Sprzedała wszystko, żeby odzyskać dzieci. Niedługo może trafić za kraty

Gdyby nie małżeństwo z M., Hadiza wciąż byłaby nauczycielką historii w Czeczenii. Dzisiaj ze łzami w oczach opowiada, jak znalazła się w Polsce. I powtarza, że swoim dzieciom chciałaby wymazać pamięć.

Sprzedała wszystko, żeby odzyskać dzieci. Niedługo może trafić za kraty
Źródło zdjęć: © WP.PL
Piotr Barejka

02.04.2018 | aktual.: 03.04.2018 09:43

Minęły już cztery lata, odkąd Hadiza (30 l.) trafiła do Polski. Trzy, odkąd odebrano jej dzieci. Przez cały ten czas walczy, aby je odzyskać. - Nikt mnie nie słyszy, chcą mnie po prostu wsadzić do więzienia - mówi.

Prokuratura: postępowanie zostało wszczęte na skutek zawiadomienia o obrażeniach ciała, jakich doznała małoletnia Kamila.

Psycholog: matka jest osobą emocjonalnie wrażliwą, ma tendencję do ustępowania pod presją. Posiada trudności, żeby prosić kogoś o pomoc.

Adwokat: w obecnej sytuacji doszła już do równowagi i aktywnie kieruje swoim życiem.

Artykuł 207 kodeksu karnego: kto znęca się fizycznie lub psychicznie nad osobą najbliższą (…) podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.

Gdyby nie M., nic by się nie stało

Poznałam M. w 2008 roku, gdy miałam dwadzieścia lat. Studiowałam wtedy historię. Zaczęłam też pracę, w szkole, jako nauczycielka. M. był synem dyrektorki tej szkoły. Wpadłam mu w oko. Nie chciałam go… ale problemów w pracy też wolałam nie mieć.

W końcu mnie porwał. Tak robią czeczeńscy faceci. Zabrał mnie do swojego rodzinnego domu - była tam jego matka, a moja szefowa. Przez kilka godzin namawiali mnie, żebym za niego wyszła. Uległam… Nie mogłam zrobić nic innego.

Pobraliśmy się. Zamieszkaliśmy u jego rodziców. To była klitka w Groznym: trzy ciasne pokoje. Jeden dla jego ojca, drugi dla matki, trzeci dla nas. Wszyscy na kupie, czułam się tam okropnie.

Obraz
© Forum | Krzysztof Zuczkowski

On nie lubił sprzeciwu. Brzydziłam się go, ale do seksu zmuszał mnie siłą. Gdy zaszłam w ciąże, było tylko gorzej. Urodziła się Kamila, a teściowa wiedziała lepiej, jak ją wychować. Mówiła, żeby matką nazywała ją, a nie mnie. Chciała nawet zmienić imię, które wybrałam.

M. zaczął wtedy brać narkotyki. Raz jechał ze znajomymi samochodem. Mieli koszmarny wypadek. Z samochodu nie zostało nic, jego przyjaciel zginął na miejscu, on w stanie ciężkim trafił do szpitala. Przychodziłam się nim opiekować. Wyszedł po miesiącu i napisał mi wiadomość: znudziłaś mi się, dziwko.

Wróciłam wtedy do swojego domu. On chciał rozwodu, a to dla czeczeńskiej kobiety wstyd. Poza tym po rozwodzie dzieckiem opiekuje się rodzina męża. Jak mogłabym oddać Kamilę? To był straszny czas. Jeszcze mój ojciec zmarł na raka. Wpadłam w depresję.

Po roku znów odezwał się M. Mówił, że jest inny. Że rzucił ćpanie. Znalazł nową pracę i wszystko będzie dobrze. Dostał też rentę po wypadku - 8 tysięcy rubli. Namawiał mnie, żebym wróciła. Uległam. Znowu… Postawiłam tylko jeden warunek - nie zamieszkamy z jego matką.

Wynajęliśmy mieszkanie w Groznym. Tylko pieniędzy zaczęło brakować, bo M. rzucił ćpanie, ale przepuszczał kasę w karty. I wróciliśmy do teściowej. Tam koszmar powrócił. Właściwie… było gorzej. M. zaczął mnie tłuc. Bił, gdy córka mu się na coś skarżyła. Kradł nawet pieniądze z mojej torebki, bo mu brakowało.

Zaszłam w drugą ciążę, a on dalej bił. Pasem w brzuch. Ale Kaira urodziła się cała i zdrowa, był rok 2012. Urocza dziewczynka. Wtedy M. oznajmił: uciekamy. Do Europy.

Po lepsze życie...

Byłam pewna, że to coś zmieni. Spakowaliśmy się, wzięliśmy córeczki i pojechaliśmy. Pociągiem do Brześcia, jak wszyscy Czeczeni, którzy uciekają. Podróż trwała dwa dni, a w Brześciu spędziliśmy trzy. I udało się przekroczyć granicę. Za drugim razem! Niektórzy próbują po kilkadziesiąt.

Obraz
© WP.PL

M. pokazał strażnikom na przejściu w Terespolu blizny na brzuchu i nogach. Tę na brzuchu miał ogromną. Mówił im: ludzie Kadyrowa mnie torturowali. Puścili nas i podpisaliśmy wnioski o azyl. Ale w Polsce nie zostaliśmy, tylko dalej jechaliśmy, do Niemiec. On to wcześniej obmyślił.

Raj, który stał się piekłem

Wylądowaliśmy gdzieś na ulicy, w Berlinie. M. powiedział, że idziemy na posterunek. Stamtąd zabrali nas do ośrodka. Później dostaliśmy zasiłek i mogliśmy coś wynająć. Mieszkanie ładne nawet znaleźliśmy. Dwa pokoje, kuchnia przestronna, wanna w łazience, korytarz.

Tylko zasiłku nam ledwo co starczało. M. znalazł nowych kolegów, takich Arabów z góry. Chodził tam, haszysz kupował i palił. Siedział tam z nimi, znowu zabierał mi pieniądze z torebki. Raz jak zabrał, to zadzwoniłam na policję. Przyjechali i kazali mu to oddać. Tylko potem wyszli, a on bił tak, że połamał mi kość policzkową. O, proszę, tutaj papier ze szpitala.

Obraz
© WP.PL

Nie dzwoniłam już. Ale sąsiedzi dzwonili. Policja przyjeżdżała, a on potem bił. Raz nawet potknął się o Kamilę w korytarzu. Ona się bawiła, na podłodze, on ją wziął i rzucił. Cały obojczyk miała spuchnięty. Zaczęłam uciekać do sąsiadki, mieliśmy taką Mariam, z Pakistanu.

(Dłuższe milczenie) Raz… ja też nie wytrzymałam. Przygotowywałam wtedy kaszkę w kuchni. Kamila grała na telefonie. Prosiłam ją, żeby ten telefon odłożyła. Nie słuchała. Uderzyłam ją w głowę, a potem zobaczyłam, że cieknie krew… (płacze). Nie wiem, jak mogłam to zrobić. Byłam wtedy psychiczna. Nie wiem, co się ze mną działo.

Zaszłam też w trzecią ciążę. Gdy rodziłam w szpitalu, M. w domu zdradzał mnie z inną kobietą. Sąsiadką… Córka mi potem opowiedziała. Od dziecka się dowiedziałam.

W końcu policjanci przyszli ostatni raz. Wyrwali mnie i dzieci. Przewieźli nas do ośrodka. M. wtedy uciekł do kuzynki. Miał gdzieś w Niemczech jedną. Jak decyzję o deportacji dostaliśmy, to nie mogli go znaleźć. Mnie i dzieci zapakowali do Polski.

Płacz, a potem cisza

Przewieźli nas do pierwszego ośrodka, gdzieś w lesie, potem do kolejnego, w Grotnikach (k. Łodzi). Byłam przerażona. Nie znałam języka, nie było M., byłam sama. Prosiłam o psychiatrę, żebym mi pomógł, ale powiedzieli, że to n i e p o t r z e b n e. Pielęgniarka dawała mi uspokajające tabletki.

Panował tam straszny rygor. I mieliśmy wychowawczynię za ścianą… My byliśmy w pokoju trzynastym, ona w czternastym. Wszystko słyszała, co się dzieje u nas. Jak za głośno dzieci płakały, to wpadała i krzyczała, że ona jutro pracuje i chce spać. Powiedziała, że po 20 dzieci nie mogą wychodzić z pokojów.

Obraz
© Forum | Tomasz Adamowicz

Kuchnię mieliśmy na korytarzu. Taką wspólną, na piętrze. Chciałam raz podgrzać kolację wieczorem. Dzieciom kazałam zostać w pokoju. Saifulah płakał… Powiedziałam Kamili, żeby się nim zajęła, uspokoiła go. Wyszłam do kuchni.

(Dłuższa cisza) Płacz ucichł… Zupełnie. Wbiegłam do pokoju i zobaczyłam, że Saifullah ma twarz przykrytą ręcznikiem, dławił się. Kamila tak chciała go uciszyć, żeby wychowawczyni nie słyszała. Spanikowałam. Rzuciłam się, żeby go ratować. Zaczął oddychać, na szczęście…

Wściekłam się na Kamilę. Uderzyłam ją. Raz, drugi, trzeci… (płacz). Byłam w szoku… Ona miała siniaki. Był taki jeden w ośrodku, co donosił w biurze. Doniósł i na mnie. Po tym dzieci mi zabrali.

Mnie przewieźli do szpitala na kontrolę narkotykową. Dyrektor ośrodka mnie uspokajała, mówiła, że za dwa tygodnie dostanę dzieci z powrotem, że to tylko tak na chwilę. Kamilę wzięli do domu dziecka, a młodsze oddali rodzinom zastępczym.

Rozmawiałam potem z prokuratorem. Pytał, czemu to zrobiłam. Płakałam tak, że nie mogłam mówić. On wiedział o wszystkim: co się działo w Polsce, co w Niemczech… Ja tylko mówiłam, że nie wiem, czemu to wszystko się stało. Postawili mi zarzuty. To było w 2014 roku.

Prawnik za złoto

Pierwszy adwokat powiedział, że on nie ma zamiaru nic robić, bo mu nie płacę. Znalazłam drugiego, który obiecał, że odzyska dzieci. Ale zażądał dziewięciu tysięcy złotych… Zaniosłam do lombardu biżuterię, oddałam wszystko: dwa naszyjniki, kolczyki, pierścionek. Dostałam trzy tysiące złotych. Kuzynka z Czeczenii przysłała mi kolejne trzy. Żeby zarobić resztę poszłam sprzątać mieszkania.

W domu dziecka pozwolili mi odwiedzać Kamilę. Nie mogłam wytrzymać, gdy tam przychodziłam. Płakałyśmy i przytulałyśmy się. Kairę i Saifullah mogłam widywać raz w tygodniu.

Moimi dziećmi zajmowali się obcy ludzie, którzy nie dbali o nie. Zauważyłam raz, że Kaira chodzi brudna. Narobiła w majtki i ci z rodziny zastępczej nawet jej nie umyli. Saifullah miał siniaki. Zrobiłam zdjęcia. Parę dni później przenieśli oboje do domu dziecka.

Obraz
© WP.PL

Byli wtedy w jednym miejscu, chodziłam do nich, gdy tylko mogłam. Przynosiłam im zabawki, ubranka, różne niespodzianki. Pomagałam im posprzątać pokój, umyć się…Przytulaliśmy się cały czas. Raz Kaira zrobiła dla mnie laurkę. Opiekunka pytała ją, dlaczego zrobiła laurkę dla mnie, a nie dla niej! Mój adwokat mówi, że tak pracownicy chcą mnie upokorzyć.

Innym razem Saifullah tak dziwnie się kołysał na łóżku. W przód i w tył. Dowiedziałam się, że to początek choroby sierocej (płacz). Mówił mi, że marzy o powrocie do domu.

Wymazać pamięć

Psycholog orzekł: Saifullah (5l.) zdecydowanie przejawia oznaki choroby sierocej, zahamowania emocjonalnego przez rozłąkę z matką. Kaira (6 l.) jest bardzo przywiązana do matki. Ma z nią dobre relacje i tęskni. Kamila (8 l.) była nastawiana przeciwko matce, co szkodliwie zadziałało na jej psychikę. Nie wytrzymując sytuacji stresu, w stanie głębokiej frustracji, matka zastosowała wobec niej przemoc. Potrzebują wspólnych zajęć z psychologiem.

Chciałabym odzyskać dzieci i wymazać im pamięć. Tak, żebyśmy zapomnieli życie, jakie mieliśmy wcześniej. Już nigdy w życiu nie uderzyłabym dziecka. Patrzę czasem na stare zdjęcia z Czeczenii i myślę: jak ja mogłam żyć z tym potworem? Wyrosłam w takiej kulturze… Miałam go słuchać, być posłuszna.

Psycholog: Matka wyraża nadzieję, że mimo tak haniebnego i karygodnego, agresywnego zachowania, które miało miejsce kilka lat temu, będzie jej dana możliwość sprawowania opieki nad dziećmi.

Teraz jestem już inną osobą, po tych trzech latach... Tylko czy sąd to zrozumie? Mam sprawę za dwa tygodnie. Wyobrażasz sobie, co będzie, jak pójdę siedzieć? Co będzie z dziećmi? Przecież one już teraz nie dają rady.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (377)