Świadek uprowadzenia Polaka w Syrii: za parę dni ktoś zażąda okupu
Myślę, że za parę dni wszystko będzie jasne, ktoś zażąda okupu, bo było to typowe zachowanie rabusiów - mówi "Gazecie Wyborczej" naoczny świadek uprowadzenia w Syrii polskiego fotoreportera Marcina Sudera.
Sprawa związana jest z pieniędzmi - ocenia Mohamed al-Chalid, który też nocował w biurze prasowym opozycji w miejscowości Sarakib, skąd porwano Polaka.
Ukradli wszystko - relacjonuje, wymieniając, że łupem złodziei padło siedem laptopów, dyski pamięci, wszystkie komórki, kamery, aparaty, gotówka.
- Typowe zachowanie rabusiów. Myślę, że za parę dni wszystko stanie się jasne i ktoś zażąda okupu - stwierdza Al-Chalid.
Kulisy porwania
Polski fotoreporter Marcin Suder został porwany przez uzbrojonych islamskich bojowników w kontrolowanej przez rebeliantów miejscowości Sarakib (Saraqeb) w prowincji Idlib, na północnym zachodzie Syrii. Pierwszy informację podał Reuters, powołując się na działaczy syryjskiej opozycji.
Suder, który według agencji Reutera przebywa w Syrii sam na zleceniu m.in. agencji fotograficznej Studio Melon, został uprowadzony z biura opozycji. Islamiści mieli również pobić miejscowego działacza Manhala Barisza oraz ukraść z siedziby komputery i pieniądze.
Niebezpieczny region
Sarakib, w którym doszło do porwania, jest kontrolowane przez syryjskich rebeliantów. Reuters przypomina, że w łonie opozycji dochodzi do starć między umiarkowanymi a radykalnymi siłami islamskimi.
Według Komitetu Ochrony Dziennikarzy (CPJ) Syria jest najniebezpieczniejszym krajem na świecie dla pracowników mediów. W 2012 roku zginęło tam co najmniej 39 dziennikarzy, a 21 zostało porwanych. Większość porwanych dziennikarzy zostało uwolnionych.
Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski powołał w środę zespół, który ma zajmować się prawdopodobnym porwaniem Polaka w Syrii. Jak zapewnił rzecznik MSZ Marcin Bosacki, w skład zespołu wchodzą najlepsi specjaliści zajmujący się regionem Bliskiego Wschodu. - Sprawą zajmuje się kilkanaście osób, zarówno w centrali MSZ, jak i w ambasadach państw graniczących z Syrią - podkreślił.