Spóźniony refleks
Stanisław J. Lec napisał niegdyś: „Ludzie mają spóźniony refleks; pojmują zwykle dopiero w następnych pokoleniach”. Choćby tylko z chęci oszczędzenia przyszłym pokoleniom tej smutnej refleksji, powinniśmy udać się w czerwcowym referendum do urn. I zorganizować to tak, byśmy zdążyli na czas.
Nie chodzi bowiem o to, że rzeczywistość radykalnie się zmieni z nadejściem dnia następnego, następne dni i miesiące nie będą od razu lepsze. Nie powinno jednak być gorzej. Wejście do Unii nie zatrzęsie życiem codziennym statystycznego Polaka: dalej u cioci na imieninach będzie utyskiwał na zdrowie lub chroniczną szczupłość portfela, zagryzał wódkę ogórkiem kiszonym, w niedzielę zaś biegł do Kościoła. Kłopot w tym, że statystyczny rodak w ogóle może referendum przegapić - w fałszywym przeświadczeniu, że do urn pójdą za niego sąsiedzi.
Frekwencja przy urnach w Prudniku powinna budzić uzasadniony niepokój. W prareferendum europejskim co prawda przytłaczająca większość (81,14%) opowiedziała się na „tak”, ale głosujących było niewielu (27,17%). Widocznie resztę mieszkańców Prudnika zatrzymały w domach inne nie cierpiące zwłoki obowiązki. Niekoniecznie obywatelskie.
Wygląda na to, że tylko w mediach euroentuzjaści i eurosceptycy skaczą sobie do gardeł, tymczasem statystyczny Kowalski ma to zamieszanie w nosie. Może wychodzi z założenia, że zdania zawsze muszą być podzielone – pomiędzy silnych, a ponieważ Kowalski nie ma władzy, nie ma też zdania. Lub tkwi w przekonaniu, że jego zdanie naprawdę się nie liczy. Ponieważ czas antenowy głównie został zarezerwowany dla Rywingate, sprawę najwyższej wagi dla Polski, zatem o Unii Kowalski niewiele dowiedzieć się może, ponad to, co już wie. Unia nie jest zamachem na wolność statystycznego Kowalskiego, tym bardziej - na niepodległość Polski. Stąd też Polak gwałtownie nie broni się przed wejściem do Unii – nie bierze tego do siebie. Niemniej nie podejmuje żadnych kroków, by sobie wejście do Unii ułatwić. A Unia sama do niego nie przyjdzie.
Na marginesie - ciekawe, że hymn narodowy Polski odwołuje się do ruchu: „Marsz, marsz Dąbrowski/ z ziemi włoskiej do Polski”. Niebłaha odległość zważywszy, że większość rodaków nawet do urn domaszerować nie może. Tak chętnie zaznaczamy naszą niepodległość i poczucie tożsamości. Jednak wszyscy ci, którzy w swych hymnach wyśpiewują pochwałę wolności ( między innymi Francuzi w Marsyliance, która upamiętnia zburzenie murów więziennych Bastylii, Grecy w swojej ”Odzie do wolności”, Szwedzi w refrenie hymnu państwowego „Chcę żyć i umrzeć za Skandynawię”), przed nami odśpiewali „Odę do radości” – oficjalny hymn Unii Europejskiej. I jakoś nie darli z tego powodu włosów z głowy.
Anna Andruszkiewicz