Strajk kobiet. Brutalne zachowanie policji. "To może się skończyć rozlewem krwi"
Nie milkną echa policyjnej interwencji podczas demonstracji w centrum Warszawy w ramach Strajku Kobiet. Najwięcej kontrowersji budziło zachowanie funkcjonariuszy w cywilu, którzy używali teleskopowych pałek. Według Adama Rapackiego, byłego zastępcy komendanta głównego policji i b. wiceministra spraw wewnętrznych i administracji, byli to prawdopodobnie policjanci z oddziałów antyterrorystycznych.
Przypomnijmy, w środę w Warszawie odbył się kolejny protest przeciwko zaostrzeniu przepisów aborcyjnych. Uczestnicy planowali demonstrować przed Sejmem, ale policja zablokowała dojście do gmachu parlamentu.
Najwięcej kontrowersji wzbudziło pojawienie się nieumundurowanych policjantów, którzy znaleźli się w tłumie protestujących i atakowali pałkami teleskopowymi.
Zdaniem generała Adama Rapackiego, który przed laty jako wiceszef MSWiA nadzorował policję, byli to najprawdopodobniej funkcjonariusze z pododdziałów antyterrorystycznych.
- Wykorzystanie takich oddziałów świadczy tylko o jednym – o zaostrzeniu podejścia linii policji do pokojowych zgromadzeń. Takie siły wykorzystuje się, kiedy mamy do czynienia z agresywnym tłumem zagrażającym życiu i zdrowiu policjantów albo przy dewastacji mienia. Tutaj czegoś takiego nie było. Nie widziałem, żeby protestujący byli agresywni - mówi Wirtualnej Polsce gen. Adam Rapacki.
Według byłego wiceministra, zaangażowanie policjantów po cywilnemu może doprowadzić w przyszłości do tragedii.
- Użycie po cywilnemu policjantów, którzy są wyposażeni w ostrą broń, może się skończyć rozlewem krwi. W sytuacji, kiedy oni są wewnątrz tłumu, towarzyszą temu emocje, a ich życie lub zdrowie może być zagrożone, broniąc się - wyciągną broń. To może się wymknąć spod kontroli, byłaby to niebezpieczna eskalacja - uważa Rapacki.
- W środę na ulicach Warszawy były ogromne siły policyjne. Takiej liczby funkcjonariuszy jeszcze nie widziałem. To było kilka tysięcy policjantów ściągniętych z różnych regionów Polski i reprezentujących różne formacje policyjne. Widać było, że ściągnięto ich, by legitymować uczestników protestu. A w ślad za legitymowaniem pójdą zapewne wnioski o ukaranie do sądu i sanepidu. Widać wyraźną zmianę taktyki do zabezpieczenia tych zgromadzeń. Tu już nie chodzi o zabezpieczenie, tylko o zniechęcenie uczestników. Najwyraźniej wytyczne idą z góry, od władz partii rządzącej. Należy się spodziewać represyjnych skutków protestu - ocenia Rapacki.
Jak informował RMF FM, w policyjnej akcji w Warszawie udział brało około 3,5 tysiąca funkcjonariuszy. Na jednego policjanta przypadało więc maksymalnie trzech manifestantów. Dodatkowo w działaniach uczestniczyli policjanci Biura Operacji Antyterrorystycznych. Miało być ich ok. 60.
Stołeczna policja uważa, ze funkcjonariusze zachowywali się prawidłowo.
- Wszystkie działania policji były reakcją na łamanie prawa przez demonstrantów. Reakcja funkcjonariuszy, w tym użycie pałek teleskopowych, musiały mieć powody. - Nie ma czegoś takiego, że policjanci świadomie będą łamać czyjeś prawa. Policjanci nie atakują, policjanci używają środków przymusu bezpośredniego - mówił rzecznik KSP Sylwester Marczak.