Świat czeka wielki potop? Jeżeli tak, to... wszyscy zginiemy?
Apokaliptyczne wizje przybierają różne formy. Jedni wierzą w inwazję kosmitów, drudzy w III wojnę światową, a jeszcze inni w zderzenie Ziemi z ogromną asteroidą. Są tacy, którzy przypisują potencjalny koniec świata klimatowi, a przede wszystkim "wielkiej wodzie". W takim wypadku wyjścia byłyby dwa - albo ludzie musieliby zaopatrzyć się w skrzela, albo... przenieść tam, gdzie woda nie sięgnie.
99 proc. światowych zasobów wody znajduje się na Antarktydzie oraz na Grenlandii. Rzeczywiście, gdyby topienie się lądolodu tych części świata postępowało, czekałoby nas ogromne niebezpieczeństwo. Jest to obecnie proces powolny, ale istniejący, w związku z czym poziom oceanów ciągle rośnie. Roztapiają się także lodowce górskie.
Oczywiście nie jest to ilość wody, która mogłaby negatywnie wpłynąć na losy świata, ale można wyobrazić sobie sytuację, w której ten proces zacząłby postępować nieliniowo. Wówczas pojawiłby się "efekt kuli śnieżnej", a kontynenty szybko zostałyby zalane. Ocieplenie klimatu, jeżeli jego rozmiary są zgodne z tym, co podają naukowcy, może w mniejszym lub większym zakresie taki efekt spowodować.
Roztapianie się lodowców górskich jest bardziej groźne niż tych, które znajdują się na poziomie morza. Co gorsza, wiele z nich leży w dolinach, z których woda nie ma jak spłynąć. To właśnie te miejsca są najbardziej zagrożone powodziami. Gdyby wszystkie lodowce świata się roztopiły, poziom wód wzrósłby o 60 metrów.
Skutki byłyby wówczas opłakane. Wiele kontynentów uległoby zalaniu, a Polska ucierpiałaby w sposób wyjątkowy. Sporo północnej części kraju przeszłaby do historii geografii, woda sięgnęłaby Poznania i Łodzi, które stałyby się miastami nadmorskimi. Zalane zostałoby wówczas 20 proc. terytorium Polski, ale oznacza to również, (eureka!), że 80 proc. nie jest zagrożone wielką wodą, nawet przy najbardziej apokaliptycznym scenariuszu.
Ludzie, którzy kupują domy wysoko w górach nie ze względu na fascynację pięknymi wypiętrzeniami terenu, a ze strachu przed wodną apokalipsą, nie mogą być zatem traktowani poważnie. Nawet całkowite roztopienie się wszystkich lodowców nie zalałoby całej Ziemi, choć większość nadmorskich miast świata odeszłoby w niepamięć.
Nie oznacza to wcale, że w takim wypadku nie doszłoby do zagłady. Roztopienie lodowców byłoby jednak tylko skutkiem pośrednim. Rolę "matadora" spełnić mogłaby zmiana układów atmosferycznych, w dużej mierze wynikających jak dotąd z prądów morskich, które mogłyby albo zaniknąć, albo zupełnie się zmienić. Ciekawym zadaniem naukowców byłoby stworzenie modelu przewidującego zmiany klimatu na świecie w takiej właśnie sytuacji.
Zobacz więcej w serwisie pogoda. href="http://wp.pl/">