Stópki iście japońskie

Największe banki centralne świata tną stopy procentowe na niespotykaną dotąd skalę. Wyciągną nas z recesji czy wepchną w ramiona inflacji?

Stópki iście japońskie
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

26.01.2009 | aktual.: 26.01.2009 08:41

Światową gospodarką od kilku miesięcy trzęsie kryzys, zewsząd bombardowani jesteśmy fatalnymi informacjami i jeszcze bardziej ponurymi prognozami. Społeczeństwa nawet najbardziej zamożnych i stabilnych krajów dowiadują się, że trzeba będzie zacisnąć pasa. Że wzrośnie bezrobocie, pensje zamarzną na kość, podobnie jak wzrost gospodarczy. A jako że świat coraz bardziej przypomina globalną wioskę, za grzechy tych najbardziej rozwiniętych płacą wszyscy. Także Polska.

Tną wszyscy, rekordowo

Oczywiście ma rację nasz rząd, gdy mówi, że fundamenty polskiej gospodarki są silne. Mają także rację banki i Komisja Nadzoru Finansowego, gdy zapewniają, że polski system bankowy jest zdrowy, a nasze instytucje finansowe nie uczestniczyły w ryzykownych operacjach, które doprowadziły do krachu.

Ma wreszcie rację prezes giełdy, gdy przekonuje, że z większością spółek nie stało się nic takiego, co tłumaczyłoby spadki o kilkadziesiąt procent... Niemniej kryzys jest faktem. Do ratowania sytuacji zabrały się największe banki świata. Przez kilka ostatnich tygodni Bank Japonii, FED (amerykański bank centralny), Bank Szwajcarii i Europejski Bank Centralny ogłosiły radykalne obniżki stóp procentowych, które w tej chwili oscylują wokół 1 procentu. Pieniądz na rynku bankowym od lat nie był tak tani. W przypadku Banku Anglii to największa obniżka od 300 lat. Również polska Rada Polityki Pieniężnej zdecydowała się na obniżkę stóp. Argument: trzeba nakręcać gospodarkę. W takiej sytuacji człowiek zastanawia się: co tak naprawdę chcą osiągnąć banki centralne? Jak owe obniżki przełożą się na sytuację zwykłego obywatela? Odpowiedzi jest przynajmniej kilka.

Ci z nas, którzy choć trochę interesują się ekonomią, wiedzą, że banki centralne podnoszą stopy procentowe, gdy widzą zagrożenie inflacją. Zasada jest prosta: gdy wzrosną stopy, banki podniosą oprocentowanie lokat, ludzie przyniosą pieniądze, które w ten sposób nie wypłyną na rynek. I inflacja pozostanie pod kontrolą. Czy jednak światu grozi niekontrolowany wybuch inflacji? Niekoniecznie. – I w Polsce, i na świecie ludzie zaciskają pasa, boją się bezrobocia, już mniej wydają na konsumpcję, a to zjawisko będzie się nasilać – komentuje Maciej Reluga, główny ekonomista BZ WBK.

Po co więc banki obniżają stopy? To sposób na walkę z recesją, która pojawiła się w większości rozwiniętych krajów. Banki centralne obniżają cenę pieniądza, by zachęcić banki komercyjne do udzielania kredytów – i to coraz tańszych. – Problem w tym, że choć stopy w najważniejszych krajach są najniższe w historii, obniżki nie do końca działają – komentuje Reluga – bo banki i tak niechętnie udzielają kredytów, nieruchomości tanieją, nie ma też popytu konsumpcyjnego i inwestycyjnego.

Jego zdaniem, a pogląd ten podziela większość ekonomistów, obniżki stóp i dodatkowe działania rządów w końcu dadzą impuls zwalniającej gospodarce, ale nie nastąpi to bardzo szybko. – Oceniam, że pierwsze objawy odrodzenia w USA i w strefie euro zobaczymy w połowie 2010 roku – mówi Reluga. Jakub Borowski, główny ekonomista Invest Banku, dodaje, że gdyby nie obniżki stóp i publiczna pomoc dla banków, na wyjście z kryzysu nie byłoby żadnych szans. * Wyhamowanie, ale nie tragedia*

U nas zdaniem ekonomistów powinno być nieco lepiej. Wprawdzie rok 2009 będzie znacznie gorszy od kilku poprzednich tłustych lat, ale Polsce powinno się udać utrzymać dodatni wzrost gospodarczy na poziomie około 2 procent. Oczywiście obywatele mniej przeznaczą na konsumpcję, bezrobocie może wzrosnąć, ale w takiej sytuacji firmom trudniej będzie podnosić ceny towarów i usług, bo po prostu nie będzie na nie chętnych.

– Inflacja spadnie z dzisiejszych 4 do 2 procent – przewiduje Reluga, wskazując między innymi na spadek cen surowców, takich jak ropa. – A to i tak więcej niż w strefie euro, gdzie wynosi ona około zera – dodaje ekonomista. Zgadza się z nim Borowski i uzupełnia, że dzisiejsze spowolnienie w Polsce tylko po części związane jest z globalnym kryzysem. – Nasza gospodarka przez ostatnie lata rozwijała się w ogromnym tempie, wyhamowanie było oczywiste – mówi Borowski.

Ekonomiści są zgodni co do tego, że obniżki stóp procentowych na świecie spowodują dalsze cięcie stóp przez Radę Polityki Pieniężnej. – Przewiduję, że stopy procentowe banku centralnego w Polsce spadną w tym roku do 3 procent. Oprocentowanie kredytów nie obniży się jednak tak wyraźnie, bo wzrosło ryzyko ich udzielania – mówi Borowski.

Zdaniem Bohdana Wyżnikiewicza z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową choć obniżka stóp procentowych, zarówno na świecie, jak i w Polsce powinna przyczynić się do zwiększenia akcji kredytowej i pobudzenia gospodarki, to trudno powiedzieć, czy tak się stanie. – Stopy procentowe to inaczej koszt pieniądza. Teoretycznie więc obniżka stóp powinna spowodować zwiększenie zdolności do kredytów inwestycyjnych. Ale na przykład w Japonii od wielu lat stopy procentowe są bardzo niskie, chwilami nawet ujemne [co oznacza, że biorąc kredyt, spłacamy bankowi mniej, niż wzięliśmy – przyp. red.], a nie skłania to japońskich przedsiębiorców do brania kredytów – tłumaczy Bohdan Wyżnikiewicz.

Obcinanie napędzi inwestorów

Jaki więc to powszechne cięcie stóp może mieć finał? Być może tylko utwierdzi nas w przekonaniu, że pogrążyliśmy się w długotrwałym kryzysie i do wyjścia z niego nie wystarczą zwykłe metody sterowania gospodarką, takie właśnie jak manipulowanie stopami banków centralnych. To zaś może oznaczać, że po kilku miesiącach obniżania stóp procentowych firmom – z powodu małej liczby inwestycji i braku kredytów – będzie coraz trudniej prowadzić interesy, a zwykłym obywatelom coraz trudniej żyć. Odcięci od kredytów, także tych konsumpcyjnych, będziemy musieli – i to już wcale nie z własnej woli – zacząć mniej konsumować.

W tym wszystkim jest jednak i dobra wiadomość. To, że stopy procentowe w Polsce zapewne pozostaną na znacznie wyższym poziomie niż te za granicą, jest nadzieją dla tych, którzy zaciągnęli kredyty w walutach. Dla inwestorów zagranicznych znów korzystne stanie się bowiem lokowanie środków w złotówkach. W efekcie kurs złotówki wobec zagranicznych walut się umocni, a w konsekwencji zaczną spadać raty kredytów we franku szwajcarskim, w euro czy dolarze. Pytanie tylko na jak długo. Worki pieniędzy zagranicznych inwestorów też przecież nie są nieograniczone. Oni też działają w czasach kryzysu.

Paweł Moskalewicz

Źródło artykułu:WP Wiadomości
bankpieniądzekryzys
Zobacz także
Komentarze (0)