bardzo poważne obrażenia głowy. Wysłaliśmy chorego, pod opieką neurologa, na tomograf i konsultację neurochirurgiczną do szpitala w Wałbrzychu – opowiada Zbigniew Grubka, dyrektor dzierżoniowskiego szpitala. – Tomograf wykazał, że ma popękaną czaszkę, wgniecione kości. Powinien zostać na oddziale neurochirurgicznym w Wałbrzychu. Przecież to oddział specjalistyczny! Tymczasem chorego odesłano z powrotem do nas, z zaleceniem „leczenia zachowawczego”. To jakiś horror! Jego stan tak się pogarszał, że jeden z moich lekarzy zdecydował się na operację – opowiada.
Była godz. 22.36, operacja trwała od godziny, gdy nagle w całym szpitalu zrobiło się ciemno. Nie działały też telefony. – Szpital ma zasilanie z dwóch transformatorów. Mamy podpisaną umowę z zakładem energetycznym, że w razie awarii prądu włącza się drugi transformator i daje energię. Co miesiąc płacę za to 700 zł. Tymczasem transformator się nie włączył – mówi dyrektor Grubka. – Mamy jeszcze ręczny agregat, wezwaliśmy elektryka, ale zanim przyszedł, w szpitalu znów był prąd. Poprosiłem zakład energetyczny o wyjaśnienie i czekam na odpowiedź. Zasilania nie było dokładnie przez 18 minut. W tym czasie zespół operacyjny reanimował chorego. Niestety, bez skutku. Sprawę bada prokuratura w Dzierżoniowie. Roman Szełemej, dyrektor szpitala im. Sokołowskiego w Wałbrzychu, tłumaczy, że chorego badał lekarz z drugim stopniem specjalizacji. Ze wstępnych ustaleń przeprowadzonych w Wałbrzychu wynika, że stan pacjenta po urazie był tak ciężki, że od początku rokował niekorzystnie. Niezależnie od tego, czy byłby operowany,
czy nie.
Rodzina jest w szoku Jacek Mołczan, zastępca dyrektora do spraw technicznych wałbrzyskiego oddziału EnergiaPro: – Powołaliśmy zespół, który ma ustalić, co było powodem wyłączenia prądu – zapowiedział. Rodzina pana Bronisława jest w szoku. – Mieliśmy ojca, a mamy pogrzeb – płaczą Jerzy i Anna, dzieci zmarłego.
Edyta Golisz,Agnieszka Bielawska-Pękala