Straż miejska nielegalnie "bawiła" się w policję?
Prokuratura ustala, czy w czasie, gdy Lech Kaczyński był prezydentem Warszawy, nie dochodziło do nieprawidłowości w pracy straży miejskiej. Strażnicy mieli bowiem dokonywać czynności, na które prawo pozwala jedynie policji - donosi dziennik "Polska". Według gazety, wszystko po to, żeby zasłużyć na premie według nowego systemu punktowego.
Dziennik pisze, że śledczy sprawdzają też informacje o łamaniu prawa przez strażników. Między innymi doniesienia o podrzucaniu przez strażników narkotyków zatrzymanym i karaniu mandatami osób, które nie popełniły wykroczeń. Według gazety istnieją też podejrzenia, że fałszowano statystyki. Jak czytamy w "Polsce", prokuratura podejrzewa, że przełożeni strażników wiedzieli o ich nadużyciach, a nawet dopingowali podwładnych do działań niezgodnych z prawem.
Dziennik "Polska" pisze także o Grzegorzu Krzemińskim, zaufanym polityków PiS-u, który bardzo szybko został szefem sekcji operacyjnej warszawskiej straży miejskiej. Wcześniej był jednym z ochroniarzy Lecha Kaczyńskiego. Gazeta pisze, że z prokuratorskich akt wynika, że Krzemiński może odpowiadać za nieprawidłowości, jakich strażnicy miejscy dopuścili się na przykład podczas zajmowania klubu Labirynt.
Dziennik przypomina, że zamknięcie działającego nielegalnie klubu uznano za wielki sukces rządów Lecha Kaczyńskiego w warszawskim ratuszu. Obecnie byli właściciele klubu domagają się od władz miasta wielomilionowych odszkodowań. Strażnicy, którzy pilnowali zamkniętego obiektu, mieli wypić znaleziony tam alkohol i wydzwonić na sekstelefon kilkanaście tysięcy złotych.