Strajk sektora publicznego paraliżuje Izrael
Strajk sektora publicznego
sparaliżował Izrael - podają agencje. Strajk jest
wyrazem solidarności związków zawodowych z pracownikami
municypalnymi, którzy od miesięcy nie otrzymują wypłat.
Strajk rozpoczął się o godz. 8:30. Związkowcy z centrali Hustadrut zapowiadają, że obejmie 400 tys. pracowników, i że wszyscy będą strajkować dopóty, dopóki pracownicy urzędów lokalnych nie otrzymają należnych im pieniędzy.
Strajk nie dotyczy szkół, objął natomiast drogi publiczne, urzędy różnych szczebli, sądy, służby graniczne, rynki finansowe, firmę telekomunikacyjną Bezek, koleje, porty i lotniska, w tym międzynarodowy port lotniczy Ben Guriona pod Tel Awiwem, niektóre banki i szpitale, kasy chorych, urzędy pracy, poczty, rafinerie i przemysł zbrojeniowy.
Władze lokalne, od dawna niedofinansowane, po wiele miesięcy zalegają z wypłatami uposażeń pracownikom, którzy nadal pełnią swoje obowiązki. Niektórym wspólnotom lokalnym grozi bankructwo.
W niedzielę premier Ariel Szaron spotkał się z ministrem finansów Benjaminem Netanjahu, by znaleźć jakiś sposób dofinansowania wspólnot lokalnych i zapobieżenia paraliżowi państwa na skutek strajku. Netanjahu zaproponował, że z budżetu państwa sfinansuje połowę długów wobec pracowników, jeśli wspólnoty zobowiążą się do wprowadzenia programu radykalnych cięć w wydatkach. Związkowcy z centrali Histadrut odrzucają takie rozwiązanie.
Rzecznik lotniska Ben Guriona zapewnił, że strajk nie zakłóci lądowań samolotów, ale starty mogą być odwołane.