"Sprawa abp. Wielgusa jest pewnego rodzaju przełomem"
Znam kilku nauczycieli. Jak wyjeżdżałem tu do Warszawy, to powiedzieli, że oni chętnie zrezygnowaliby nawet z części płac, które posiadają w tej chwili, aby Roman Giertych nie był wicepremierem - powiedział przewodniczący klubu parlamentarnego PO Bogdan Zdrojewski w Salonie Politycznym Trójki.
10.01.2007 11:57
Michał Karnowski: Sensacja. Ciekawy wywiad z późnego wieczora, z wczoraj. Wywiad dla TVP Prymasa Józefa Glempa. Wiarygodność jego ma pewne niuanse, ale jest to taki bardzo charakterystyczny cytat ze słów Prymasa, który tak mówi o abp. Wielgusie. Czy rzeczywiście wiarygodność abp. Wielgusa jest?
Bogdan Zdrojewski: Uważam, że politykom trochę wara od Kościoła i od określania wiarygodności zwłaszcza arcybiskupów i wysokich hierarchów kościelnych. Uważam, że niedobrze się staje, że od czasu do czasu osoby pozostające całkowicie poza Kościołem dokonują ocen, w niektórych wypadkach ocen moralnych lub wtrącają się lub przymuszają instytucje Kościoła do określonych decyzji. Ja tego nie zrobię.
Czyli tutaj, polityk powinien tak po prostu pójść na ingres, posłuchać kazania?
- Nie. Uważam, że politycy znajdują się w określonych sytuacjach, budują określone warunki, także np. dla procesów lustracyjnych. Natomiast te presje, albo od czasu do czasu wręcz żerowanie na kłopocie, na wielkim problemie - wręcz tragedii - jest po prostu niewłaściwe.
Ale czy np. premier mówiąc tak: gdyby do ingresu doszło, dramat, który przeżywa Kościół byłby jeszcze ostrzejszy. Przesadza? Nadużywa swojego prawa do wypowiadania opinii?
- Prezydent znajduje się w szczególnej sytuacji.
Premier. To premier.
- Premier również. I są to osoby, które posiadają odrębny tytuł do komentowania niektórych wydarzeń. Ja bym na miejscu premiera tego komentarza nie udzielił. Ale potwierdzam jeszcze raz, że są to osoby szczególnie usytuowane.
To może da się Pan namówić na ocenę dziennikarzy. Wczoraj ks. Prymas bardzo krytycznie mówił o roli mediów. Przyrównał m.in. ekipy telewizyjne czekające pod jego domem, pod domem Arcybiskupów Warszawskich, do esbeków, którzy w czasie Millenium Chrztu Polski w 1966 roku śledzili i prześladowali Kościół.
- To bardzo ładny żart ze strony Pana redaktora. Ja nie zdecydowałem się na ocenę arcybiskupa. Pan mnie zachęca do tego, abym dokonywał oceny dziennikarzy. Nigdy w życiu.
Ale tak w dwóch zdaniach. Jednak myślę, że polityk nie może uciekać od tak ważnej sprawy. Czy ta sprawa abp. Wielgusa coś nam pokazała, była skandalem, była oczyszczeniem?
- Była przede wszystkim wielką tragedią - to nie podlega dyskusji. Jest pewnego rodzaju przełomem. Wskazuje na istotne problemy, jakie pojawiają się nie tylko w tej instytucji, ale także w życiu publicznym, w którym wszyscy partycypujemy. Uważam, że trzeba pamiętać też, jaką instytucją jest Kościół, myślący raczej wiekami niż dniami. Dlatego też, te oceny powinny być według mnie - nawet jeżeli one są takie - powinny być nieco stonowane, mniej agresywne, nawet tam, gdzie pojawiają się właśnie oceny. I trzeba pamiętać, że tego typu instytucje muszą uzyskiwać szacunek trwały w długim okresie, bo dla nas wszystkich jest to potrzebne. Trzeba pamiętać, że dorobek Kościoła w Polsce jest szczególny - powinien być chroniony i pielęgnowany. Natomiast to zadanie należy do samego Kościoła, należy do wiernych, należy do polityków, należy do dziennikarzy. Wszyscy musimy o tym pamiętać, rozstrzygać to we własnym sumieniu i starać się, by przede wszystkim nie szkodzić.
Zmieńmy temat. Czy wie Pan, kto jest szefem Europejskiego Banku Centralnego?
- Nie. Nie wiem. Wiem mniej więcej. Nigdy się nie zajmowałem Europejskim Bankiem Centralnym, natomiast zajmowałem się polskim NBP i oczywiście wiem, że Leszek Balcerowicz nie jest już prezesem.
Pan Skrzypek nie wiedział, kto jest szefem Europejskiego Banku Centralnego. Ale chyba jednak zostanie szefem NBP?
- Tak. Wszystko na to wskazuje, choć jeszcze trwają targi koalicyjne. Dzisiaj rano, za kilkanaście minut na konwencie seniorów będzie rozpatrywany punkt i ewentualne głosowanie nad wnioskiem LPR o przesunięcie głosowania nad kandydaturą pana Skrzypka na następne posiedzenie lub na piątek. Wynika to z ultimatum, jakie postawiła LPR PiS-owi - mowa oczywiście o Romanie Giertychu.
A te 500 mln, których żąda LPR, zresztą nie dla siebie, dla nauczycieli, to drogo czy tanio za pana Skrzypka?
- Znam kilku nauczycieli. Jak wyjeżdżałem tu do Warszawy, to powiedzieli, że oni chętnie zrezygnowaliby nawet z części płac, które posiadają w tej chwili, aby Roman Giertych nie był wicepremierem. Ale to tak na marginesie.
- Według mojej oceny nie spełnia. Widać to było także po odpowiedziach na komisji finansów publicznych, gdzie praktycznie żadne pytanie - pytanie istotne o politykę kursową, o euro, o niektóre warunki, które stawiają koalicjanci także prezesowi - nie spotkało się z odpowiedzią ze strony pana Skrzypka. To smutne. Z drugiej strony - widać było wyraźnie, że zainteresowanie problematyką NBP dopiero się pojawia. Zresztą Pana pytanie dotyczące kandydatur czy osób funkcjonujących w establishmencie finansowym Europy czy świata było tego dodatkowym dowodem. Natomiast nas martwi inna rzecz – PO, ale także bardzo wiele osób funkcjonujących w życiu gospodarczym stwierdza, że najważniejsza w NBP jest jego niezależność - to jest fundament. To powinna być instytucja stojąca na straży naszych pieniędzy i pieniędzy w obiegu biznesowym, gospodarczym. Martwimy się tą wstępnie założoną nie-niezależnością. To może być poważny problem.