Sumienia narodu
Wśród dziennikarzy zapanowała moda na
wykorzystywanie w materiałach wypowiedzi stale tych samych
ekspertów. Telefon komórkowy dzwoniący w najmniej odpowiednim
momencie, np. w ubikacji, mówienie często na ten sam temat i
ogromna odpowiedzialność za słowo - to codzienność eksperta
występującego często w mediach - pisze "Metropol".
Wiedzą o tym doskonale Janusz Czapiński, Julia Pitera, Jerzy Dziewulski, Paweł Śpiewak, Mirosław Pęczak, Zbigniew Lew-Starowicz i Piotr Tymochowicz. To do nich dziennikarze pędzą jak w dym, gdy potrzebują komentarza do zachowań społecznych Polaków, afery korupcyjnej czy spraw związanych z terroryzmem. Efekt jest taki, że w mediach pojawia się stale ta sama grupa ekspertów - czytamy na łamach gazety.
Zdaniem Julii Pitery, prezes polskiego oddziału Transparency International, dziennikarze dzwonią do tych osób, do których mają zaufanie. W cenie na rynku mediów są eksperci, którzy unikają naukowego bełkotu i potrafią mówić o trudnych sprawach prostym językiem. Nie jest to łatwe i przysparza ekspertom stresów - podaje gazeta.
Zdaniem profesora Pawła Śpiewaka wykorzystywanie stale tych samych ekspertów wynika często z niekompetencji dziennikarzy, którzy po prostu nie wiedzą, do kogo się zwrócić, by uzyskać opinię na jakiś temat. Poza tym niektórzy eksperci są po prostu chętni do rozmowy, a inni nie. Czasem nawet żądają pieniędzy za wypowiedź - informuje "Metropol".
Zdaniem Mirosława Pęczaka, w mediach panuje swego rodzaju moda czy zwyczaj, że każdą informację warto podeprzeć statystyką albo wypowiedzią eksperta. "Przez to często wyważa się otwarte drzwi, bo ekspert mówi o rzeczach banalnych, które sam czytelnik mógłby sobie zinterpretować. To jest taki paradoks, ludzie z jednej strony wierzą w UFO, a z drugiej potrzebują opinii autorytetów - twierdzi Mirosław Pęczak. Jak twierdzi Piotr Tymochowicz, powstaje wrażenie, że wszyscy eksperci mówią jednym głosem, brakuje sprzecznych opinii, mimo że takie są. Jest jednak szansa, że wcześniej czy później grupę sprawdzonych i do cna wykorzystanych ekspertów zastąpią młodzi, na razie nieznani - pisze "Metropol". (PAP)