"Sprawdzian polskości" - wersja hard dla imigrantów
Typowe naparzanki na Twitterze - kto jest "Polakiem gorszego sortu", kto "postawił się poza wspólnotą aksjologiczną Polaków", kto "Polskę kocha, a kto ją zdradził". Imigrantowi, który z jakichś względów zapragnąłby zamieszkać na dłużej nad Wisłą, pozostaje jedno – znaleźć przystępną wersję polskiej tożsamości. I przy tym nie zwariować.
- Uważam, że jestem i Ukraińcem, i Polakiem. Znam ten kraj, mówię po polsku. Tu spędziłem większą część dorosłego życia. Ale po trzech piwach koledzy pytają: "A jeżeli Polska i Ukraina będą grać w piłkę, to komu będziesz kibicował?" – mówi 35-letni Oleg.
Mieszka w Gdańsku od 11 lat. Przyjechał z Sum na studia magisterskie z zarządzania. Myślał, że pomoże mu to w znalezieniu lepszej pracy na Ukrainie. Po roku studiów załapał się na staż i postanowił zostać na dłużej, które trwa do dziś.
Oleg ma stałą pracę biurową, kredyt mieszkaniowy, a po latach wystawania w kolejkach w wydziale ds. cudzoziemców i egzaminie językowym, ma też wreszcie polski paszport.
I wtedy pojawia się to nieszczęsne pytanie, komu kibicuje.
- Jakby to był ostateczny sprawdzian, który nareszcie ustali moją jedynie prawdziwą tożsamość – uśmiecha się gorzko.
Według GUS na początku 2020 r. w Polsce przebywało nawet 2 mln cudzoziemców. Większość to imigranci krótkookresowi. Ci przyjeżdżają na 3-6 miesięcy, by pracować w rolnictwie, budowlance czy w transporcie. Natomiast rośnie grupa tych, którzy postanowili zamieszkać w Polsce na dłużej. W 2021 r. liczba cudzoziemców, którzy mają karty pobytu, osiągnęła rekordowe pół miliona.
300 tysięcy z nich to obywatele Ukrainy.
Kto ty jesteś?
Jeżeli dla migrantów krótkookresowych kwestie tożsamościowe są trzeciorzędne, to dla mieszkańców Polski z długim stażem jest wręcz przeciwnie. Oni, by zapuścić korzenie, chcą czuć się bardziej swoimi niż obcymi i być nie tylko obserwatorami lecz praktykami polskości.
"My, Naród Polski, wszyscy obywatele Rzeczypospolitej" – czytamy w preambule Konstytucji.
Niby proste, ale nie takie oczywiste. Preambuła preambułą, ale polskość nawet dla prawicy nie sprowadza się wyłącznie do kwestii obywatelstwa. Mało tego, polsko-polska debata o tożsamości często wyklucza ze wspólnoty narodowej nawet tych, którzy nad Wisłą się urodzili i zawsze mieli orzełka w dowodzie.
I mamy awanturę narodową. Wynika z niej, że są "Polacy gorszego sortu", którzy swoimi wypowiedziami "stawiają się poza wspólnotą aksjologiczną Polaków" czy nawet "chcą kompletnej dekonstrukcji polskości".
Nie tylko imigrantowi łatwo się pogubić.
Kolędy, pierogi, Jan Paweł II
Polska od 2016 r. nie ma polityki migracyjnej.
Mariusz Błaszczak, ówczesny minister spraw wewnętrznych,wyrzucił do kosza strategię wypracowaną przez PO. Z kolei liderce rządu Beacie Szydło na rękę był brak klarownych ustaleń w sprawie migracji. Szydło w Parlamencie Europejskim przekonywała, że Polska nie weźmie udziału w unijnym programie relokacji syryjskich uchodźców, bo już "przyjęła milion uchodźców z Ukrainy".
To, że wspomniani Ukraińcy sami wynajmowali mieszkania, płacili podatki i ZUS nie przeszkadzało premierce przedstawić sprawę nie w kategoriach gospodarki i rynku pracy, tylko pomocy humanitarnej.
Pięć lat po tym, epizodycznie powstające projekty polityki migracyjnej wspominają o tym, że integracja cudzoziemców ma być, ale poza znajomością języka polskiego nie precyzują, na czym ma polegać.
W tych okolicznościach jedyną oficjalną wskazówką dla osoby nieurodzonej w Polsce, jak właściwie ma pojmować polskość, jest ustawa o Karcie Polaka z 2007 r.
Karta może być wydana osobie, która ma odpowiednio udokumentowane polskie pochodzenie bądź pracowała na rzecz organizacji polonijnej oraz takiej, która "wykaże swój związek z polskością przez przynajmniej podstawową znajomość języka polskiego, który uważa za język ojczysty, oraz znajomość i kultywowanie polskich tradycji i zwyczajów".
Jak się sprawdza związek z polskością? Rozmową w konsulacie. W podobny sposób przebiega też "sprawdzenie polskości", gdy cudzoziemiec aplikuje o pobyt stały na podstawie polskiego pochodzenia.
Chociaż formalnie agenda takich spotkań nie istnieje, po rozmowach z kilkunastoma aplikantami odkrywam, że istnieją pytania niemal kanoniczne:
Jakie święto obchodzimy 15 sierpnia?
W jaki sposób w pana/pani rodzinie przygotowuje się pierogi na Wigilię?
Co pan/pani sądzi o Stepanie Banderze?
Jaki był cel wizyty polskiej delegacji 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku?
Jakie święto przypada 3 maja?
Od kiedy istnieje Polska?
Jakich pan/pani zna wielkich Polaków?
Dlaczego Polacy kochają Jana Pawła II?
Nie "czy", tylko "dlaczego". I dalej:
Czy potrafi pan/pani piec pączki?
Do kiedy, tam, gdzie, pan/pani mieszka, była Polska?
Jak wygląda flaga Polski?
Kiedy nosi się do kościoła pokarm do święcenia?
Proszę zaśpiewać kolędę.
- Do tej rozmowy przygotowywałem się przez YouTube – mówi Oleksandr. Do Polski z Chmielnickiego przyjechał sześć lat temu, dzięki Karcie Polaka obywatelem został po niepełnych dwóch.
- Pochodzenie polskie mam, ale tych wszystkich tradycji, o które pytają urzędnicy, nie przestrzegaliśmy w domu – przyznaje Oleksandr. - Wiedziałem, że chcę jechać do Polski, dostać obywatelstwo w uproszczonej procedurze, więc sam ogarnąłem, o co chodzi. O Banderze powiedziałem, że jest zbrodniarzem, przecież on zabijał Polaków na Wołyniu. Jakiś czas temu dowiedziałem się, że osobiście nie zabijał, ale mniejsza o to.
- Mnie obecność tematów religijnych czy historycznych w tych rozmowach nie przeszkadza - mówi Zbigniew, pracownik administracji publicznej (imię zmienione), który przeprowadzał "sprawdziany polskości".
- Chodzi przecież o ustalenie, czy ta osoba podziela opinie większości mieszkańców Polski. Nawet jak sama nie praktykuje, to wypada, by wiedziała, co i jak się dzieje w kościele, bo na pewno praktykowali jej przodkowie. A to, że cudzoziemcy czasem udzielają odpowiedzi nieprawdziwej, za to słusznej? No, wiemy o tym. Ale nie bardzo wyobrażam sobie, jak inaczej miałby wyglądać taki sprawdzian.
Takie etnocentryczne podejście do tożsamości często staje się zbyt wysokim progiem, by imigranci mogli wejść do jakiejkolwiek polskiej wspólnoty. Szczególnie to trudne dla Ukraińców, którzy są przyzwyczajeni do funkcjonowania w państwie wieloetnicznym. Choćby Euromajdan w listopadzie 2013 r. zaczął się od facebookowego wpisu dziennikarza Mustafy Najema - Afgańczyka z pochodzenia, w tym czasie częściej piszącego po rosyjsku niż po ukraińsku. Najema krytykowano za wiele rzeczy, tylko nie za to, że nie jest Ukraińcem.
- Nawet ci, którzy mają Kartę Polaka czy obywatelstwo z tytułu polskiego pochodzenia i tak po latach często mówią o sobie jako o osobach z polskimi korzeniami, nie jako o Polakach - dzieli się obserwacjami Myroslava Keryk.
To prezeska fundacji Nasz Wybór, która od dekady pomaga Ukraińcom i innym migrantom integrować się w Polsce.
- I nawet tym z polskimi korzeniami nieustannie wypomina się akcent i że przyjechali ze Wschodu, sugerując, że są "nie takimi" Polakami. Spróbuj się wpasować w takie kryteria! - mówi Keryk.
Ona sama przyjechała do Polski w 2002 roku. W ostatnich wyborach kandydowała do Sejmu z list Koalicji Obywatelskiej.
- Mówię o sobie jako o Ukraince, która mieszka w Polsce czy o takiej, która ma polskie obywatelstwo. Chociaż nie podzielam tej etnicznej narracji o polskości, ale ciągle mam ją gdzieś z tyłu głowy, więc jak nie mam polskiego pochodzenia, to i nie mówię o sobie per Polka – opisuje szefowa fundacji.
- Jestem patriotką Polski, to znaczy, zależy mi, by Polska była prosperującym i demokratycznym krajem. Na pewno bym chciała polskości bardziej obywatelskiej.
Rzeczpospolitanie
Akurat historycznych przykładów pojmowania polskości jako lojalności obywatelsko-państwowej, a nie przynależności do grupy etnicznej, nie brakuje.
Pisarz Ziemowit Szczerek podkreśla, że przed połową XIX wieku polskość nie była jednolita. Nie była ani "mono", ani "etno".
- W Galicji polonizowali się Austriacy, Czesi, Węgrzy albo Ukraińcy, w Kongresówce polonizowali się Rosjanie. W I Rzeczpospolitej była koncepcja gente Ruthenus, natione Polonus, "z rodu Rusin, narodowości polskiej" – przypomina Szczerek.
- Wtedy określenie "Polak" trzeba było tłumaczyć bardziej jako "Rzeczpospolitak". A sam Rusin był kimś takim jak Mazur, Litwin czy Wielkopolanin, no, może trochę bardziej "inny", ale nie tak inny jak Węgier czy Rosjanin. Nawet Niemiec mógł być Polakiem – wystarczyło, że mówił po polsku i był lojalny. Wyjątkiem byli Żydzi, bo tutaj wchodziły kwestie wyznaniowe.
Teraz to się pozmieniało i "być Polakiem" jest przez niektórych nacjonalistów zawężone do polskości etnicznej, ale zawsze jest rozszerzane w zasadzie, jak się chce, tylko że mocno na czuja: a to za zasługi, a to dlatego, że kogoś się lubi albo że ktoś jest "swojski"".
Rzecz w tym, że popyt na tę polską tożsamość obywatelską – w odróżnieniu od tożsamości etnicznej, tożsamości krwi, wzrośnie już w najbliższych latach, a sami Polacy się co do niej jak na razie nie dogadali. Kto jej będzie pożądał?
Ukraińcy, którzy przyjechali do Polski w latach 2014-2015, którzy właśnie uzyskują status długoterminowych rezydentów, a co za tym idzie po kilku latach, otworzy się dla nich droga do polskiego obywatelstwa.
Jeżeli dziś Polska z kilku tysiącami przyznawanych obywatelstw rocznie jest na końcu unijnej listy, to po 2025 r. to będzie rocznie kilkanaście albo nawet kilkadziesiąt tysięcy chętnych do obywatelstwa spoza grupy etnicznych Polaków.
Co na to polskie państwo? Jak na razie z przyszłymi obywatelami pracują głównie NGOsy.
Da się to zrobić inaczej.
Niemcy od lat mają kurs i egzamin integracyjny, podczas którego sprawdzana jest wiedza o kompetencjach poszczególnych instytucji, o prawach człowieka czy o specyfice ustroju federalnego. Zdanie egzaminu jest warunkiem uzyskania stałego pobytu i obywatelstwa. Promuje też państwowy pogląd na niemieckość jako równość, praworządność, różnorodność.
Z kolei Czechy od stycznia tego roku wymagają od aplikantów na kartę pobytu ukończenia 4-godzinnego kursu adaptacyjnego, który opowiada o podstawach funkcjonowania czeskiego społeczeństwa i administracji.
- Czesi są narodem pragmatycznym i jeżeli czegoś oczekują od migrantów, to właśnie pragmatyzmu - mówi dr Marek Prihoda z wydziału filozofii Uniwersytetu Karola w Pradze.
- Owszem, oczekujemy zachowania zgodnie z prawem, znajomości języka, ale tu chodzi raczej o dołączenie się do społeczeństwa, nie do narodu. W ogóle czescy politycy rzadko mówią o narodzie, a raczej o społeczności. Czeskość jako dołączenie się do narodu, a nie po prostu do społeczeństwa, byłaby zbyt wymagająca. Wolałbym żyć w kraju, gdzie od migrantów tego nie chcą – mówi Prihoda.
W Polsce na razie króluje koncepcja "automatycznej integracji", czyli "czas wszystko wyprostuje". Natomiast już dziś widać, że chociaż Polacy z Ukraińcami coraz częściej widują się w przestrzeni publicznej, to nie przekłada się to na głębsze więzi.
Dr Marta Kindler z Uniwersytetu Warszawskiego w 2017 r. była współautorką jednego z pierwszych badań o integracji cudzoziemców w Polsce. Wykazało ono, że nawet wśród Ukraińców długo mieszkających w kraju tylko nieliczni mają Polaków wśród bliskich znajomych i przyjaciół.
- Często się mówi, że dobre społeczne osadzenie zależy od tego, czy cudzoziemiec nauczył się języka i jak długo mieszka w kraju. Natomiast zapomina się o trzecim czynniku, czyli wspólnej przestrzeni do poznania się – mówi dr Kindler.
- Ukraińcy, którzy przyjechali do 2014 r., byli zmuszeni do większej interakcji z Polakami, ci co przybywają w ostatnich latach, w naturalny sposób odnajdują znajomych wśród osób ukraińsko- i rosyjskojęzycznych. Szczególnie jeżeli pracują w zawodach, w których jest mało Polaków, ciężko jest znaleźć partnera do rozmowy wśród miejscowych. I to nie jest tak, że komuś banalnie brakuje sprawczości. Większość Polaków też ma sieci pozamykane, nasycone. Nie wychodzą ze swojej bańki klasowej, trudno tego oczekiwać po cudzoziemcach bez uruchomienia dodatkowych inicjatyw".
Do braku wspólnej przestrzeni dochodzi jeszcze jedna kwestia - Ukraińcy często szukają w Polsce nie nowej tożsamości narodowej, tylko tożsamości europejskiej.
- Polska dla Ukraińców to jest przede wszystkim Zachód, to dla nich jest tożsamość, którą chcą nabyć - komentuje Olga Chrebor, pełnomocniczka prezydenta Wrocławia ds. migrantów ukraińskich.
- Szczególnie pracownicy wykwalifikowani wolą myśleć o sobie jako o obywatelach świata, którzy pamiętają o swoim miejscu urodzenia, aczkolwiek mają luźne przywiązanie do narodowości. Ja jako uczennica szkoły dla mniejszości ukraińskiej kiedyś miałam takie testy: czy się czujesz Polakiem, Ukraińcem, Polakiem ukraińskiego pochodzenia, Ukraińcem polskiego pochodzenia, Europejczykiem? Myślę, że migranci po latach pobytu w Polsce zaznaczyliby tego Europejczyka.
Wrocławianie, gdańszczanie, warszawiacy
Imigranci, którzy chcą zostać w Polsce na dłużej z reguły wybierają kilka największych metropolii. Za brakiem przystępnych wzorców tożsamości obywatelskiej i rządowej polityki integracyjnej jednoczą się nie z krajem, tylko z konkretną wspólnotą miejską. Przyjmują nową tożsamość lokalną zamiast nowej/drugiej tożsamości narodowej.
- Znam datę bitwy pod Grunwaldem, chodzę na cmentarz 1 listopada, ale dla mnie jednak Polska to nie historia i tradycje - tłumaczy 31-letnia Ałła, wrocławianka od sześciu lat.
- Polska to miejsce pracy, w którym się rozwijam, kraj, w którym mogę zadbać o rodzinę, skąd mogę RyanAirem za grosze polecieć do prawie każdego kraju UE. No i oczywiście Wrocław! Tu przyjechałam wprost z Kijowa, najpierw wątpiłam, czy odnajdę się poza stolicą. Ale teraz wiem - jeżeli musi być przeprowadzka, to raczej do innego kraju niż innego miasta w Polsce.
- Po tym, jak mieszkałeś w kilku krajach, inaczej patrzysz na kwestie tożsamościowe - mówi Igor Isajew, piarowiec i autor popularnego bloga Ukrainiec w Polsce. - Imigranci nie tworzą swoich narracji o polskości, tylko przyswajają już istniejące. Ci zamieszkali w Warszawie czy Poznaniu po jakimś czasie poczuwają się bardziej do polskiej lewicy i liberałów, w mniejszych miejscowościach - wspierają treści konserwatywne.
- Zresztą, cudzoziemcy, jeżeli się integrują, to w część społeczeństwa. Największe miasta, w odróżnieniu od państwa, tworzą swoje polityki migracyjne, centrum wielokulturowe. Więc nie dziwię się, że Ukraińcy w Polsce to bardziej członkowie polskich wspólnot miejskich niż narodu polskiego. I to jest całkiem europejskie podejście - dodaje Isajew.
Podobnego zdania jest Anca Kovrigova, dyrektorka Centrum integracji cudzoziemców w Pradze: - Ktoś i po 15 latach nie czuje się Czechem, ktoś czuje się po pięciu, ale inni tego nie akceptują. Tożsamość lokalna jest bardziej inkluzywna, bezdyskusyjna. Nie jest gorszą wersją integracji, tylko bardziej skuteczną.
Olha Meńko, redaktorka naczelna portalu UAinKrakow.pl, od pięciu lat mieszkanka stolicy Małopolski mówi, że w ogóle nie jest zasmucona, gdy ktoś z Polaków odmawia jej polskości, ale bardzo przeżywa, gdy odmawiają jej więzi z Krakowem. I apeluje, by częściej mówić o tożsamościach w paradygmacie i/i, nie albo/albo:
- Mnie w Polsce brakuje rozmów o kulturze, ale nie w sensie, jakie wystawy oglądamy czy jakie piosenki śpiewamy, czy co gotowała nasza babcia na Wielkanoc, tylko rozmowy o naszych - migrantów i Polaków - wartościach, jak czujemy się, mieszkając obok, jak chcielibyśmy się czuć. Chcę rozmowy partnerskiej: jak kogo zrozumieć - a nie jak kto ma do kogo się dostosować.
A ja dodam - chcemy rozmowy, w której to razem możemy na Polskę ponarzekać. Bo co może być lepszym zwieńczeniem integracji, niż wspólne celebrowanie jednej z kluczowych polskich wartości - narzekania?