Stefan Bratkowski: Solidarność przyciągnęła zainteresowanie całego świata
Stefan Bratkowski, wybitny dziennikarz, publicysta i jeden z uczestników Okrągłego Stołu, wspomina w rozmowie z PAP, jak w latach 80. ub. wieku Polska za sprawą Solidarności trafiła na czołówki światowych mediów, i kiedy uświadomiono sobie znaczenie Okrągłego Stołu nie tylko dla Polski.
Stefan Bratkowski, wybitny dziennikarz, publicysta i jeden z uczestników Okrągłego Stołu, wspomina, jak w latach 80. ub. wieku Polska za sprawą Solidarności trafiła na czołówki światowych mediów, i kiedy uświadomiono sobie znaczenie Okrągłego Stołu nie tylko dla Polski.
Nigdy bodaj od 1939 roku uwaga zachodnich mediów i dyplomacji nie była tak bardzo skoncentrowana na Polsce, jak w latach 80.?
Stefan Bratkowski: Jeśli uwzględnimy tylko takie wielkie tytuły, jak "Financial Times", "New York Times", czy "Wall Street Journal", to były tysiące artykułów, informacji. Koncentracja uwagi na naszym kraju nie nastąpiła od razu, mimo że Polska była autorem słynnego przełomu październikowego w 1956 roku. To wszystko, co działo się na wschód od Łaby, to były dla świata sprawy z terenu dominacji ZSRR, łącznie z tragiczną rewolucją węgierską. Dopiero powstanie Solidarności, tego sui generis związku zawodowego dało efekt niespodziewany. Zjechała tutaj czołówka prasy światowej, dziennikarze o wybitnych nazwiskach. Dziesięciomilionowa Solidarność, zjawisko nieznane i nieoczekiwane przynajmniej w strefie wpływów ZSRR, stała się przedmiotem zainteresowania całego świata.
Nasi koledzy z Zachodu nie spodziewali się wprawdzie stanu wyjątkowego, sądzili raczej, że dojdzie do interwencji radzieckiej. Życzyli nam dobrze, ale skończyło się, jak się skończyło. To znaczy stanem wyjątkowym wewnątrz kraju bez interwencji ZSRR, podczas gdy wszyscy nasi zachodni koledzy prognozowali zbrojną interwencję z zewnątrz.
Jak zachodnie media relacjonowały przemiany w Polsce w 1989 r.?
S.Bratkowski: Stan wojenny i przedłużający się stan wyjątkowy trwały osiem lat. Okazało się jednak, że bez narodu rządzić się nie da. To sformułowanie Michaela Kaufmanna z "New York Timesa". Gdy przyszedł Okrągły Stół była już w Warszawie stawka znakomitych zagranicznych dziennikarzy takich jak bardzo związany z Polską Bernard Margueritte, pracujący m.in. dla "Le Figaro", który jak nikt przeniknął również sekrety drugiej strony, to jest władzy.
Stały korespondent hiszpańskiej agencji EFE, wybitny dziennikarz i pisarz Jorge Ruiz Lardizabal, pracował jednocześnie dla wpływowego madryckiego dziennika "El Pais" i to co pisał było - oczywiście - informacją dla całego liczącego setki milionów świata iberyjskiego.
Jeśli chodzi o najważniejsze czasopismo świata, "Finacial Times", reprezentowany przez Christophera Bobińskiego, syna zamieszkałej w Wielkiej Brytanii polskiej rodziny emigracyjnej o tradycjach niepodległościowych - dziś po prostu zamieszkałego w Polsce Krzysztofa Bobińskiego - Zachód otrzymywał tam pisane na najwyższym poziomie i ze znakomitą precyzją informacje o rozwoju wydarzeń związanych z Okrągłym Stołem.
Byliśmy - strona solidarnościowa - bardzo otwarci wobec prasy światowej. Do tego była jeszcze ambasada USA. Oni na przykład doskonale wiedzieli, że gen. Jaruzelski i minister spraw wewnętrznych Kiszczak nie życzą sobie przy Okrągłym Stole kilku osób, m.in. Kuronia, Michnika i mnie. Mogło być tak, że rozmowy przy Okrągłym Stole byłyby rozmowami między gen. Jaruzelskim a jego współpracownikami. Jednak w rezultacie stało się zupełnie inaczej.
Jako aktywny uczestnik Okrągłego Stołu był pan często cytowany przez światowe media. Pańskie słowa, że "Tadeusz Mazowiecki rozminowywał teren pod porozumienie przy Okrągłym Stole" obiegły świat.
S. Bratkowski: Mazowiecki ze względu na całkowitą niezależność i niepodporządkowanie się komukolwiek odegrał kluczową rolę nie tylko jako człowiek obiektywny, ale także obdarzony mądrością doświadczonego polityka biorącego pod uwagę wymogi cywilizacji. Jego rozmowy, a także rozmowy prowadzone przez Bronisława Geremka sprawiły, że w ogóle doszło do Okrągłego Stołu, że doszło do "przełamania mentalności" po obu stronach.
Była kwestia, czy nasza strona powinna iść na taki układ, który dawał nam tylko 30 proc. miejsc w sejmie, podczas gdy senat (który obsadziła całkowicie opozycja) mógł nie odgrywać istotnej praktycznej roli. Pierwszą sprawą była jednak dla nas ponowna legalizacja Solidarności i innych stowarzyszeń.
Miał pan stałe i bliskie kontakty z kolegami po piórze, bardzo opiniotwórczymi dziennikarzami europejskimi i amerykańskimi. Kiedy właściwie świat uświadomił sobie przełomowe znaczenie Okrągłego Stołu i to nie tylko w strefie bezpośrednich wpływów ZSRR, ale też w skali całej Europy i globalnego układu sił?
S. Bratkowski: To znaczenie nie było początkowo takie oczywiste. Jak na obóz sowiecki, ogłoszenie wolnych wyborów było absolutną rewelacją. Uważano, że zgodził się na to Gorbaczow - a oczywiście jego zgoda była - i rozważano, jakie to może mieć znaczenie dla przyszłości świata. Prasa światowa prognozowała ogromne zmiany, ale oczywiście nikt nie przewidywał, że rozpadnie się obóz socjalistyczny, a tym bardziej Związek Radziecki.
Hiszpanie pisali po zakończeniu obrad Okrągłego Stołu, że Polacy rozwinęli ich niezwykłe doświadczenie, jakim było podpisanie szeroko komentowanych w Europie porozumień politycznych i ekonomicznych z Moncloa (układów zawartych w Hiszpanii m.in. przez rząd b. sekretarza generalnego tzw. jedynej partii - frankistowskiego Movimento, Adolfo Suareza z partiami politycznymi, w tym z niedawno zalegalizowanymi socjalistami, komunistami i lewicowymi związkami zawodowymi; dotyczyły m.in powstrzymania się od strajków). Porozumienie to pozwoliło Hiszpanii na stopniowe bezkrwawe przejście od dyktatury Franco do demokracji. Uczestnicy rozmów przy Okrągłym Stole analizowali to hiszpańskie doświadczenie?
S. Bratkowski: Szeroka publiczność nie zdawała sobie z niego sprawy, nie było jeszcze odpowiednich kontaktów. Uczestnicy obrad Okrągłego Stołu oczywiście je znali, m.in. dzięki naszym dziennikarskim kontaktom. Można się zastanawiać, jak nam się udało doprowadzić do tego, że w jego obradach po stronie solidarnościowej uczestniczyło tylu świetnie zorientowanych fachowców.
Dostęp do informacji, m.in. dobre kontakty ze światową dziennikarską czołówką były istotne?
S. Bratkowski: Nie sposób tego przecenić, podobnie jak roli wolnej prasy w wydarzeniach sprzed 25 lat; rzetelnego dziennikarstwa.
W następstwie porozumień przy Okrągłym Stole przyznano nam prawo stworzenia własnej gazety codziennej i to było ogromnie ważne. Na jej czele stanął Adam Michnik. Fachowcy ze strony rządowej świetnie się orientowali - i liczyli na to - że na stworzenie gazety codziennej potrzeba zazwyczaj co najmniej pół roku. Tymczasem my ściągnęliśmy w jedną gromadę świetnych dziennikarzy pozwalnianych z pracy przez władze. Inni, którzy jeszcze pracowali w jakichś marginesowych pisemkach, sami się zwolnili, żeby przyjść do tego dziennika. Zmontowaliśmy w bezprecedensowym tempie, w ciągu miesiąca, redakcję "Gazety Wyborczej". Media, choć władza jeszcze próbowała je kontrolować - wciąż nie zniesiono cenzury - odegrały dużą rolę w przyspieszeniu przemian po Okrągłym Stole.