Sprawa pobicia fotoreportera "Newsweeka" umorzona
Dochodzenie w sprawie uszkodzenia aparatu
fotoreportera "Newsweeka" Adama Tuchlińskiego i skierowania wobec
niego gróźb zostało umorzone - poinformował zastępca
szefa Prokuratury Rejonowej Warszawa - Śródmieście Zdzisław
Kuropatwa. Fotoreporter od decyzji prokuratury może się odwoływać.
Do incydentu doszło pod koniec maja. Adama Tuchliński robił zdjęcia byłemu prezesowi Narodowego Funduszu Zdrowia Aleksandrowi Naumanowi, byłemu ministrowi zdrowia, szefowi mazowieckiego SLD Mariuszowi Łapińskiemu, byłemu szefowi gabinetu politycznego Łapińskiego - Waldemarowi Deszczyńskiemu i Małgorzacie Kazubowskiej, która jest towarzyszką życia Naumana i szefową rady nadzorczej firmy "Centrum Osteoporozy" (której prezesem jest Deszczyński). Wszystkie osoby znajdowały się w miejscu publicznym - w ogródku letnim restauracji "Pod Żubrem", mieszczącej się w gmachu siedziby SLD w Warszawie.
Jak relacjonował fotoreporter, zdołał zrobić kilkanaście zdjęć. Nie podobało się to Naumanowi, który poprosił go, by wylegitymował się, po czym spisał jego imię, nazwisko i redakcję. W tym czasie Łapiński telefonował do prawnika, by zablokować publikację tych zdjęć.
Kiedy Tuchliński wyszedł z budynku, zaatakowało go dwóch działaczy młodzieżówki SLD - "Emil" i "Milimetr". Zażądali od niego filmu. Doszło do szarpaniny, w wyniku której aparat został uszkodzony.
Zdaniem prokuratury nie ma wystarczających dowodów na to, że Tuchlińskiemu grożono. "Przesłuchani świadkowie nie potwierdzili, by wobec pana Tuchlińskiego kierowano jakieś groźby. Tylko jedna osoba powiedziała, że słyszała, jak fotografowani mężczyźni uprzedzają fotoreportera, że jeśli nie zostawi ich w spokoju - wezwą policję" - wyjaśnił Kuropatwa.
Kuropatwa zaznaczył, że w takiej sprawie trzeba udowodnić sprawcy chęć zniszczenia mienia. Świadkowie natomiast twierdzą, że mężczyźni chcieli jedynie, by Tuchliński oddał im film. Jak relacjonują świadkowie, pan Tuchliński sam uszkodził aparat - próbując wyszarpnąć go.
W konsekwencji incydentu krajowy sąd partyjny SLD usunął z partii Łapińskiego i Naumana. Uzasadniając utrzymanie tego orzeczenia w II instancji, sąd SLD wyraził "głębokie przekonanie, że zajście nastąpiło za przyzwoleniem obu panów".
Prokuratura wykluczyła natomiast, by do zdarzenia doszło z inspiracji Łapińskiego i Naumana - wyjaśniając, że nie wskazują na to akta sprawy.