PolitykaSuski: Marcin P. mógł mieć patronów, którzy mu pomagali i są ukryci. Praca syna premiera w firmie pokazuje, że to był człowiek z ferajny, nie do ruszenia

Suski: Marcin P. mógł mieć patronów, którzy mu pomagali i są ukryci. Praca syna premiera w firmie pokazuje, że to był człowiek z ferajny, nie do ruszenia

Marcin P. mógł mieć patronów, którzy mu pomagali i ciągle są ukryci - mówi wiceprzewodniczący komisji śledczej ds. Amber Gold Marek Suski (PiS)

Zdaniem Suskiego są dowody na to, że gdański wymiar sprawiedliwości był na kolanach przed PO
"Praca syna premiera w firmie - to pokazuje, że Marcin P. był jak kolega z podwórka, którego nie należy ruszać"

Suski: Marcin P. mógł mieć patronów, którzy mu pomagali i są ukryci. Praca syna premiera w firmie pokazuje, że to był człowiek z ferajny, nie do ruszenia
Źródło zdjęć: © PAP | Marcin Obara

Marek Suski pytany był w "Sygnałach Dnia" m.in. o to, czy nie uważa, iż za organizatorem Amber Gold, Marcinem P. nie stał w rzeczywistości ktoś inny. Prowadzący audycję wskazał, że od lipca prokuratura w Łodzi prowadzi odrębne śledztwo w tej sprawie, ponieważ podejrzewa, że Marcin P. i Katarzyna P. nie byli osobami kluczowymi dla afery - nie byli w stanie tej afery wymyślić.

- Mogło tak być. Mogło być jeszcze inaczej, że oni próbowali, bo Marcin P. już kilkakrotnie próbował różnych sztuczek, żeby wyciągnąć pieniądze od ludzi (...). Wygląda na to, że on miał jakichś patronów, którzy mu pomagali, i którzy wciąż są gdzieś ukryci. Był taki moment w jego karierze oszusta, gdzie przekształcił się z małego krętacza w gigantycznego oszusta. My mamy, można powiedzieć, namierzony ten moment i szukamy, co się stało w tym czasie, kiedy właśnie nastąpiła ta matamorfoza - powiedział Suski.

Pytany, którego ze świadków mógłby wskazać jako najciekawszego, odpowiedział, że w zasadzie tylko kilku miało mniejsze znaczenie. - Wydaje się, że najszczerszym świadkiem była funkcjonariuszka policji, która wykonała swoje zadania, i która odbijała się jak od ściany od prokuratury, gdzie ją wyśmiewano, gdzie mówiła o tym, co trzeba zrobić, że trzeba sprawdzić, czy to złoto naprawdę jest w banku. A prokuratura nie widziała takiej potrzeby - odpowiedział poseł.

- No, a później oczywiście prokuratorzy, którzy nadzorowali to postępowanie, nie widzieli też powodów, żeby je przekształcić w śledztwo, albo żeby dać komuś innemu. Prokuratura Generalne nie widziała powodów, żeby przekazać to śledztwo do innej prokuratury - wyliczał Suski.

Jego zdaniem ogólny obraz prokuratury w tej sprawie to obraz zaniechań. - Działania były pozorowane, a później postępowania dyscyplinarne zmierzały do tego, żeby uniewinnić kolegów i koleżanki. Więc można powiedzieć: obraz nędzy i rozpaczy - ocenił poseł.

Zdaniem Suskiego są dowody na to, że gdański wymiar sprawiedliwości był na kolanach przed rządzącą partią. - A ponieważ pan P. pokazywał się z rządzącymi i przyjaźnił się w jakimś sensie - te ciągnięcie samolotu przez działaczy Platformy, praca syna premiera w firmie i współpraca pod fałszywym nazwiskiem - to też jest bardzo ciekawe, to wszystko pokazuje, że to był człowiek z ferajny, taki jakby kolega z podwórka, którego nie należy ruszać - mówił Suski.

Amber Gold - firma powstała na początku 2009 r. - miała inwestować w złoto i inne kruszce. Klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji. 13 sierpnia 2012 r. ogłosiła likwidację; tysiącom swoich klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy i odsetek od nich. Według ustaleń w latach 2009-2012 w ramach tzw. piramidy finansowej oszukano w sumie niemal 19 tys. klientów spółki, doprowadzając ich do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości prawie 851 mln zł.

PAP,PR, oprac. Adam Przegaliński

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (30)