Strajk Kobiet. Wyciek danych Marty Lempart, nowe informacje

Po tym, jak Telewizja Publiczna ujawniła informacje na temat koronawirusa u Marty Lempart, instytucje państwowe nabrały wody w usta. Pytane o sprawę Ministerstwo Zdrowia zaprzecza, jakoby miało jakikolwiek związek ze sprawą. Przy okazji urzędnicy ujawniają katalog urzędów państwowych, które mają dostęp do danych na temat osób z COVID-19.

Zdaniem Marty Lampart ujawnienie informacji dotyczących jej zdrowia podważa wiarę w bezpieczeństwo danych zdrowotnych
Zdaniem Marty Lampart ujawnienie informacji dotyczących jej zdrowia podważa wiarę w bezpieczeństwo danych zdrowotnych
Źródło zdjęć: © PAP | Radek Pietruszka
Sylwester Ruszkiewicz

12.02.2021 13:35

16 grudnia 2020 r. TVP ujawniła, że wynik testu na koronawirusa przeprowadzonego u Marty Lempart jest pozytywny. Materiał w "Wiadomościach” miał przekonać widzów, że przewodnicząca Ogólnopolskiego Strajku Kobiet jest największym zagrożeniem dla pozostałych uczestniczek demonstracji.

"Z reguły pewna siebie i wulgarna Marta Lempart dziś nabrała wody w usta, gdy zadzwoniliśmy do niej, by zapytać, czy to prawda, że ma koronawirusa" – mogliśmy usłyszeć w materiale. Ujawnienie danych potępiła Rada Etyki Mediów, sprawą zajął się Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar.

Z kolei Marta Lempart skomentowała sytuację w mediach społecznościowych.

"I teraz pytanie za 100 punktów - jak bezpieczne są w Polsce dane o stanie zdrowia wszystkich osób poddających się państwowemu testowi na koronawirusa, skoro funkcjonariusze PiS, udający dziennikarzy, dowolnie je sobie biorą z państwowej bazy? I bez kozery publikują?” - napisała przewodnicząca Strajku Kobiet.

Sprawę próbowali wyjaśnić posłowie lewicy, którzy sympatyzują ze Strajkiem Kobiet. W piśmie wystosowanym do Ministerstwa Zdrowia pytają o okoliczności uzyskania danych przez Telewizję Publiczną. "Nie można dopuścić do sytuacji, w której władza – mając dostęp do naszych informacji wrażliwych – bez wahania ich użyje, łamiąc prawo do prywatności i tajemnicę lekarską” – podkreśla posłanka Wanda Nowicka, autorka interpelacji. I jak przypomina, TVP przy ujawnieniu informacji powoływała się na "swoje źródła”. "Wszystko wydaje się więc wskazywać na to, że telewizja publiczna otrzymała te dane bezpośrednio od instytucji odpowiedzialnej za przechowywanie danych osób zakażonych koronawirusem” – czytamy w piśmie.

Skąd TVP miało dane? Resort rozkłada ręce

Na początku lutego w imieniu resortu zdrowia wiceminister Anna Goławska zapewniała, że chronione dane na pewno nie wypłynęły z ministerstwa. Jak informuje urzędniczka, na podstawie przepisów tzw. antycovidowych Centrum E-Zdrowia (CeZ) zbudowało system Ewidencji Wjazdów do Polski (EWP). Na początku pozwalał on gromadzić dane osób poddanych kwarantannie. Z czasem jego funkcjonalność poszerzyła się m.in. o zlecanie testów na obecność SARS-COV2. Administratorem danych osobowych w systemie EWP jest minister zdrowia. Jak się okazuje, nie tylko on ma dostęp do danych pacjentów. Katalog instytucji, jaki wymienia wiceminister Anna Goławska, liczy kilkanaście pozycji.

"System EWP również jest zintegrowany lub w inny sposób udostępnia (automatycznie lub na wniosek) dane następującym podmiotom: Państwowej Inspekcji Sanitarnej, NFZ, ZUS, KRUS, Narodowemu Instytutowi Zdrowia Publicznego – Państwowemu Zakładowi Higieny, Narodowemu Instytutowi Kardiologii, Państwowemu Instytutowi Badawczemu, Wojewodom, KGP, SG, ABW, CBA, KAS, PSP, SOP, SKW, ŻW, Wojskom Obrony Terytorialnej, ministrowi do spraw informatyzacji, operatorowi wyznaczonemu w rozumieniu prawa pocztowego, Państwowemu Ratownictwu Medycznemu, podmiotom wykonującym działalność leczniczą, ponad 20 laboratoriom diagnostycznym, Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, Rządowemu Centrum Bezpieczeństwa, podmiotowi odpowiedzialnemu za aplikację PulsoCare oraz dostawcom systemów dla placówek POZ. Źródłem przetwarzanych danych osobowych jest: Straż Graniczna, organy Państwowej Inspekcji Sanitarnej oraz wojewodowie" – informuje wiceminister zdrowia.

I jak dodaje, dostęp do systemu EWP nadawany jest w oparciu o zasadę minimalnych wymaganych uprawnień w celu wykonywania czynności służbowych zgodnie z obowiązującymi procedurami w Centralnej Ewidencji Zdrowia.

Wiceminister zapewnia posłów Lewicy, że dane Marty Lempart - nie zostały udostępnione dziennikarzom stacji TVP Info przez administratora danych osobowych i podmiot przetwarzający systemu EWP, a także nie jest im znane źródło ich ujawnienia.

Wyciek danych. Interwencja RPO

Przypomnijmy, że po interwencji Rzecznika Praw Obywatelskich Adama Bodnara, prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych Jan Nowak odmówił wszczęcia postępowania administracyjnego. W uzasadnieniu twierdził, że to osobiście Marta Lempart powinna zawiadomić UODO w tej sprawie, a nie RPO.

Adam Bodnar podkreślał natomiast, że ujawnienie informacji dotyczących zdrowia działaczki społecznej i organizatorki protestów doprowadziło do pytań w przestrzeni publicznej, jak bezpieczne są dane przetwarzane w związku z działaniami państwa w dobie pandemii. "Brak zdecydowanych działań w celu wyjaśnienia tej sytuacji może wpłynąć na podważenie zaufania obywateli do organów władzy” – twierdził Rzecznik Praw Obywatelskich.

W rozmowie z Wirtualną Polską Marta Lempart mówiła: "TVP już w przeszłości sięgało bezpośrednio do dokumentów "leżących w kadrach ABW i mających klauzulę tajności". To jest powód, dla którego my nie wpuszczamy funkcjonariuszy PiS-u zatrudnionych w TVP na konferencje" - mówiła kilka dni po materiale w Telewizji Publicznej.

I zaznaczyła, że TVP "nieopatrznie przyznało się", że korzysta z tego typu zasobów, bo podało informację, której "nikt nie znał". Chodzi o datę testu Lempart. - Ja jej nikomu nie podawałam. Nikt jej nie znał - powiedziała przewodnicząca OSK. Jak zapewniła, ta sprawa "znajdzie swój finał w sądzie".

Przypomnijmy, że 11 lutego Lempart usłyszała prokuratorskie zarzuty. Zdaniem śledczych, miała złamać przepisy i zorganizować protesty w ramach Strajku Kobiet (stwarzać zagrożenie epidemiologiczne), znieważyć policjanta i pochwalać niszczenie kościołów.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (949)