Striptiz, skandale, bunt - tak się bawiono w San Remo
W San Remo zakończył się 60. festiwal piosenki włoskiej. Jubileuszową edycję zdominowały skandale, polemiki, bunt widzów, a nawet wydarzenia społeczne i polityczne. Największą gwiazdą okazała się zaś królowa Jordanii Rania.
21.02.2010 | aktual.: 21.02.2010 02:35
Jak zawsze festiwal pobił rekordy oglądalności w telewizji RAI, w czym nie przeszkodziły transmisje z Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Vancouver. Każdego wieczoru przed telewizorami zasiadało od 10 do 14 milionów widzów.
To najbardziej od lat dyskutowana, krytykowana i wzbudzająca największe emocje i protesty edycja największej we Włoszech imprezy muzycznej. Wszyscy zgodnie podkreślają, że właśnie muzyki było na niej za mało, mimo zapowiedzi, że z okazji jubileuszu będzie on wielką retrospektywą włoskiej piosenki.
W ciągu pięciu wieczorów na scenie teatru Ariston wydarzyło się niemal wszystko: był striptiz w wykonaniu gwiazdy amerykańskiej burleski Dity von Teese, występ baletu paryskiego kabaretu Moulin Rouge, popis aktorki odzianej niemal w samą gitarę, wywiad z piłkarzem Antonio Cassano oraz wizyta trenera piłkarskiej reprezentacji Włoch Marcello Lippiego.
W sobotni finałowy wieczór doszło zaś do polityczno-socjalnej manifestacji, gdy jeden z nestorów włoskiej telewizji Maurizio Costanzo przyprowadził na scenę troje robotników z fabryki Fiata w Termini Imerese na Sycylii, która ma zostać w przyszłym roku zlikwidowana. Od dawna trwają protesty prawie dwutysięcznej załogi przeciwko tym planom koncernu. Kiedy robotnicy opowiedzieli o swej sytuacji finansowej i groźbie bezrobocia, nieoczekiwanie doszło do politycznego dwugłosu siedzących na widowni ministra rozwoju gospodarczego Claudio Scajoli i jego poprzednika na tym stanowisku, lidera centrolewicowej Partii Demokratycznej Pier Luigiego Bersaniego. Rozmowie dwóch polityków towarzyszyły gwizdy publiczności.
Ale gwizdy, okrzyki i pomruki niezadowolenia wywołał też sam konkurs piosenki. Do kulminacji protestów i buntu widzów, a nawet członków orkiestry doszło w sobotni wieczór, gdy okrzykami "sprzedani" i "hańba" powitano werdykt o wyborze trójki finalistów. Odpadli bowiem faworyci, a do finału weszło między innymi ostro krytykowane i wręcz wyśmiane przez prasę trio: wnuk ostatniego króla Włoch Emanuele Filiberto, piosenkarz Pupo oraz tenor Luca Canonici. Zaśpiewali oni patriotyczną, patetyczną piosenkę "Italia amore mio", zmiażdżoną przez krytykę.
Ostatecznie wygrała melancholijna piosenka w wykonaniu 19-letniego Valerio Scanu. Patriotyczny utwór tria zajął zaś drugie miejsce.
Wiele pozamuzycznych emocji wywołała piosenka "Verita" ("Prawda") w wykonaniu popularnego piosenkarza o pseudonimie Povia - hymn na cześć życia, którego inspiracją był los Eluany Englaro, która zmarła przed rokiem, gdy po 17 latach w stanie wegetatywnym została jej odłączona aparatura do odżywiania i pojenia.
Duże polemiki wzbudziła sarkastyczna, pełna krytyki pod adresem Włoch piosenka "Na szczęście jest Carla Bruni" w wykonaniu Simone Cristicchiego. To z powodu tego ironicznego utworu żona prezydenta Francji nie przyjęła - według prasy - zaproszenia na festiwal.
Na tle wszystkich tych kontrowersji niekwestionowaną gwiazdą festiwalu pozostanie królowa Jordanii Rania, która przybyła jako nadzwyczajny gość. Była pierwszą monarchinią, obecną na scenie w San Remo. Przyjęta owacją na stojąco wywołała zachwyt publiczności opowiadając o swej pracy charytatywnej i osobistym życiu.
Dała lekcję elegancji, klasy i stylu, których w tym roku w zgodnej opinii komentatorów, było w San Remo za mało.