"Sueddeutsche Zeitung": wybuch Chiraca to więcej niż arogancja
Inwektywy prezydenta Francji Jacquesa
Chiraca pod adresem środkowoeuropejskich krajów kandydujących
mogą spowodować "wyobcowanie" nowych członków Unii ze wspólnoty
- ostrzegł niemiecki dziennik "Sueddeutsche Zeitung".
18.02.2003 19:21
Zdaniem lewicowoliberalnej gazety, powodem takiego zachowania prezydenta Francji było przekonanie, że kandydaci są zobowiązani - w zamian za przyjęcie do Unii - do "dobrego zachowania".
Redakcja "Sueddeutsche Zeitung" udostępniła PAP we wtorek tekst komentarza "Chirac i daleki Wschód", który ukaże się w środowym wydaniu gazety.
Komentator stwierdza na wstępie, że kraje środkowo- i wschodnioeuropejskie są z punktu widzenia Paryża "dalekim Wschodem", a stosunek Francji do tego regionu wyznaczają "brak zainteresowania i nieufność".
Trójkąt Weimarski - czyli trójstronna współpraca Niemiec, Francji i Polski - nigdy nie miał równych boków - ocenia "SZ". Niemiecko-francusko-polskie spotkania, tak jak wtorkowe spotkanie ministrów obrony w Warszawie, służyły jednemu celowi: przezwyciężeniu nieufności Francuzów, podejrzewających, że po obu stronach Odry "dzieje się coś poza ich plecami" - pisze niemiecki dziennikarz.
Obawy Francji, że poszerzenie Unii na Wschód może zaszkodzić francuskim wpływom, przerodziły się teraz w gniew - pisze "SZ". "Chirac potraktował środkowoeuropejskich szefów rządów tak, jakby miał do czynienia z wyrodnymi uczniami".
Komentator gazety uważa, że "kazanie" Chiraca jest czymś więcej niż tylko zwykłym wybuchem arogancji czy też "zrozumiałym gniewem" wobec autorów solidarnościowego listu ośmiu pod adresem Waszyngtonu, naruszającego wszystkie reguły dyplomacji. "Z punktu widzenia Chiraca podpis Hiszpana Aznara był błędem, lecz podpis Polaka Millera był niewybaczalny".
"Za takim podejściem stoi przekonanie, że kandydaci do UE są winni - za dobrodziejstwo przyjęcia - dobre zachowanie" - wyjaśnia komentator, dodając, że taki sposób myślenia jest rozpowszechniony także w Niemczech. "Nasuwa się jednak pytanie, komu się należy to dobre zachowanie" - zauważa.
Jak przypomina gazeta, problem braku jedności Unii w sprawie Iraku nie jest następstwem listu ośmiu, lecz powstał wcześniej w wyniku postawy Niemiec i Francji. "Załatane obecnie w Brukseli pęknięcie nie było sprowokowane przez nowych członków. Opowiedzieli się oni jednak po jednej stronie - atlantyckiej" - czytamy w "SZ".
Kto zniesławia postępowanie krajów środkowoeuropejskich jako "służalczość" wobec USA, ten odmawia tym krajom prawa do wyciągania własnych wniosków z historycznych doświadczeń i z ich sytuacji politycznej - pisze dalej autor. "Kraje te obawiają się silniej, niż wielu na Zachodzie kontynentu, wycofania się Ameryki z Europy. W jej obecności Polacy czy też Bałtowie widzą nie jedyny, lecz decydujący filar bezpieczeństwa Europy. Jako gwarant bezpieczeństwa, USA cieszą się tam bez porównania większym prestiżem niż UE".
Możliwe - dodaje komentator - że Polacy, Czesi i Węgrzy postąpili niezręcznie, lecz ich celem nie było rozbicie, lecz uratowanie transatlantyckiej wspólnoty, do której od niedawna należą.
Nowi kandydaci powinni wystrzegać się sytuacji, w której staliby się "trojańskimi osłami" USA - pisze "SZ", nawiązując do stwierdzenia Zdzisława Najdera. Nie należy jednak przeceniać tego niebezpieczeństwa - dodaje. Społeczeństwa w krajach kandydujących spierają się o właściwy kurs wobec USA - tak samo jak w Niemczech czy W.Brytanii. "O bezmyślnym przejęciu oficjalnego stanowiska USA nie może być mowy" - czytamy w konkluzji. (and)