Stefan Paszczyk - baron sportowy

Na pewno nie prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego Stefan Paszczyk odpowie za naszą największą od pół wieku klęskę olimpijską. Jest na to za mocny.

Najważniejszą osobą w życiu Stefana Paszczyka jest Aleksander Kwaśniewski. To jemu obecny prezes PKOl zawdzięcza rządowe posady i pozycję najpotężniejszego człowieka w polskim sporcie. - Najwybitniejszy znawca sportu, jakiego znam - powiedział o nim ostatnio Kwaśniewski. Odkrył go w roku 1987, gdy sam został ministrem sportu. Od tamtej pory grają razem w tenisa, a ich losy nieustannie się splatają.

Medal od Juana Carlosa

Zanim Paszczyk został prawą ręką Kwaśniewskiego w Komitecie Młodzieży i Kultury Fizycznej, był już dobrze znany w środowisku sportowym. Na początku lat 70. zaczynał karierę jako trener lekkoatletów w warszawskim klubie Skra. Po sukcesach jego podopiecznych na olimpiadzie w Monachium '72 awansował na szefa szkolenia Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. Na następnych igrzyskach w Montrealu i Moskwie był już głównym koordynatorem przygotowań olimpijskich. I szef Komitetu, i jego prawa ręka boleśnie odczuli upadek PRL-u. Obaj stracili pracę w 1990 roku. Paszczyk dzięki znajomości języka wyemigrował za chlebem aż do Hiszpanii, która szykowała się do olimpiady w Barcelonie w 1992 roku. Tam narodziła się jego legenda. - Hiszpania była wtedy kopciuszkiem sportowym bez widoku na większe sukcesy - mówi Andrzej Person, rzecznik Polskiego Komitetu Olimpijskiego.

Paszczyk został doradcą ministra sportu, napisał strategię rozwoju sportu i zapewnił Hiszpanii 21 medali olimpijskich. Król Juan Carlos odznaczył go za to Królewskim Orderem Zasługi dla Sportu Hiszpańskiego. Tak aparatczyk przeobraził się w międzynarodowego eksperta i znawcę przygotowań olimpijskich.

- Gdy wrócił do Polski, widział nasz sport z zupełnie innej perspektywy - mówi poseł PO Mirosław Drzewiecki, przewodniczący sejmowej komisji kultury fizycznej i sportu. - Tam podpatrzył najnowocześniejsze rozwiązania i pracował z najlepszymi. Krajowi "rzemieślnicy" mówili z podziwem: "Ten facet wie wszystko o sporcie. Lepszego u nas nie ma".

Kwaśniewski pociesza

To Aleksander Kwaśniewski ściągnął Stefana Paszczyka do kraju. Nie po to, by ratował polski sport, ale SLD. Latem 1993 roku ówczesny szef SLD zaoferował popularnemu w środowisku sportowym działaczowi miejsce na liście wyborczej Sojuszu. Paszczyk wrócił i zajął się swoją kampanią wyborczą. Na Mazowszu zdobył nieco ponad 700 głosów, ale to wystarczyło.

Po wygranych wyborach został ministrem sportu w gabinecie Waldemara Pawlaka. Choć premierzy się zmieniali, on rządził w Urzędzie Kultury Fizycznej i Sportu aż do jesieni 1997, gdy do władzy doszedł AWS. Ale wtedy już miał dokąd odejść. Od kilku miesięcy był szefem Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Bez sympatii prezydenta trudno byłoby mu zdobyć tę posadę.

Jedyną porażką Stefana Paszczyka w ostatnich latach były wybory parlamentarne w 2001 roku. Choć Sojusz odniósł wtedy niebywały sukces, prezes do Sejmu się nie dostał. Goryczy nie osłodziło nawet stanowisko prezydenckiego doradcy do spraw sportu, które zaoferował mu na pociechę Kwaśniewski. - Bardzo liczę na człowieka, z którym po 14 latach wracam do bezpośredniej współpracy - mówił prezydent, wręczając nominację Paszczykowi.

Alibi prezydenta

Tylko raz Paszczyk mógł się odwdzięczyć prezydentowi. W 1998 roku "Życie" opublikowało tekst ,Wakacje z agentem", w którym sugerowano, że Kwaśniewski w sierpniu 1994 roku przebywał w Cetniewie razem z rosyjskim agentem Władimirem Ałganowem. Paszczyk powiedział w sądzie, że do takiego spotkania nie mogło w ogóle dojść, bo spędził w Cetniewie 12 dni, podczas których regularnie grał z Kwaśniewskim w tenisa. Razem stamtąd wyjechali, zanim jeszcze zjawił się Ałganow. Zeznania Paszczyka (ale też i innych świadków) pozwoliły sądowi uznać, że dziennikarze napisali nieprawdę o kontaktach Kwaśniewskiego z Ałganowem. Pokazały też niebywałą zażyłość kontaktów prezydenta z prezesem.

Olimpijskie biuro podróży

A jednak Aleksander Kwaśniewski niespodziewanie ogłosił w zeszłym tygodniu, że Paszczyk postanowił odejść. - Szanuję tę decyzję - oświadczył prezydent, zanim prezes PKOl zaczął głośno zaprzeczać. Stefan Paszczyk o swojej dymisji dowiedział się na lotnisku w Atenach i zaraz zadzwonił do Kwaśniewskiego. Usłyszał, że prezydent nie żąda jego odejścia, ale gdyby prezes chciał odejść, to głowa państwa uzna, że ma prawo do takiej decyzji.

Trudno uwierzyć, że prezes Paszczyk miałby samodzielnie podać się do dymisji. Nikt dobrowolnie nie rezygnuje z podróży po świecie, bankietów, luksusowych apartamentów i milionów płynących od sponsorów olimpijskich.

Polski Komitet Olimpijski jest jak biuro podróży. Co dwa lata kompletuje drużynę olimpijską i wysyła ją na igrzyska. W pozostałym czasie działacze krzewią ideę olimpizmu - monitorują obiekty olimpijskie, uczestniczą w konferencjach, ale głównie zajmują się sami sobą. Komitet nie odpowiada ani za wyniki sportowców, ani za cykl ich przygotowań. Za to odpowiedzialne są związki sportowe i trenerzy. 60 takich związków ma swoich reprezentantów w PKOl. To oni raz na cztery lata wybierają szefa Komitetu.

Wśród prezesów związków sportowych trwa nieustanna walka, kto ilu zawodników wyśle na olimpiadę. Im więcej zawodników pojedzie na igrzyska, tym więcej zabierze się z nimi działaczy. Dlatego wszyscy starają się żyć jak najlepiej z Paszczykiem. Roczny budżet Komitetu to około 5 milionów złotych, a w roku olimpijskim - 10 milionów. PKOl jest niezależny od państwa, finansują go sponsorzy, więc odwołać prezesa nie jest tak łatwo.

Zmiany mogą nastąpić, gdy w związkach zacznie się rzeź po fatalnym występie Polaków w Atenach. Jeśli zmienią się trenerzy i prezesi, to nowi ludzie, którzy pojawią się w marcu na wyborach władz PKOl, mogą zmienić też Paszczyka. - Ale wtedy PKOl się zatrzęsie i runie cały układ - ostrzega Drzewiecki.

Co zrobić z Paszczykiem?

To właśnie poseł Drzewiecki jako pierwszy domagał się przed dwoma laty głowy Paszczyka. Chodziło o wyjazd Lecha Wałęsy na olimpiadę do Salt Lake City. Organizatorzy poprosili go, by jako przedstawiciel Europy niósł flagę olimpijską. Dlatego sekretarz byłego prezydenta zadzwonił do PKOl i zaproponował, by Wałęsę ubrać w strój reprezentacji Polski. Od prezesa Paszczyka dowiedział się jednak, że ten rozdawaniem gadżetów się nie zajmuje. Wybuchł skandal. Prezesa Paszczyka wezwano przed sejmową komisję sportu, ale sprawa rozeszła się po kościach. - Miał żal, że narobiliśmy rabanu, a przecież nic wielkiego się nie stało - wspomina Drzewiecki.

Dziś dymisji Paszczyka domaga się poseł PiS Kazimierz Marcinkiewicz. - To człowiek z epoki PRL-u - mówi. - Powinien odejść jak najszybciej, bo konserwuje stare układy. - Wszyscy krzyczą: "Zwolnić winnych!", ale co będzie w następnym sezonie? - zastanawia się Ryszard Stadniuk, wiceprezes PKOl. - Żeby zmienić prezesa, musiałby być inny kandydat, a ja takiego nie widzę. Nawet Drzewiecki uważa, że Paszczyk ma ogromną wiedzę. - Ale przez ostatnie lata przyglądał się sportowi z pozycji barona, a stamtąd nie wszystko widać - dodaje jednak poseł.

Jak usunąć najpotężniejszego człowieka sportu? Przyjaciela nie tylko prezydenta RP, lecz także szefów Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego Juana Antonia Samarancha i Jacques'a Rogge'a? Jedyna szansa, że Stefan Paszczyk skorzysta z propozycji Samarancha, który w Atenach zapraszał go do Hiszpanii, by znów postawił na nogi tamtejszy sport. Niestety, Andrzej Person, rzecznik PKOl, twierdzi, że prezes będzie się w marcu ubiegał o kolejną kadencję. Stefan Paszczyk stroni ostatnio od dziennikarzy. Andrzej Person mówi, że prezes jest zmęczony i źle się czuje.

Cezary Łazarewicz
współpraca Magda Pytlakowska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)