Stanowski: "Jesteśmy w środku pożaru. Błagam o gaśnicę" [OPINIA]
"Jeśli nie znajdziemy gaśnicy, to zaraz rzucimy się sobie do gardeł na poważnie" - pisze o protestach i eskalacji napięcia wokół wyroku Trybunału Konstytucyjnego Krzysztof Stanowski, dziennikarz sportowy, właściciel grupy Weszło, współtwórca Kanału Sportowego.
28.10.2020 | aktual.: 01.03.2022 14:24
W środku tego pożaru przydałby się ktoś z gaśnicą, a nie kanistrem. Bo bez gaśnicy to my zaraz się rzucimy sobie do gardeł, ale już tak na poważnie. O nic więcej nie proszę – jedynie o gaśnicę.
Muszę od razu zaznaczyć: jestem człowiekiem, który ma wątpliwości. Dużo wątpliwości.
Nie miałbym sumienia, by zmuszać kobietę do urodzenia martwego lub w zasadzie martwego dziecka. Dla mnie to bestialstwo, ale nie wiem, jak podejść np. do dzieci z zespołem Downa.
Uważam, że zasługują na życie, ale jednocześnie uważam, że na życie zasługują też rodzice – na życie, a nie, jak to często (nie zawsze!) bywa w takich wypadkach, wieczne utrapienie i rozpaczliwą, nieskuteczną próbę zorganizowania sobie i dziecku szczęścia oraz godnych warunków.
Uważam, że jako państwo nigdy nie stanęliśmy na wysokości zadania w tej kwestii, a całą tę zgryzotę bezdusznie przerzucamy na matkę i ojca. I na matkę oraz ojca chcemy przerzucać stuprocentową moralną odpowiedzialność za ich decyzje, a to nie takie proste.
Nie wiem, po prostu nie wiem, jak do tego podejść. Wewnętrznie się miotam. I jakoś nie zazdroszczę ludziom, którzy mają bardzo jednoznaczną opinię. Nie jestem w stanie oceniać. Chociaż podziwiam ludzi, którzy zakasali rękawy, zmierzyli się z dramatem i robią swoje. Bohaterowie.
Nie popieram wyroku Trybunału Konstytucyjnego, uważam, że wielu (nie wszyscy!) z jego entuzjastów to osoby nawiedzone i dziwne. Boję się ich.
Ale nie chodzę też na protesty, ponieważ nie zgadzam się z wieloma głoszonymi tam hasłami. Tam też widzę osoby nawiedzone i dziwne. Jeśli czytam, że tylko kobieta może decydować o swojej macicy… Jeśli czytam o "aborcji bez granic"… Tak, kobieta decyduje o swojej macicy, ale – moim zdaniem – tylko do czasu.
Decyduje z kim i na jakich zasadach idzie do łóżka, ale – moim zdaniem! – nie decyduje, że może w dowolnym momencie swobodnie skasować nowe życie. Czas na to był w momencie, gdy prezerwatywa leżała w szufladzie i nikt po nią nie sięgnął.
Ale no właśnie: i tu mam wątpliwości. Nie przeszkadzają mi pigułki "dzień po" (chociaż to nie dropsy), za to przeszkadza mi aborcja dziecka, któremu bije serce. Czy to dziecko już? W którym momencie mówimy nie o zarodku, a o dziecku właśnie? Nie wiem.
Nie jestem z obozu TK i nie jestem z obozu "aborcji bez granic". Ale jestem za wzajemnym szacunkiem i dialogiem. Jestem za tym, by ludzie żyjący w jednym kraju szli na kompromisy, bo na koniec my wszyscy musimy się dogadać i poukładać to nasze wspólne poletko.
Nie chcę widzieć tych napompowanych byczków przed kościołami i w nich pokładać nadzieję na porządek w państwie, bo to by oznaczało, że nadziei nie ma. Ale nie chcę też widzieć tej hołoty, wypisującej hasła na elewacji kościołów i zakłócającej mszę. Rozumiem ogromną większość protestujących (bo ekstremistów nie rozumiem), ale rozumiem też kierowców, którym puszczają nerwy i zamiast na hamulec, chcą nacisnąć na gaz.
Wszyscy wszystkich nakręcają, bo mają w tym interes. Jedni chcą obronić wpływy, inni chcą je przejąć. Meritum protestów przestaje mieć znaczenie, liczą się wyłącznie ich zasięgi – bo skoro są zasięgi, to protesty są na tyle sexy, że trzeba się pod nie podpiąć.
Nie widzę na razie nikogo, kto będzie chciał to napięcie rozładować. A my naprawdę tego potrzebujemy. Na razie nikt nie zamierza zrobić kroku w tył (a raczej każdy zamierza zrobić ze dwa do przodu), ale to droga donikąd.
Ratujmy szpitale, ratujmy chorych ludzi, ratujmy gospodarkę, ratujmy przedsiębiorców.
Błagam o gaśnicę!
Krzysztof Stanowski dla WP Opinie