Spór we włoskim rządzie po apelu o bojkot otwarcia olimpiady
Ostry spór w rządzie Silvio Berlusconiego i całej
koalicji wywołał wystosowany przez dwójkę polityków
Sojuszu Narodowego, w tym minister ds. sportu, apel do włoskich
olimpijczyków o bojkot inauguracji igrzysk w Pekinie.
05.08.2008 | aktual.: 06.08.2008 00:55
Sportowcy odpowiedzieli stanowczo, że wykluczają taką ewentualność. Przeciwny bojkotowi jest także sam premier.
W centroprawicowej koalicji dominuje opinia, że pomysł jest absurdalny czy wręcz byłby przejawem hipokryzji, skoro na inaugurację jedzie minister spraw zagranicznych Włoch Franco Frattini.
Z inicjatywą bojkotu wystąpił najpierw przewodniczący klubu bloku koalicji w Senacie Maurizo Gasparri z Sojuszu Narodowego. Jego zdaniem opuszczenie ceremonii otwarcia igrzysk byłoby mocnym przesłaniem przeciwko brakowi poszanowania praw człowieka w Chinach.
Sugestię tę poparła natychmiast minister do spraw młodzieży i sportu Giorgia Meloni.
Minister Frattini przedstawiając stanowisko swoje oraz premiera Berlusconiego oświadczył, że igrzyska olimpijskie są wielkim świętem sportu i nikt nie może ich upolityczniać. Zapewnił, że kwestie praw człowieka strona włoska porusza zawsze podczas spotkań politycznych z przedstawicielami władz Chin.
Przywódca koalicyjnej Ligi Północnej Umberto Bossi wyraził przekonanie, że hipokryzją byłoby pojechać na igrzyska, ale nie wziąć udziału w ich inauguracji.
Minister obrony Ignazio La Russa, lider Sojuszu Narodowego zaapelował, aby nie wywierać nacisków na sportowców. Dodał, że sam pojechałby do Pekinu tylko wtedy, gdyby na ceremonię został zaproszony duchowy przywódca Tybetańczyków dalajlama.
Włoscy olimpijczycy w wywiadach powiedzieli, że nie zamierzają bojkotować ceremonii i wyrazili oburzenie całą dyskusją.
Wcześniej niektórzy z nich deklarowali, że ogolą sobie głowy na znak solidarności z prześladowanymi mnichami tybetańskimi.
Sylwia Wysocka