Strajk Kobiet. Generał policji mówi o zaostrzeniu działań mundurowych
- Chyba nie zdawano sobie sprawy, że siła kobiet jest tak duża. Są one mocniejszą grupą niż ktokolwiek. Ale to nadal kobiety, więc mówienie o jakichkolwiek wzmocnionych działaniach policyjnych jest nie na miejscu. Wierzę, że zwycięży zdrowy rozsądek - mówi WP gen. Marek Dyjasz, były dyrektor Biura Kryminalnego Komendy Głównej.
Protesty kobiet po decyzji Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji nie ustają już trzeci tydzień. Od początku "spacerów" na ulicach polskich miast szeroko komentowana była postawa policji, która nie podejmowała zdecydowanych działań. Jak nieoficjalnie podaje "Gazeta Wyborcza" z tego powodu ze stanowiska miał być odwołany szef policji Jarosław Szymczyk. Jednak, jak się okazało, w ostatniej chwili dogadał się z PiS i posady nie stracił.
Przyczyną konfliktu ma być stosunek Komendanta Głównego Policji, a tym samym jego podwładnych, wobec protestu. "GW" stwierdza, że prezes PiS chciał, by policja uznała strajki kobiet za nielegalne i je siłowo rozpędziła.
Nie zgadzać miał się z takim podejściem komendant główny policji. Na odprawie szefa KGP z komendantami wojewódzkimi padły słowa o tym, aby mundurowi działali "w sposób wyważony, ostrożny" tak, aby "chronić słabszych przed silniejszymi".
Lockdown w Polsce. Jarosław Gowin ujawnia szczegóły
Stanowisko szefa policji w rozmowie z Wirtualną Polską podziela gen. Marek Dyjasz, oficer policji w stanie spoczynku, który służbę zakończył w 2012 r. po 30 latach pracy w pionie kryminalnym. W ostatnich latach pełnił funkcję Dyrektora Biura Kryminalnego Komendy Głównej Policji, nadzorując pracę policjantów służby kryminalnej i dochodzeniowo-śledczej w Polsce. Wcześniej pełnił funkcję Naczelnika Wydziału Zabójstw Komendy Stołecznej Policji.
Strajk kobiet. "To pokojowe protesty"
- Myślę, że w policji jest spory rozdźwięk, co do działań policyjnych. Zawsze minister nadzorujący mundurowych był politykiem partii rządzącej, który ma swoje cele i zadania. Jak pokazuje historia: jeden będzie wykorzystywał instrumenty prawne w sposób demokratyczny, inny już nie. Dlatego tak ważny jest zdrowy rozsądek i mądrość przełożonych w samej policji. Mam nadzieje, że ci, którzy wydają decyzje odnośnie zaangażowania mundurowych w protesty, przemyślą co można, a czego nie - mówi WP Marek Dyjasz.
Jego zdaniem, w obecnej sytuacji nie powinno dojść do wprowadzenia siłowych rozwiązań. - Przecież po stronie protestujących kobiet nie ma ani woli, ani pomysłów, ani poszukiwania konfrontacyjnej formy protestu. Są to pokojowe demonstracje w ramach spontanicznych zgromadzeń. Chyba nie zdawano sobie sprawy, że siła kobiet jest tak duża. Wbrew pozorom środowiska kobiet są bardziej skonsolidowane i skuteczne. Kobiety są bardzo dobrze zorganizowane i wiedzą o co walczą - ocenia były policjant.
Według Dyjasza argument, że protesty mogą przyczynić się do zwiększenia liczby zachorowań na COVID-19 jest nietrafiony.
- Według mojej wiedzy nie ma badań, które by dowodziły, że przy zachowaniu zasad bezpieczeństwa przez protestujące kobiety, miała się zwiększyć liczbę zachorowań. Skutek będzie taki, że sprawy będą trafiać do sądów, a temida je umarzać. Okaże się, że policjanci, którzy powinni znać prawo, w gruncie rzeczy nie znają przepisów. Nie mam pretensji do chłopaków, którzy stoją na ulicy, jadą zabezpieczać demonstracje. Dostają przecież od kogoś rozkazy. To dowódca powinien jasno i precyzyjnie powiedzieć im: co wolno, a czego nie - uważa oficer policji w stanie spoczynku.
Strajk kobiet. Wieszaki na płocie prezesa PiS
Mundurowy odniósł się również, do ujawnionej przez Wirtualną Polskę, afery z zawieszeniem zastępcy Komendanta Komisariatu Policji Warszawa-Żoliborz oraz 5 policjantów z wydziału prewencji.
Policjanci zostali 29 października wysłani do interwencji przed posesją prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Grupa manifestantów nazywająca się Lotną Brygadą Opozycji przemaszerowała ulicą Mickiewicza przed dom Kaczyńskiego. Tam powiesiła na płocie paczkę pampersów oraz wieszaki - symbol protestu kobiet - z literami układającymi się w niecenzuralne słowo.
- To nadgorliwość ze strony przełożonych. Nie będę mówił, że coś jest czarne, jak jest białe. To kompletne niezrozumienie okoliczności. Ci, którzy wydawali takie decyzje, oprócz tego, że biorą pieniądze, powinni sobie przypomnieć, że obowiązuje ich jeszcze rota przysięgi. Jak takie osoby spojrzą sobie później w twarz? Wytłumaczenia na to nie ma żadnego... - kończy Marek Dyjasz.