Staruszek rozrabiaka
„Dziadek Leon” pokazuje, jak współczesny świat niszczy stare zasady i starych ludzi.
17.03.2008 | aktual.: 17.03.2008 10:58
Tytułowy bohater świetnego komiksu Sylvaina Chometa i Nicolasa De Crecy’ego nie dość, że za młodu był socjalistą, to jeszcze pozostał nim na starość. Wcale za to nie zgłupiał. Zgłupiał tylko świat, do którego powrócił po wielu latach nieobecności. Z natury awanturnik i ekscentryk, szybko znudził się rolą właściciela fabryki kosmetyków. Młodzieńcem jeszcze będąc, czmychnął do Boliwii, zostawiwszy we Francji firmę i rodzinę. Gdy ponownie zjawił się nad Sekwaną, syn oddał go do hospicjum, ale gdy Leon skończył sto lat, nagle stał się potrzebny. Rodzinny biznes Houx-Wardiougue’ów ma zostać zreformowany i otrzymać strategicznego inwestora. A dziadek będzie twarzą nowej kampanii reklamowej mówiącej o tradycyjnych wartościach firmy, doświadczeniu i trwałości. Tymczasem rodzinka Houx-Wardiougue’ów w istocie nie hołduje żadnym wartościom. Zależy jej tylko na zachowaniu statusu materialnego, co w czasach globalizacji oraz wolnego handlu stanie się nie lada wyzwaniem. Tym bardziej że krewni Leona są próżniakami
pozbawionymi fantazji – zupełnie nie wdali się w seniora rodu, który oparcie ma jedynie w prawnuczku Gege. Choć jest to zakompleksiony 30-letni prawiczek, skrywa w sobie wiele wrażliwości.
A co najważniejsze – podobnie jak staruszek nie pasuje do otoczenia. „Dziadek Leon” to dramatyczna i uniwersalna diagnoza naszych czasów. Została przedstawiona za pomocą surrealistycznych środków, dotyczy jednak problemów jak najbardziej realnych. Z jednej strony pokazuje, jak pusty i bezduszny jest świat pozbawiony namiętności i uczuć, zbudowany jedynie na chęci zysku, z drugiej – piętnuje społeczeństwo, w którym nie ma miejsca dla starych ludzi. Przynajmniej takich jak Leon – dziarskich, niezależnych i wciąż żądnych przygód. Senior drażni wszystkich; ma swoje poglądy, kpi z konsumpcyjnego stylu życia i łamie konwencje. Nie mówiąc już o tym, że ukradkiem popala tajemnicze papierosy, jak się okazuje – z marihuaną! Chomet i De Crecy jak tylko mogą krytykują również przeróżne „osiągnięcia” popkultury, a w szczególności te pochodzące z Ameryki. Nie da się ukryć, że grzeszą przy tym odrobiną francuskiej megalomanii, ale ich uwagi bywają bardzo celne. „Dziadek Leon” to mistrzowski popis talentu obu autorów. Nasze
oczy będzie cieszyć celowo rozedrgana, niedokładna kreska De Crecy’ego wsparta oryginalną kolorystyką oraz ciekawie zbudowana fabuła, momentami pokawałkowana, ze zmianami sposobu narracji. Ta dramatyczna historia pokazuje też smutną wizję bezpowrotnego przemijania wartości z innej epoki, reprezentowanej jedynie przez Leona. A skoro współcześnie nie ma dla nich miejsca, musiały odejść razem z niepokornym seniorem.
Sebastian Frąckiewicz
+++++ Nicolas De Crecy (rysunki),Sylvain Chomet (scenariusz) „Dziadek Leon”, Egmont, Warszawa 2008, s. 160, 79 zł