Stado dzików terroryzuje mieszkańców Poznania
Mieszkańcy ulicy Rubież od kilku miesięcy boją się chodzić na spacery. Powód? W okolicy żyje stado około 20 dzików, które na stałe wpisały się w krajobraz Naramowic.
26.10.2010 | aktual.: 27.10.2010 10:46
Choć część osób to oburza, inni bezmyślnie dokarmiają dzikie zwierzęta. W efekcie, obecnie jedynym wyjściem pozbycia się dzików jest ich odstrzał. - Wiosną dziki były młode i niegroźne, ale teraz gromada jest dorosła i niebezpieczna - twierdzi Aneta Gomułka, mieszkanka osiedla. - Dokarmiane przez całe lato nauczyły się podchodzić do człowieka bez obaw, żądając pożywienia. W zeszłym tygodniu podczas spaceru z psem widziałam parę młodych ludzi, którzy karmili je z ręki i robili sobie zdjęcia. Może fajnie mieć takie zdjęcie w albumie, ale mnie te dziki przerażają - oburza się mieszkanka.
Kłopot w tym, że stada nic nie zachęca do przeprowadzki. Bo część spacerowiczów regularnie je dokarmia. Jak twierdzą specjaliści, w takiej sytuacji dziki wrócą nawet, gdy zostaną wywiezione do lasu.
- Jeśli dziki są dokarmiane świadomie chlebem czy nieświadomie, choćby poprzez dostęp do śmietników z odpadkami, trudno będzie się ich pozbyć. Mają one doskonały węch, dlatego nawet wywiezione do lasu wrócą - podkreśla dr Tadeusz Mizera z Uniwersytetu Przyrodniczego.
Sprawą zajmuje się obecnie koło łowieckie "Ratusz". Jego członkowie od kilku miesięcy starają się dokarmiać zwierzęta w sposób, który odciągnie je od zabudowań. Bo choć jest zgoda na odstrzał połowy z nich, obecnie żyją one zbyt blisko domów. Przepisowa odległość, która umożliwia oddanie strzałów to 200 metrów.
- W tej chwili staramy się odciągnąć zwierzęta w stronę Warty na odległość, która umożliwi nam odstrzał - podkreśla Czesław Kwiatek, łowczy koła łowieckiego "Ratusz".
Całą sytuację analizował także Powiatowy Lekarz Weterynarii. Jego zdaniem bezmyślność mieszkańców sprawiła, że na pozbycie się zwierząt nie ma w tej chwili rady. - Pod żadnym pozorem nie powinno się dokarmiać żadnych dzikich zwierząt, bo w ten sposób działamy tylko na ich szkodę - podkreśla Ireneusz Sobiak PLW. - Dzikie zwierzęta muszą radzić sobie same.
"Rodzina" z osiedla Kosmonautów
Do groźnej sytuacji doszło w czerwcu na osiedlu Kosmonautów, gdzie między blokami pojawiła się locha z młodymi.
Jak twierdzili mieszkańcy, rodzinę dzików widziano w tym miejscu jeszcze kilkakrotnie. Wówczas podjęto decyzję o uśpieniu zwierząt i wywiezieniu ich do lasu. Podobną akcję należało powtórzyć w lipcu, bo okazało się że locha z młodymi wróciła.
Jak podkreśla straż miejska, w sytuacji, gdy widzimy dzikie zwierzę, nie powinniśmy pod żadnym pozorem się do niego zbliżać. Na miejsce powinni zostać wezwani strażnicy, którzy z kolei wezwą na miejsce odpowiednie służby: weterynarza lub myśliwych.
Polecamy w internetowym wydaniuwww.poznan.naszemiasto.pl