PolskaSprawa Boniego – dwadzieścia lat później

Sprawa Boniego – dwadzieścia lat później

Po dwudziestu latach od ujawnienia agenturalnej działalności Michała Boniego, a piętnastu od opisania tego w literaturze przedmiotu, przypomniał sobie o tym tak delikwent, jak i jego kolega z KL-D i rządu Bieleckiego – Donald Tusk. Czy nie jest groźne desygnowanie na premiera człowieka z takimi zanikami pamięci? Tusk mówi, że Boni „powinien odpracować swe błędy” w rządzie.

06.11.2007 11:06

W swojej wypowiedzi dla jednej z komercyjnych stacji telewizyjnych potwierdziłem jedynie to, co parę godzin wcześniej łzawo wyznał Boni w oświadczeniu dla szerokiej publiczności, że był ubeckim tajnym współpracownikiem. To nic nowego. Ludzie środowiska „WOLI” wycisnęli z niego to przyznanie się dwadzieścia lat wcześniej. Wiedzieli o tym wtedy Andrzej Urbański, Maciej Zalewski, szefowa Międzyzakładowego Komitetu Koordynacyjnego „Celina”. Kto jeszcze? Ostrzeżenia dotarły wówczas zapewne do ok. 15–20 osób. Szeptanka zaś – do całego środowiska podziemnej Warszawy.

Amnezja Andrzeja Urbańskiego wynika najpewniej z przepracowania. Szeroka publiczność poznała te fakty w parę lat później, po sporządzeniu list Milczanowskiego i Macierewicza. Ta ostatnia opublikowana została w wielu pismach 15 lat temu. Ostatnie wystąpienie Boniego poznawczo nie wniosło więc nic nowego. Poza tym, że chciałby zapewne wzorem Olechowskiego wyprzedzić lustrację, nieuchronną w przypadku przyjęcia stanowiska ministra, czyli rozbroić bombę przed wybuchem.

Głównym powodem mego wystąpienia w związku z wyznaniem Boniego jest jednak postępowanie Donalda Tuska, a nie samego delikwenta. Zgoda, jeśli ktoś nagrzeszył lub, jak formułuje to Tusk, „popełnił błąd” – powinien to odpracować. Ale dlaczego na odpowiedzialnym stanowisku w rządzie? A nie np. przy robotach publicznych? Euro 2012 za pasem!

Fakt, do którego przyznał się Boni, że donosił pod wpływem szantażu, eliminuje go przecież z prac o znaczeniu państwowym. Tylko człowiek silny, odporny na szantaże, może być we władzach państwa. Dwadzieścia lat robienia kariery politycznej w kłamstwie wobec społeczeństwa powinno skłonić Boniego do wyboru innego zawodu niż piastowania posady np. doradcy premiera czy ministra. Czy więcej w jego wyznaniach krótkowzroczności czy bezczelności?

Z tej przykrej sprawy wypływa wniosek oczywisty: Konieczne jest szybkie i pełne otwarcie archiwów IPN, by wszyscy mogli odpowiedzieć sobie m.in. na pytanie: co i na kogo donosił Boni (TW Znak, nr. rej. 54 946) lub ks. Czajkowski (TW Jankowski) i podobni, którzy podobno nie szkodzili nikomu, lecz np. „dzielili się radościami”? W zasobach IPN, a może WSI, na pewno są dokumenty mówiące, kto wsypywał drukarnie. Przy okazji okaże się, dlaczego wpadały offsety „WOLI”, bo szpicle musieli być wewnątrz. Jakie stanowiska piastują teraz?

Przy okazji prostuję, zgodnie z wolą Boniego – tylko przez pośpiech dziennikarzy przypisano mi pogląd, jakobyśmy ok. roku 1986–1987 uznali, że to przez Boniego wpadały drukarnie. Było odwrotnie: Przy okazji nerwowych i intensywnych poszukiwań przyczyn różnych wpadek – Michał pękł i powiedział paru osobom o swej współpracy z SB. Zresztą w innej wersji niż ta, którą podał do wierzenia ostatnio: Mianowicie, że go dopadli, gdy z ekipą nad ranem malował hasła koło Dworca Wschodniego. I że potem się złamał. Ma wyraźne kłopoty z wyborem wersji.

Jego potencjał intelektualny można ocenić, czytając stare numery „WOLI” i paru innych pism. Według jednego z kolegów – prześmiewców z tamtych czasów: Trzeba go odciąć od techniki, niech dalej pisuje te wypracowania z polskiego – czyli jałowe analizy polityczne. Michał Boni idąc za przykładem Beaty Sawickiej, chciał przez swe łzawe wyznania przed wielomilionową publicznością przerobić występek w cnotę.

Tak czy owak – nie ma kwalifikacji do rządzenia społeczeństwem. Zabrałem głos w tej sprawie tylko po to, by utrudnić Donaldowi Tuskowi konstruowanie rządu z agentów i byłych agentów. Prof. Mirosław Dakowski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)