Strażak spalił żonę i spędzi za to 15 lat w celi
15 lat spędzi za kratkami 43-letni Zbigniew J. za zabójstwo żony, którą oblał rozpuszczalnikiem i podpalił - zdecydował krakowski Sąd Apelacyjny.
W mieszkaniu przy ul. Zielińskiego w Krakowie często dochodziło do pijackich awantur. Mąż znęcał się nad żoną, z którą byli parą od 20 lat. Z tego powodu rodzina z dwojgiem dzieci miała nawet założoną na policji "Niebieską kartę przemocy w rodzinie".
12 maja 2007 r., w trakcie kolejnej gwałtownej kłótni po alkoholu, Zbigniew J. chlusnął z pojemnika łatwopalną substancją na żonę. Potem podpalił kobietę. - Płonęła jak pochodnia - powie potem na przesłuchaniu. Zaczął więc gasić ogień, który rozprzestrzeniał się już na drewnianą boazerię i wykładzinę. Żonę wsadził do wanny i polewał wodą, potem sam poszedł do pobliskiego Szpitala im. G. Narutowicza, bo miał nieznacznie poparzone dłonie. O stanie zdrowia żony poinformował pogotowie, ale dopiero na kategoryczne żądanie dzieci.
Karetka zjawiła się na miejscu, ale lekarze nie mogli wejść do środka. Małgorzata J. nie zgodziła się, by jej synowie (11- i 15-letni) otworzyli drzwi wejściowe. Kobiecie udzielono pomocy dopiero gdy Zbigniew J. wrócił ze szpitala i osobiście wpuścił ekipę karetki do mieszkania.
Małgorzatę J. błyskawicznie przewieziono do szpitala. Miała jednak głębokie poparzenia drugiego i trzeciego stopnia, obejmujące 65 proc. powierzchni ciała. Po miesiącu kobieta zmarła.
W śledztwie i na procesie przesłuchano synów małżeństwa J. 15-letni Wojciech pamiętał okoliczności tragicznego popołudnia. Zauważył, że pali się wykładzina w mieszkaniu i zaczął wylewać na nią wodę garnkami. Potem zobaczył mamę w płomieniach.
- Próbowałem ją ratować, polewać wodą, ale mama krzyczała i prosiła, bym przestał - zeznawał ze łzami w oczach. - W pewnej chwili mama wyszła z wanny i położyła się do łóżka. Prosiła, by nikt nie otwierał drzwi, chociaż było słychać, że ktoś się dobija - zeznał. Tomasz J., młodszy syn ofiary, dodał płacząc, że już wcześniej słyszał, jak tata mówił do mamy, że ją spali. Zbigniew J. nie przyznał się do winy.
W pierwszym procesie mężczyznę skazano na 11 lat więzienia, ale wyrok uchylono. Kolejny, 25 lat więzienia, był surowszy dla Zbigniewa J., bo sąd nie dał wiary wyjaśnieniom oskarżonego, że do podpalenia doszło bez jego udziału, a jedynie dlatego, że żona trzymała w ręce zapalonego papierosa. Okazało się, że Zbigniew J. zaraz po zdarzeniu mówił do znajomych: "Podpaliłem Gośkę".
- A i przed tragicznym zajściem groził żonie, że ją spali - podkreślał sąd. I nie miał wątpliwości, że okolicznością obciążającą w tej sprawie było także to, iż oskarżony to były strażak ochotnik, który też dwa lata pracował w wojskowych służbach pożarniczych. Ważnym dowodem w sprawie były też zeznania Adama Ł., kolegi z celi Zbigniewa J., któremu oskarżony przyznał się do celowego oblania i podpalenia żony. Zachowało się także nagranie z pogotowia, na którym słychać, jak Zbigniew J. potwierdza, że "chlapnął żonę benzyną, bo go zdenerwowała".
W uzasadnieniu wyroku sąd zauważył, że czyn oskarżonego jest specyficzny, bo "w kulturze europejskiej podpalenie jest sporadycznym sposobem zabójstwa i częściej służy do zamaskowania śladów popełnionych zbrodni". Zaś czyn Zbigniewa J. "został popełniony na podobieństwo zachowań mężczyzn z kręgu kultury muzułmańskiej, którzy uważają, że żony lub córki swoim postępowaniem się zhańbiły, co musi skutkować zabójstwem przez oblanie benzyną i podpalenie". Sąd Apelacyjny zmniejszył jednak wymiar kary wobec mężczyzny i obniżył ją z 25 do 15 lat więzienia. Wyrok jest prawomocny.