Stołki ważniejsze od walki z rakiem
Znaleźliśmy w budżecie 250 mln zł, za które
można wyleczyć z raka co najmniej kilkadziesiąt tysięcy osób. Ale
dla polityków ważniejsze od zdrowia Polaków są ich własne ambicje
i interesy - ubolewa "Nowy Dzień".
12.01.2006 | aktual.: 12.01.2006 06:32
Narodowy program walki z chorobami nowotworowymi - pierwszy w historii - powstał w lipcu 2005 r. Miał ruszyć 1 stycznia i trwać dziesięć lat. Ale nie ruszył, choć co roku z mapy Polski znika miasteczko wielkości 80-tysięcznego Inowrocławia. Bo tyle Polaków umiera na raka.
Wojna z rakiem jest taktycznie prosta: chodzi o to, by rozpoznać, usunąć przyczynę i natychmiast leczyć - mówi dr Janusz Meder z Polskiej Unii Onkologii.
Tymczasem tylko co piąty Polak trafia do onkologa w początkowym stadium choroby, kiedy leczenie jest zwykle tanie i proste. Pozostali chorzy zaczynają walkę o życie, kiedy rak jest już w zaawansowanym stadium. Statystyki są porażające. W Finlandii na raka szyjki macicy na 100 tys. kobiet umiera 1,8 tys. W Polsce ta liczba jest prawie pięć razy większa!
I nadal będzie wielka, bo do tej pory Ministerstwo Zdrowia nie powołało rady ds. zwalczania raka - siedmiu osób, które m.in. będą dzielić pieniądze z rządowego programu walki z nowotworami. Onkolodzy w całym kraju alarmują: - Mamy kilkumiesięczny poślizg. Teoretycznie od 1 stycznia każdy Polak powinien mieć prawo do zrobienia sobie bezpłatnych badań.
Politycy się tym nie przejmują. Były minister zdrowia Marek Balicki nie powołał rady, bo nie mógł się dogadać z szefem NFZ Jerzym Millerem. Nie zrobił też tego kolejny szef resortu Zbigniew Religa. Co więcej - dowiedzieliśmy się, że w radzie zasiądzie zaledwie dwóch onkologów. Reszta to lekarze o specjalizacji położnika i chirurga oraz urzędnicy ministerstwa.
Chodzi o stołki, bo oprócz onkologów pozostali są z klucza partyjnego. Typowe polskie piekiełko, a przecież program ma charakter narodowy, ponadpartyjny - mówi informator gazety. Ministerstwo Zdrowia nie chciało nic o składzie rady mówić.(PAP)