Straż graniczna walczy z handlem ludźmi na Wybrzeżu
"Poszukiwana barmanka - kelnerka do pracy w Polsce" - na takie ogłoszenia każdego roku nabiera się wiele kobiet z Bałkanów. Po przyjeździe okazuje się, że puby to tak naprawdę domy publiczne, a "kelnerki" to zwykłe prostytutki.
Łupem nieuczciwych „pośredników pracy” padają głównie cudzoziemki z Bułgarki oraz Ukrainy. Mają od 18 do 30 lat, niskie wykształcenie i nie znają języka polskiego - najczęściej przyjeżdżają na Wybrzeże do pracy w roli kelnerki bądź barmanki.
Wiele z nich zostaje oszukanych i wykorzystanych. Najpopularniejszą metodą jest tzw. lover-boy, która polega na rozkochaniu w sobie ofiary i konsekwentnym, często ciągnącym się przez lata, wykorzystywaniu tej zależności. Patologiczna relacja jest dodatkowo wzmacniana przez strach. Oprawcy grożą przetrzymywanym kobietom, że ujawnią rodzinom informacje o ich faktycznej pracy.
Uratowane cudzoziemki zazwyczaj posiadają tylko kserokopie dokumentów tożsamości, ponieważ oryginały są w rękach ich "opiekunów".
- Jedna z ofiar była zmuszana do oddawania części zarobionych pieniędzy z prostytucji zarówno właścicielom agencji towarzyskiej, jak i osobie, która ją zwerbowała do pracy w Polsce - powiedział WP.PL por. Andrzej Juźwiak, rzecznik gdańskiego oddziały straży granicznej.
Jedna z najbardziej spektakularnych akcji Straży Granicznej miała miejsce w grudniu ubiegłego roku pod Wejherowem. Na drodze A6 wiodącej ze Szczecina do Trójmiasta zatrzymano pięciu mężczyzn pochodzenia bułgarskiego. Wszyscy byli zamieszani w proceder czerpania korzyści majątkowych z nierządu kobiet, jak i handel nimi.
Straż Graniczna dopiero od maja tego roku może samodzielnie ścigać osoby podejrzewane o handel ludźmi. Dzięki nowelizacji prawa w ciągu ostatnich sześciu miesięcy straż objęła opieką trzy kobiety.
Statystyki Komendy Głównej Policji wskazują, że liczba przestępstw dotyczących handlu ludźmi oraz wykorzystania oscyluje w granicach 50-60 przypadków w ciągu roku.